78 polskich partii politycznych

W Polsce jest 78 partii. Członkowie 74 prawie nie mają szans na władzę. Ale mają przekonania

Publikacja: 20.09.2010 03:52

Marian Indelak z Komunistycznej Partii Polski podkreśla, że „nie trzymają z SLD”. – Bo odeszli od ko

Marian Indelak z Komunistycznej Partii Polski podkreśla, że „nie trzymają z SLD”. – Bo odeszli od korzeni – tłumaczy

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski TJ Tomasz Jodłowski

Przewodniczący Konfederacji Polski Niepodległej Władysław Borowiec już wie, że w tych wyborach samorządowych jego partia nie wystartuje. – W samym Krakowie trzeba by wystawić kilkudziesięciu kandydatów – wyjaśnia. A tylu członków KPN ma w całym kraju.

Marianowi Indelakowi z Komunistycznej Partii Polski na władzy nie zależy. – Salony nie są dla mnie – deklaruje.

– Zdobycie władzy nam w najbliższym czasie nie grozi, ale działać mogą nie tylko wielkie ugrupowania – przekonuje Jan Szczepankiewicz, szef dwóch partii: Polskiego Porozumienia Przedsiębiorczości i Pracy oraz Europy Wolnych Ojczyzn – Partii Polskiej.

Z 78 partii zarejestrowanych w naszym kraju liczy się kilka. Przede wszystkim obecna w parlamencie „wielka czwórka” PO, PiS, SLD i PSL. Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, rozwiewa marzenia o wejściu do wielkiej polityki partii spoza tej grupy. – Nie ma żadnej możliwości, aby mogły w obecnej sytuacji zdobyć władzę – mówi „Rz”. – Chodzi o finansowanie z budżetu państwa, a zapewniły je sobie ugrupowania, które w parlamencie już są – wyjaśnia. 

Po co działać w partii, skoro nie ma się szans na uczestnictwo we władzy? – Ludzie, którzy w coś wierzą, nawet wbrew rzeczywistości próbują coś robić. Szkoda, że ten kapitał społeczny nie jest u nas wykorzystywany – uważa Jabłoński.

– Tylko część partii chce tak naprawdę zaistnieć w dużej polityce. Z psychologicznego punktu widzenia ich zakładanie wiąże się przede wszystkim z poszukiwaniem grupy ludzi o tych samych poglądach – tłumaczy dr Marcin Stencel, psycholog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. – Zespół ludzi daje poczucie bezpieczeństwa według zasady: nie tylko ja tak myślę, ale i 30 innych Polaków, którzy wstąpili do mojej partii.

[srodtytul]Aspiracje się pojawiają[/srodtytul]

– Mam poglądy komunistyczne, socjalistyczne. Kapitalizm ma tylko jedną twarz: zbrodniczą – twierdzi Marian Indelak.

Przyjmuje w smutnym biurowcu po wielkiej w PRL Hucie Bankowej w Dąbrowie Górniczej w Zagłębiu, w której kiedyś był kierownikiem administracji. Skromny pokoik w siedzibie partii, na ścianie plakat z hasłem: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”, i gobelin z twarzą Karola Marksa. – Szkoda, że pani nie przyszła w sobotę. Mieliśmy plenum Krajowego Komitetu Wykonawczego KPP – mówi Indelak.

Ten emeryt po osiemdziesiątce, numer legitymacji partyjnej 01, robi wrażenie żywotnością. Traktuje partię jako działalność społeczną: „o wielkiej polityce się tu nie myśli, choć takie aspiracje się pojawiają”.

W socjalizm wszedł, gdy w 1942 r. zobaczył, jak hitlerowcy powiesili robotników, którzy zakładali komórki Polskiej Partii Robotniczej w dąbrowskiej hucie. – Wtedy powiedziałem sobie: „pójdę ich drogą”. No i idę już tak ponad 60 lat – wyznaje.

Rozwiązanie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej odebrał jako osobistą porażkę. – Sprzedali Polskę, podzielili się pieniędzmi i poszli w salony, a robotnicy zostali sami – ocenia koniec PRL. Nazywa ten moment „dniem handlowca”.

Kiedy do Polski wszedł kapitalizm i zaczęły się zwolnienia robotników, Indelak poczuł, że musi walczyć o ich prawa. Z grupą działaczy najpierw założył Związek Komunistów „Proletaryat”, ale sąd miał uwagi do statutu i partię trzeba było rozwiązać. W 2002 r. zarejestrowali Komunistyczną Partię Polski z symbolem sierpa i młota. Mają okręgi w większości województw, przewodniczący Józef Łachut jest z Warszawy.

Nomenklatura peerelowska: zjazd partii (co cztery lata), Krajowy Komitet Wykonawczy, plenum.

[srodtytul]Emeryt ma czas dla KPN[/srodtytul]

Choć Konfederacja Polski Niepodległej jest dziedziczką całkiem innej tradycji niż KPP, dzieli z nią niedolę partii małej, biednej i bez widoków na władzę. – Trwa budowa struktur. Jest dziś kilkudziesięciu członków, bo liczą się tylko ci, którzy wypełnili deklaracje (żeby wstąpić do KPN, trzeba m.in. napisać życiorys). Mamy młodych zwolenników m.in. w Łodzi i Siedlcach – wylicza Władysław Borowiec, przewodniczący KPN, której siedzibę ulokował we własnym mieszkaniu w Nowej Hucie. – Niektórych dawnych działaczy nie chcemy przyjąć. Zwłaszcza tych, którzy przyczynili się do rozbicia Konfederacji.

Konfederacja powstała w 1979 r. i była wówczas jedyną w dawnym bloku wschodnim partią antykomunistyczną. Otwarcie głosiła, że dąży do odzyskania przez Polskę niepodległości. Po 1991 r. miała posłów w Sejmie.

Borowiec wstąpił do KPN w 1989 r. Przez lata pracował w Naftobudowie, a kilka lat temu skończył studia historyczne i obronił pracę magisterską poświęconą genezie i pierwszym latom działalności KPN. Dziś jest na wcześniejszej emeryturze i ma dużo czasu dla partii.

Chciał reaktywować Konfederację m.in. dlatego, że nie był zadowolony z tego, w jaki sposób KPN w 2003 r. „zszedł z politycznej sceny” (sąd wykreślił ugrupowanie z rejestru partii, bo Konfederacja za późno złożyła sprawozdanie finansowe po wyborach do samorządu). Reaktywowany w 2007 r. KPN chce wzmocnić urząd prezydenta, odchudzić biurokrację. Proponuje też „przymus przejścia na emeryturę po osiągnięciu wieku emerytalnego. Spowoduje to szybszą wymianę starej kadry nomenklaturowej i umożliwi awans ludzi młodych” – czytamy w tezach programowych. W polityce zagranicznej chce m.in. „współpracy z narodami Międzymorza, od Finlandii nad Bałtykiem po Chorwację nad Adriatykiem i Mołdawię nad Morzem Czarnym”. – Społecznie najważniejsza jest pomoc osobom biednym – podkreśla Borowiec.

Partia chce też reformy sądownictwa, m.in. zakończenia pracy przez sędziów, którzy ukończyli 65 lat.

[srodtytul]Nie obarczać Gierka[/srodtytul]

W peerelowską przeszłość zapatrzony jest twórca Ruchu Odbudowy Gospodarczej im. Edwarda Gierka prof. Paweł Bożyk. Ruch ma siedzibę w samym centrum Warszawy w biurze eurodeputowanego Adama Gierka, syna byłego I sekretarza PZPR. W latach 70. Bożyk, dziś rektor prywatnej uczelni, był doradcą Gierka. – Do mnie należało informowanie go o tym, co dzieje się na świecie, doradzanie w sprawach ekonomicznych – wspomina.

Ruch Odbudowy Gospodarczej założył, by „reprezentować biedniejszą część społeczeństwa”.

– Walczymy też, by lata 70. były sprawiedliwie oceniane – podkreśla. – Ludzie się bawili, kawiarnie pękały w szwach, do kraju trafiały najlepsze filmy – wylicza i dodaje, że zadłużeniem Polski na 19 mld dolarów nie można obarczać Gierka: – Wybudowano i zmodernizowano 570 fabryk. Zyski z ich prywatyzacji do 2003 r. wyniosły 40 mld dolarów, czyli dobrze zarobiliśmy na tych fabrykach.

– Co jakiś czas przychodzą mieszkańcy ze swoimi problemami. Z sentymentem wspominają tamte czasy – dodaje Mieczysław Kozłowski, szef biura partii i asystent Adama Gierka.

[srodtytul]Wielki Książę i Emir Tatarów[/srodtytul]

Tęskniących do PRL dzieli przepaść od Jana Szczepankiewicza. Ten krakowski przedsiębiorca na co dzień zajmuje się produkcją części do maszyn i urządzeń. Pochodzi z rodziny inteligenckiej o bogatych tradycjach patriotycznych i przemysłowych. Ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest specjalistą od organizacji i zarządzania, ale też rolnikiem – teoretykiem upraw polowych.

W latach 80. musiał wybrać „pomiędzy pracą w socjalistycznym systemie schyłkowego PRL a działalnością na własny rachunek”. Założył firmę, którą do dziś prowadzi. Nad wejściem do niej powiesił napis: „Kto nie maszeruje, ten ginie”.

Nie znosi telewizji, pantofli, narzekania i świętego spokoju. Po co założył swoje partie?

– Chcemy popularyzować zagadnienia, o których mówi się mało lub wcale – wyjaśnia Szczepankiewicz. Polskie Porozumienie Przedsiębiorczości i Pracy chce więc np. „stopniowo uwolnić Polaków od składki ZUS, bez naruszenia słusznie nabytych praw do stosownych świadczeń” i zrewidować nieuczciwe akty prywatyzacji.

Zdaniem dr. Marcina Stencla część liderów niewielkich ugrupowań chce się poprzez partię rozreklamować, zaistnieć w mediach. – A że czasem partie zakładają ekscentrycy? Wielu takich zapisuje się też do partii finansowanych z budżetu – zauważa Wojciech Jabłoński.

– Nie jesteśmy tak głośni jak Janusz Korwin-Mikke i nie należy od nas oczekiwać wybryków, zwłaszcza w mediach – mówi Szczepankiewicz. – Chcemy pokazać, że nie każdy przedsiębiorca postępuje tak jak pan Palikot.

– Skupiamy ludzi na poziomie, minimum z wykształceniem średnim. Żadnych krzykaczy i fantastów – zapewnia Leszek Wierzchowski, regent Polski i Polskiego Ruchu Monarchistycznego (nazywany przywódcą, a także Wielkim Księciem, Wielkim Kniaziem Ukrainy-Rusi, Kniaziem Imperium Rosji i Emirem Tatarów).

Część małych ugrupowań zaniedbuje kontakty z mediami. Edward Bezner, prezes partii o nazwie Sztandar Matki Boskiej Licheńskiej Bolesnej Królowej Polski (autor książki o diecie optymalnej „Czy Kwaśniewski ma rację?” z podtytułem „Propozycja diety z punktu widzenia parapsychologa”) zarejestrowanej w Bytomiu, jest nieufny wobec dziennikarzy. Bo „przekręcają słowa”, poza tym „ludzie się podszywają pod dziennikarzy”. Spotkać się nie chce. – Musimy troszeczkę poczekać – mówi, ale nie wyjaśnia na co i jak długo.

[srodtytul]Bez stresów[/srodtytul]

Założenie partii nie jest trudne. Aby uzyskać wpis do rejestru (przy Sądzie Okręgowym w Warszawie), wystarczy zebrać 1000 podpisów. Trzeba mieć statut, corocznie składać sprawozdanie z działalności.

Największym problemem partii są pieniądze. Subwencję z budżetu państwa na działalność otrzymują tylko te ugrupowania, które uzyskały w wyborach parlamentarnych co najmniej 3 proc. głosów (w tym roku partie otrzymają łącznie ponad 114 mln zł). Reszta musi się utrzymywać ze składek członków lub darowizn.

Sytuacja finansowa nie wróży małym partiom sukcesu. Składka w KPP wynosi 5 zł, choć można płacić więcej. – Ja tak robię, bo mam wysoką emeryturę – mówi Marian Indelak.

Członków partii jest około 900 – to głównie robotnicy, górnicy, hutnicy. Część z nich „odchodzi w sposób naturalny”, są też sympatycy – poza statystyką. – Legitymacja KPP może powodować kłopoty w pracy. Jak na przykład się ma szefa z PiS – tłumaczy Indelak.

Składki dla członków KPN są symboliczne: dla pracujących 10 zł, dla emerytów i rencistów – 5 zł, dla pozostałych – 2 zł miesięcznie.

Ruch Odbudowy Gospodarczej im. Edwarda Gierka nie zbiera składek, zachęca jednak do wpłacania darowizn.

Prof. Bożyk przyznaje, że nie dysponują dużymi funduszami: – Z lokalu korzystamy dzięki uprzejmości Adama Gierka. Co do materiałów, ulotek zawsze znajdzie się ktoś, kto je wydrukuje.

Podobnie w Polskim Porozumieniu Przedsiębiorczości i Pracy oraz Europie Wolnych Ojczyzn – Partii Polskiej: składki członkowskiej nie ma, jedynie darowizny. – Ideowe z założenia partie funkcjonują w ten sposób bez niepotrzebnych stresów dla osób finansowo wrażliwych, np. studentów czy emerytów – tłumaczy Szczepankiewicz, którego partie mają łącznie kilkuset członków.

[srodtytul]Możemy iść z każdym[/srodtytul]

Jeśli samemu niewiele się zdziała, to może trzeba szukać sojuszników? Członkowie KPP chodzą na pochody i demonstracje z Polską Partią Pracy (Bogusława Ziętka – szefa Sierpnia ,80). A SLD? – Nie trzymamy z nimi. Odeszli od korzeni – tłumaczy Indelak.

Szef KPN jest przekonany, że dla Konfederacji nie zabraknie miejsca na scenie politycznej: – Być może nie wystartujemy w wyborach samorządowych, ale myślimy o koalicji w wyborach do Sejmu czy własnym starcie do Senatu.

– Nie zamierzamy udzielać poparcia kandydatom przypadkowym – zapewnia z kolei Jan Szczepankiewicz. – Nasi ludzie byli kiedyś na listach LPR i potem mieliśmy w związku z tym lekkiego kaca. Nie wyklucza, że członkowie Polskiego Porozumienia Przedsiębiorczości i Pracy będą w wyborach kandydować z innych list. – Jest jeszcze za wcześnie na decyzję. Będziemy szukać sojuszników po prawej stronie sceny politycznej – mówi.

Kandydaci drugiej z jego partii: Europy Wolnych Ojczyzn – Partii Polskiej, bez sukcesu startowali w eurowyborach z list Prawicy Marka Jurka, a w ostatnich zmaganiach prezydenckich ugrupowanie poparło Jarosława Kaczyńskiego.

Działacze Ruchu Odbudowy Gospodarczej im. Edwarda Gierka startowali w wyborach parlamentarnych z list SLD, ale też bez efektu. W tegorocznych wyborach prezydenckich partia poparła Grzegorza Napieralskiego.

– Do wyborów samorządowych możemy iść ze wszystkimi, bo w samorządzie nie chodzi o politykę, tylko o drogę czy przedszkole, o to, żeby mieszkańcom lepiej się żyło – tłumaczy prof. Bożyk.

Do samorządu nie wybiera się regent Polskiego Ruchu Monarchistycznego Leszek Wierzchowski (który przed kilkunastu laty bez powodzenia startował na prezydenta RP i senatora). – Nie ten czas, trzeba jeszcze odczekać, społeczeństwo musi dojrzeć – tłumaczy.

[ramka][srodtytul]Od ręczników przy gejzerze po kandydatki w bikini[/srodtytul]

20 lat temu, kiedy w Polsce weszła w życie ustawa o partiach politycznych, było ponad trzy razy więcej partii niż dziś, bo 260. Część z nich powstała dla żartu (np. Polska Partia Przyjaciół Piwa – choć w 1991 r. wprowadziła do Sejmu 16 posłów), większość nie przetrwała nawet roku. Dziś partii jest 78, mniej niż w wielu krajach. 180 partii jest zarejestrowanych na Ukrainie, we Francji – 230, w Wielkiej Brytanii aż 398.

Za granicą zdarza się, że i partie z pozoru niepoważne mają swoje pięć minut.

W islandzkim Rejkiawiku po krachu finansowym wybory komunalne w tym roku wygrała Najlepsza Partia założona przez komika Jona Gnarra. Obiecywała m.in. ręczniki przy każdym gejzerze. Gnarr głosił, że jego partia może obiecywać więcej niż inni, bo i tak nie zamierza dotrzymywać obietnic.

Do czeskiego parlamentu dostała się w tym roku partia Sprawy Publiczne, która o szczegółach programu pozwoliła decydować wyborcom w sondach internetowych, a jej kandydatki pokazały się na plakatach w bikini.

Jednym ze szwedzkich deputowanych do Parlamentu Europejskiego jest z kolei Christian Engström z Partii Piratów, która chce zniesienia systemu patentowego.

—anie[/ramka]

Wykaz wszystkich polskich partii [link=http://www.pkw.gov.pl]www.pkw.gov.pl[/link]

Przewodniczący Konfederacji Polski Niepodległej Władysław Borowiec już wie, że w tych wyborach samorządowych jego partia nie wystartuje. – W samym Krakowie trzeba by wystawić kilkudziesięciu kandydatów – wyjaśnia. A tylu członków KPN ma w całym kraju.

Marianowi Indelakowi z Komunistycznej Partii Polski na władzy nie zależy. – Salony nie są dla mnie – deklaruje.

Pozostało 97% artykułu
Polityka
Prawybory w KO. Radosław Sikorski z kampanią jako „prezydent na trudne czasy”
Polityka
Kosztowny instytut PSL. Na jego utrzymanie podatnik wyda miliony
Polityka
Kto będzie kandydatem PiS na prezydenta? Jarosław Kaczyński: Rzucimy kostką
Polityka
Donald Tusk pyta internautów, kto powinien zostać kandydatem KO na prezydenta
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Polityka
Sikorski napisał list do członków KO. Wspomniał o "brutalnej kampanii"