Kościół na każdym kroku wtrąca się do polityki, a ustawy przygotowywane są pod dyktando Konferencji Episkopatu Polski (KEP) – z taką opinią spotkał się zapewne każdy z nas. Każdy też słyszał powtarzane przy okazji różnorakich kampanii wyborczych hasło o konieczności rozdzielenia Kościoła od państwa. Stwierdzenie o wpływie episkopatu na ustawy można w zasadzie między bajki włożyć. W drugim przypadku nie do końca wiadomo, o jakim rozdziale mówimy. Kościół i polityka przenikać się będą zawsze. ?I niekiedy się zdarza, że nieokreślona nigdzie granica ulega zatarciu.
Sprawą bezdyskusyjną jest, że wielu księży oraz biskupów nie ukrywa swoich sympatii politycznych i nie mają żadnych oporów przed dzieleniem się tym z innymi. Sympatie te okazują na różne sposoby. Różnie też można je interpretować. Weźmy kilka przykładów.
Media donoszą, że w Karolewie w diecezji bydgoskiej podczas mszy z okazji rocznicy wybuchu II wojny światowej celebrans krytykował w homilii Donalda Tuska, Angelę Merkel czy Fransa Timmermansa. Tłumaczył słuchaczom, że ich „przyjaźń jest wymierzona przeciwko Polsce" i dodawał, że trzeba o tym pamiętać przy okazji wyborów 13 października. Po mszy na pytanie jednego z wiernych, czy był to wiec polityczny, ksiądz miał odpowiedzieć twierdząco i dodać „że konieczne jest mówienie prawdy".
Jeśli media właściwie zrelacjonowały wydarzenia w Karolewie, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że granica została przekroczona. Komentowanie bieżącej polityki na kościelnej ambonie jest wtrącaniem się w nią. W kościele ludzie oczekują czegoś zupełnie innego.
Ostatnio głośno było o wystąpieniu w kościele europosła Ryszarda Czarneckiego, którego jedna z parafii zaprosiła na dożynki. Sam Czarnecki tłumaczył, że jego wystąpienie nie było zaplanowane i pod koniec mszy został po prostu wywołany przez jednego z księży. Europoseł nie poruszał tematów politycznych, mówił o pięknej tradycji dożynek, ale jednak jego obecność przy ołtarzu wywołała sporą dyskusję. Zareagował m.in. rzecznik KEP, przypominając, że kościelna ambona nie służy do wystąpień politycznych. To sytuacja całkowicie odmienna od przywołanej na początku. To raczej przykład na pewną niefrasobliwość księdza, który prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że wywołanie polityka do ołtarza – w samym środku kampanii wyborczej – może zostać odebrane źle.