W ubiegłym tygodniu Leszek Miller zawitał do Rosji, by uczestniczyć w 14. spotkaniu Klubu Wałdajskiego, które w tym roku odbywało się w Soczi. Z listy uczestników, którą otrzymała „Rzeczpospolita" od organizatorów, wynika, że oprócz byłego polskiego premiera z zagranicznych polityków w imprezie uczestniczyli były prezydent Afganistanu Hamid Karzaj, były kanclerz Austrii Wolfgang Schüssel i były szef łotewskiego MSZ Janis Jurkans (kontrowersyjny polityk polskiego pochodzenia).
Reszta to Rosjanie i szerzej nieznani zachodni analitycy. Na liście widnieje 27 nazwisk, ale rosyjskie agencje mówiły o 140 uczestnikach, z czego 100 to zagraniczni politycy i analitycy. Ale nie wszyscy zagraniczni goście, jak twierdzą organizatorzy, chcą ujawniać swoje wizyty w Rosji.
– Coroczne zebrania Klubu Wałdajskiego, na których pojawia się Putin, są spektaklem wyreżyserowanym pod kątem potrzeb polityki zagranicznej Kremla. Goście, którzy w tej imprezie uczestniczą, zwłaszcza po 2014 roku, chcąc czy nie chcąc są obsadzani w roli, która sprowadza się do uwiarygodniania Kremla jako „normalnego" i szacownego aktora na arenie międzynarodowej – mówi „Rzeczpospolitej" Witold Rodkiewicz, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.
Krym jak Kosowo
– Przesłanie tegorocznego zebrania jest jasne i stanowi powtórzenie dotychczasowego stanowiska Kremla: całą winą za kryzys w relacjach z Rosją ponosi Zachód – dodaje Rodkiewicz.
Z wywiadów, których Leszek Miller udzielił rosyjskim mediom, wynika, że nie tylko akceptuje on rosyjską politykę, ale również powtarza wygłaszane często przez propagandę Kremla opinie. Zapytany o przyjętą niedawno przez Sejm ustawę o dekomunizacji, która przewiduje usunięcie sowieckich pomników (nie dotyczy pomników znajdujących się na cmentarzach), stwierdził, że w Polsce „fałszuje się historię".