W grudniu 2016 r. Jarosław Kaczyński przez dwie godziny tłumaczył prezydentowi Petrowi Poroszence, dlaczego Polska nie akceptuje polityki historycznej Ukrainy. Tego sporu nie udało się zażegnać. Z Wołodymyrem Zełenskim będzie to możliwe?
Dyskusja dotycząca tematyki historycznej była wynikiem decyzji politycznej po stronie ukraińskiej. Werchowna Rada jeszcze w kwietniu 2015 r. przyjęła tzw. ustawy heroizacyjne, które nie tylko próbują czynić z oddziałów Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) bohaterów, ale też wprowadzają przepisy penalizujące dla tych, którzy się z tym nie zgadzają. Takie podejście jest dla Polski nie do przyjęcia, ponieważ mówimy o formacji zbrojnej, która dopuszczała się mordów na polskiej ludności cywilnej, dokonywała czystek etnicznych. Sejm RP w uchwale sprzed paru lat określił to mianem ludobójstwa. My uważamy, że heroizowanie działalności OUN-UPA jest też złe dla samej Ukrainy. Oddala ją od Europy i powoduje pęknięcie w jej społeczeństwie. Gloryfikowanie ideologii opartych na szowinizmie i integralnym nacjonalizmie nie jest dobrą drogą. Decyzje administracji Poroszenki i skupionego wokół niego małego środowiska historyków-nacjonalistów podzieliły naród ukraiński. Także to zaskutkowało zresztą słabym wynikiem prezydenta Poroszenki w ostatnich wyborach. Mówimy więc o ślepej uliczce. Wierzę głęboko, że nowy prezydent chce prowadzić inną politykę, co może wynikać po części z faktu, że on i jego współpracownicy pochodzą z innego regionu Ukrainy, są z innego pokolenia i rozumieją lepiej złożoność sytuacji na Ukrainie.