Wszyscy spin doktorzy PiS

O wpływ na wizerunek partii walczą grupy Hofmana i Kurskiego. Ale żadna nie będzie miała takiej pozycji jak Bielan i Kamiński – mówią w PiS

Aktualizacja: 07.04.2011 11:25 Publikacja: 07.04.2011 06:00

Wszyscy spin doktorzy PiS

Foto: ROL

Adam Bielan i Michał Kamiński przez wiele lat funkcjonowali w mediach jako tzw. spin doktorzy PiS. Dziś Kamiński jest w PJN, Bielan, który też przeszedł do PJN, jest już poza nim. Osoby zajmujące się teraz wizerunkiem PiS zdecydowanie odżegnują się jednak od określenia „spin doktor".

– Jest ono niewątpliwie bardziej pejoratywne niż neutralne – przyznaje dr Rafał Zimny, współautor „Słownika polszczyzny politycznej po 1989 roku". – W Polsce dystans do tej nazwy dobrze pokazuje chociażby to, że w stosunku do Bielana i Kamińskiego poprzedzana była zwrotem: tzw. Co znaczy samo określenie? Chodzi o osoby, które nadają ton kampanii wyborczej. Spin – to po angielsku kręcić. Doktor – wskazuje na osobę wykształconą, specjalistę. Jeśli więc rozumieć je dosłownie, chodzi o kogoś wykształconego, kto jest wynajęty do tego, żeby wszystko kręciło się wokół jakiejś osoby – dodaje Zimny.

 

Pierwszym politykiem, który miał korzystać z pomocy spin doktorów, był Ronald Reagan – podczas kampanii prezydenckiej w 1984 r. – Taki profesjonalny spin doktoring właśnie w wydaniu Reagana oznaczał bardzo dobre kontakty z mediami, przebijanie się do nich z hasłami – mówi Wojciech Jabłoński, politolog z UW. – W Polsce takiego nie ma. Jest raczej nachalna propaganda.

Lektura na Kubie

O zachodnim stylu prowadzenia kampanii czytali z wypiekami na twarzy młodzi politycy Adam Bielan i Michał Kamiński. Był 2001 r. Powstało Prawo i Sprawiedliwość. Obaj przyłączyli się do tej partii.

– W sylwestra z 2001 na 2002 r. byliśmy z żonami na Kubie. Bielan był entuzjastycznie nastawiony do PiS, ja byłem bardziej sceptyczny. Bielan czytał wtedy książkę „Sułtani spinu" o Alastairze Campbellu, brytyjskim spin doktorze. I rzucił hasło: zostańmy spin doktorami PiS – wspomina Kamiński.

Obaj byli wtedy posłami PiS. W kampanii w 2001 r., w której ich partia weszła do parlamentu, nie odgrywali jednak żadnej roli. Szefem sztabu był Ludwik Dorn. Przy kampanii pracował też m.in. Adam Lipiński.

– Ta kampania w porównaniu z późniejszymi była oczywiście nieco siermiężna. Nie było takich możliwości jak dziś, takich mediów, nie mieliśmy takiego doświadczenia, no i oczywiście takich pieniędzy – mówi Lipiński.

Rok później Bielanowi udało się częściowo zrealizować swój zamysł – pracował przy kampanii Lecha Kaczyńskiego na prezydenta stolicy. – Wprowadził pewne elementy nowoczesności – wspomina Michał Kamiński. – Ale prawdziwy tygrysi skok wykonaliśmy w kampanii parlamentarnej w 2005 r.

Wtedy pojawiły się słynne spoty z pustoszejącą lodówką czy podział na Polskę solidarną i liberalną. Wielu ojcami sukcesu obwieściło Bielana i Kamińskiego. O to do dziś zżyma się europoseł PiS Jacek Kurski. – Nie chwaląc się, to ja wymyśliłem, żeby zaskoczyć konkurencję tym, że Lech Kaczyński pokaże przywództwo i determinację i ogłosi swój start już w marcu. Gdy inni tylko hamletyzowali, ja zrobiłem siedem spotów od marca do września, które puszczane tuż przed weekendem sondażowym (wybór daty był akurat świetnym pomysłem Bielana) windowały nasze notowania. Moim pomysłem była zmiana barw z upiornych seledynowo-pomarańczowych na granatowo-czerwono-białe – mówi. I podkreśla, że rozpowszechniany wtedy jego film „Nocna zmiana" trafił do młodzieży.

Kamiński przyznaje, że Kurski miał swój udział w kampanii. Jednak twierdzi, że marcowy start kampanii wymyślił Bielan. – A spotom Kurskiego czegoś brakowało. Kiedy ja razem z Jerzym Orłowskim się nimi zająłem, nabrały większej dynamiki. Tak jak ten o lodówce – twierdzi Kamiński.

Kurski ripostuje, że akurat ten spot był zbyt agresywny. I że po nim wręcz spadło poparcie dla PiS. Bielan i Kamiński zaprzeczają.

Niewątpliwie pomysłem Kurskiego było podanie informacji, że dziadek Donalda Tuska był w Wehrmachcie. Został za to wykluczony z PiS. – Bielan i Kamiński wykorzystali ten pretekst, żeby się mnie pozbyć i zawłaszczyć sukces – zaznacza. – Po tym, gdy informacja okazała się prawdziwa (dziadek Tuska został wcielony do Wehrmachtu siłą – red.), aż 8 procent wyborców Tuska z I tury zagłosowała na Kaczyńskiego w II turze. Wkrótce zostałem z powrotem przyjęty do PiS – podkreśla.

Na zdjęciach z wieczoru wyborczego obok Jarosława Kaczyńskiego stoją jednak tylko Kamiński i Bielan. Ten ostatni miał bowiem posłać Kurskiego na scenę, by sprawdził, czy wszystko jest przygotowane.

– Kurski nadinterpretowuje fakty – mówi Kamiński.

Spinki u premiera

To po tej kampanii Bielana i  Kamińskiego zaczęto określać mianem spin doktorów PiS. Zdaniem ich oponentów sami się na takich kreowali. – Mimo że określenie „spin doktor" jest pejoratywne, wtedy brzmiało z zachodnia, jeszcze z „c" pisanym w wyrazie „doctor", więc wielu dziennikarzy je podchwyciło – mówi Kurski.

Sam Kamiński twierdzi, że także się od tego określenia dystansował i nie podobało mu się, gdy Bielan ich tak nazywał. – Ale było z tym związanych wiele zabawnych sytuacji, jak wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że do księgi wejść premiera Jarosława Kaczyńskiego byliśmy wpisywani jako „spinki" – wspomina. Bielan z kolei mówi, że nie pamięta, kto i dlaczego zaczął ich tak nazywać. Podkreśla, że to określenie stosowano wobec niego i Kamińskiego zbyt długo. – Bo spin doktor to przecież ktoś, kto zajmuje się bezpośrednio kontaktami z dziennikarzami. A ja, mimo że przez dziesięć lat byłem rzecznikiem PiS, to przez ostatnie lata już nie byłem w centrum wydarzeń, byłem w Brukseli, a kontaktami medialnymi zajmował się głównie rzecznik klubu – podkreśla.

Przez wiele lat trwała rywalizacja między Kurskim a spin doktorami o wpływy na politykę medialną PiS. – Zazwyczaj wygrywali spin doktorzy, Kurski czasem był do czegoś dopuszczany – opowiada polityk PiS.

W partii krążą legendy o ich wpływie na prezesa i Lecha Kaczyńskiego. – Czasem wypadali z łask jednego, wtedy szli do drugiego – mówi jeden z polityków PiS. – Kiedyś to za ich sprawą Lech nie odzywał się do Jarosława przez trzy dni. Co jak na braci było niespotykane. Namówili bowiem prezesa, by nie zostawał premierem. Został nim Kazimierz Marcinkiewicz. A Lech był przekonany, że to Jarosław powinien być premierem.

Marcinkiewiczowi doradzali, jak twierdzi Bielan, przez pierwsze cztery tygodnie urzędowania.

– Jako premier Marcinkiewicz sam bardzo dobrze sobie radził, miał sprawne służby prasowe (jego rzecznikiem był Konrad Ciesiołkiewicz – red.). I sam poświęcał sporo czasu na kontakty z mediami – mówi Bielan.

– Byli trochę jakby na zewnątrz. Czasem niektórzy posłowie mieli im za złe, że traktują ich z góry. W grupie zajmującej się wizerunkiem były pewne napięcia. I my, jako kierownictwo, o tym wiedzieliśmy. Wpisywaliśmy to w koszty, w ryzyko. Dzięki temu kampanie miały czasem większy dynamizm – wspomina Lipiński.

– To, że z określeniem „spin doktorzy" wiąże się wypuszczanie przecieków do mediów dla przykrycia niewygodnej sprawy, używanie mediów do walki z wewnątrzpartyjną konkurencją jest „zasługą" Bielana i Kamińskiego – twierdzi polityk PiS.

– Te zjawiska były wcześniej, są ciągle, także w innych partiach. Z PiS nadal są przecieki, mimo że nas w nim już nie ma – mówi Kamiński. – Media lubią upraszczać, czasem zbyt łatwo przylepiają politykom gęby.

Kamiński właśnie opracował strategię polityczno-wizerunkową PJN. Ale na pytanie, czy będzie teraz spin doktorem tej partii, odpowiada: – Nie używałbym takiego określenia. Opracowuję pewne strategie na podstawie analizy sceny politycznej. Ale nie chcę być ciągle PR-owcem.

Pytany o to, czy jest spin doktorem PiS, rzecznik tej partii Adam Hofman oburza się: – Proszę ze mnie nie żartować.

Dodaje, że źle się dzieje, jeśli taką funkcję pełni polityk. – Powinni się tym zajmować zawodowcy – mówi.

Nie chodźcie do Inaby!

Na wizerunek prezesa PiS duży wpływ ma podobno ostatnio Stanisław Janecki, były redaktor naczelny „Wprost". Założył firmę Wspólna Sprawa m.in. z byłym dyrektorem TVP 1 Witoldem Gadowskim i Anną Dębecką-Budzisiak, byłą asystentką posła Lipińskiego. Zdaniem „Uważam Rze" to Janecki pomagał prezesowi PiS m.in. w napisaniu artykułu dla „Rz", w którym polemizował z Donaldem Tuskiem. Janecki wszystkiemu zaprzecza. – Rozmawiałem z politykami PiS przed wyborami samorządowymi towarzysko, ale nie była to żadna pomoc ani profesjonalne doradzanie – podkreśla. Dodaje, że nigdy nie otrzymał od PiS pieniędzy, a działalność PR-owska nie jest celem jego firmy. – Owszem, analizując rynek, zastanawialiśmy się również nad PR, ale to margines w planach biznesowych naszej firmy – twierdzi.

Janecki ma swoją teorię na temat powstania tej informacji: – Zdarzyło się, że byłem kilka razy w Inabie (japońska restauracja mieszcząca się w tym samym budynku co PiS). Pracowałem w tej okolicy przez dziesięć lat. Nadal lubię tam bywać. Widziało mnie tam chyba dwóch dziennikarzy. Myślę, że to mogło wystarczyć do powstania takiej plotki.

W rozmowie z „Rz" posłowie PiS potwierdzają, że im doradza.

Najbliższą kampanią w partii ma się zajmować zespół ds. wyborów. Na jego czele stoi wiceprezes Lipiński, są w nim m.in. wicemarszałek Sejmu Marek Kuchciński, szef Klubu PiS Mariusz Błaszczak i Jacek Kurski. – Nie będzie tam jednak odgrywał  znaczącej roli – mówi poseł przyjazny Kurskiemu.

Inny, z otoczenia prezesa, dodaje: – O zajmowanie się sprawami medialnymi rywalizują dwie grupy. Jedna to młodzi posłowie z Hofmanem na czele. Druga to Kurski dobrze dogadujący się ze Zbigniewem Ziobrą. Lipiński i Ziobro rywalizują ostatnio o wpływy. Przewagę zdobywa grupa Hofmana. To Lipiński zaproponował Hofmana na stanowisko rzecznika PiS.

– Prezesowi taka rywalizacja może być na rękę. Pozwala obie grupy trzymać na dystans. Z przygody ze spin doktorami wyciągnął wniosek: nie dawać zbyt dużej władzy młodym. I raczej żaden spin doktor nie osiągnie już takiej pozycji w partii, jaką mieli Bielan i Kamiński – mówi polityk PiS.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki k.borowska@rp.pl

Adam Bielan i Michał Kamiński przez wiele lat funkcjonowali w mediach jako tzw. spin doktorzy PiS. Dziś Kamiński jest w PJN, Bielan, który też przeszedł do PJN, jest już poza nim. Osoby zajmujące się teraz wizerunkiem PiS zdecydowanie odżegnują się jednak od określenia „spin doktor".

– Jest ono niewątpliwie bardziej pejoratywne niż neutralne – przyznaje dr Rafał Zimny, współautor „Słownika polszczyzny politycznej po 1989 roku". – W Polsce dystans do tej nazwy dobrze pokazuje chociażby to, że w stosunku do Bielana i Kamińskiego poprzedzana była zwrotem: tzw. Co znaczy samo określenie? Chodzi o osoby, które nadają ton kampanii wyborczej. Spin – to po angielsku kręcić. Doktor – wskazuje na osobę wykształconą, specjalistę. Jeśli więc rozumieć je dosłownie, chodzi o kogoś wykształconego, kto jest wynajęty do tego, żeby wszystko kręciło się wokół jakiejś osoby – dodaje Zimny.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Zgoda Komisji Regulaminowej na przymusowe doprowadzenie Ziobry przed komisję ds. Pegasusa
Polityka
Zbigniew Ziobro wraca do polityki. Jak to wpłynie na układ sił w PiS?
Polityka
Zbigniew Ziobro wrócił po długiej nieobecności. „Donald Tusk jest przestępcą”
Polityka
Posłowie z komisji ds. Pegasusa w wirówce służb. Czy będzie trzeba ich odwołać?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Polityka
Sejmowa komisja ds. afery wizowej przyjęła końcowy raport. Będzie 11 zawiadomień do prokuratury
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska