Bez przerwy pożądać. Unikać jak
ognia.[/i]
Barokowe przeciwstawienia podkreślają pewną entropijną filozofię, koncepcję marnego (vanitas vanitatis) świata, każda rzecz jest już w zarodku swoim przeciwieństwem: chwila narodzin jest początkiem starzenia się prowadzącego nieuchronnie do śmierci. Postawa taka w realnym życiu jest, jako źródło niewyobrażalnych cierpień z powodu bezsensowności wszystkiego, niemożliwa, tzn. życie z taką postawą byłoby niemożliwe. W sztuce jednak jest inaczej. Najbardziej życiowo destrukcyjne nastawienie – potraktowane konwencjonalnie – może otwierać przepastne perspektywy.
Konwencjonalność jest na ogół określeniem niepochlebnym, ale tutaj używam tego słowa w znaczeniu szlachetnym. Konwencjonalność to w pewnym sensie pastisz, a pastisz jest czymś bliskim parodii, jest spojrzeniem z zewnątrz, bez nadmiernego zaangażowania emocjonalnego, bez wiary, z dystansem.
[i]Drżenie którym nie drżałam
Rozpacz która mnie nie zabiła
Niewiara która mnie nie zawiodła[/i]
Książka skonstruowana jest jak pisane tuż przed śmiercią wspomnienia, dokumentacja życia. W wierszu stanowiącym prolog autorka mówi dość wieloznacznie: „nie mija cud przemijania”. W epilogu ucieka w sen, w którym umiera. Mówi o śmierci: „Ona jest taka silna. Trzyma mnie całą”. Po czym puentuje: „Ale idę dalej”. W środku znajdujemy baśń, filozoficzne rozważania, śliczną piosenkę, historyczną wycieczkę i dużo pełnej grobowych albo niebiańskich skojarzeń erotyki: „Zaklnę ciebie w kamień/ Abyś leżał na mnie”, albowiem: „To co mnie kładzie pod ciebie jest w niebie”.
Początek pisania wiersza „Na brzegu” oddziela od jego ostatecznej (drukowanej w tym tomie) wersji ocean czasu – prawie 30 lat. Wiersz zbudowany z poetyckich elementów, takich jak obłoki i oddychające morze, mówi o tworzeniu się losu – młodość to „Już nie nicość/ a jeszcze nie los”. W „Prawieczorze” wchodzimy w fantastyczną przestrzeń świadomości, gdzie „rzeczy niestworzone/ mieszkają razem z unicestwionymi”, przestrzeń rozciągającą się na tysiąclecia, ale mieszczącą się jakoś w ludzkim życiu. Najczęściej podróżujemy albo jesteśmy świadkami podróży stąd do wieczności, jak owych kochanków, co „o wieczność drżą tylko, żeby wiecznie trwała”.
W Polsce najbłyskotliwsze debiuty, przekształcane szybko w legendę, stawały się dotąd udziałem raczej poetów mężczyzn. Poetów przeklętych: Andrzeja Bursy czy Rafała Wojaczka. Debiut Anny Janko w wieku 18 lat nawet na tym błyszczącym tle był jednym z najbardziej błyskotliwych od wielu dziesięcioleci. Nieprzeklęta debiutantka w wieku szkolnym nazwana została przez Artura Sandauera Rimbaudem w spódnicy.
Anna Janko – bez zbędnych wątpliwości – najwybitniejsza w dzisiejszych czasach poetka naszego języka, subtelna, ulotna i głęboka, „Wierszami z cieniem” kolejny raz, jakby od niechcenia, mówi nam, że powyższa opinia nie była tylko krytyczną swadą.
[i]Anna Janko „Wiersze z cieniem”. Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2010[/i]