Do niego się odwoływaliśmy, stanowi dla nas inspirację i życzyłbym sobie, żeby tak też było w przyszłości.
Właśnie to życzenie, aby nasza przyszłość nie stanowiła zerwania, ale zachowała ciągłość z przeszłością, motywuje moje dzisiejsze wystąpienie. Szereg tendencji obecnych w dzisiejszym świecie, i w różnym stopniu również w naszym kraju, budzi niepokój mój i sądzę, że niepokój wielu spośród was. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie możemy zachować milczenia i pozostać obojętnymi wobec tych tendencji. Byłoby dobrze, gdybyśmy wspólnie i głośno potrafili mówić o płynących z nich zagrożeniach (...).
Obserwuję co prawda z zewnątrz toczące się obecnie w Kościele rzymskokatolickim debaty, ale przypuszczam, że wspólna jest nam troska o coraz szybciej rozpadający się system wartości, który jeszcze do niedawna charakteryzował i właściwie definiował naszą cywilizację, nasz krąg kulturowy, świat, który nazywamy Zachodem, naszą Europę, do której należymy i zawsze należeliśmy.
Rozglądając się wokół, widzimy, że „postępowcy" wszelkiej maści prowadzą systematyczny i coraz bardziej jawny atak na nasze społeczne wartości i cnoty. Patriotyzm jest przedstawiany jako szowinizm. Państwo demokratyczne traktuje się jak przebrzmiałą instytucję, którą trzeba poświęcić na rzecz ponadpaństwowych organizacji, które nigdy nie będą mogły uzyskać legitymizacji demokratycznej. Naturalne struktury wspólnot narodowych, z ich głębokimi tradycjami, wartościami duchowymi i kulturowymi, zakorzenionymi w wielowiekowych doświadczeniach i życiu poprzednich pokoleń, poddawane są erozji przez polityczne naciski, próbujące narzucić multikulturalizm jako oficjalną ideologię. Wszystko co naturalne, a przez to jak do tej pory spontanicznie przyjmowane przez większość, ogłasza się jako przebrzmiałe i mało interesujące. Wszystko co tradycyjne i konserwatywne uznawane jest za przestarzałe i nienowoczesne, jest ośmieszane i wykluczane z debaty publicznej.
Odpowiedzialność za swoje życie i swoje uczynki, odpowiedzialność wobec innych, i to nie tylko tych najbliższych, jest zastępowana przez powierzchowne i formalne pozy. Tradycyjna rodzina, podstawowa jednostka każdej większej całości w ramach ludzkiego porządku, od wieków naturalna przestrzeń dla relacji mężczyzny i kobiety, dla wychowania nowych pokoleń, ale również dla zrozumiałej samo przez się pomocy i solidarności między generacjami, jest wystawiana na coraz brutalniejsze ataki ze strony modnych stanowisk, które dla wybranych grup domagają się bardzo niewybrednymi sposobami najróżniejszych, w przeszłości nigdy niewystępujących przywilejów. Pojmowanie życia człowieka jako nieustannego wysiłku poszukiwania sensu, poczucie odpowiedzialności za siebie i innych, radowanie się z każdego najmniejszego nawet sukcesu w tym wysiłku są zastępowane roszczeniem do absolutnego i zagwarantowanego z zewnątrz szczęścia. Fałsz socjalnego państwa niezasłużonego dobrobytu niszczy wszystko co twórcze i indywidualne, niweluje talenty, aktywność i pracowitość, która po prostu przestaje się opłacać.
W trakcie spotkań z przedstawicielami Kościoła często zgadzamy się co do tego, że ten trend jest wyjątkowo niebezpieczny i że trzeba mu się aktywnie przeciwstawić. Nie wątpię, że w wielu parafiach, szczególnie wiejskich, mówi się o tych zjawiskach, ale Kościół powinien częściej i odważniej wykorzystywać istotny autorytet, jakim cieszy się w niemałej części społeczeństwa, również w debacie ogólnospołecznej.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie nawołuję do udziału Kościoła w codziennych politycznych bójkach, ale do jasnego i wyraźnego mówienia „tak-tak", „nie-nie" w publicznych starciach o wartości i cnoty obywatelskie, które są zagrożone przez fałszywych proroków tak zwanego postępu i nowoczesności. Jest niezbędne, aby mówić o tym głośno. Wiem, że wielu tak właśnie czyni. Wiem, że Benedykt XVI z powodu wielu swych, jakże potrzebnych, konserwatywnych działań jest obiektem niewybrednych ataków. Czasy, w jakich żyjemy, kryją w sobie jednak tyle zagrożeń, że pozwolenie, aby przestrzeń publiczną zdominowali tylko oportunistyczni zwolennicy nowoczesności, ostatecznie zemści się na wszystkich. Żyjemy w czasach, w których trzeba zaryzykować nawet niezrozumienie, w których trzeba znacznie bardziej niż wcześniej narazić się na nieprzyjemne starcia, chociaż wydaje się, że druga strona ma w nich chwilowo przewagę, zwłaszcza medialną. (...)
Nie mam najmniejszych ambicji, aby mówić Kościołowi, co ma robić. Szanuję wielu jego przedstawicieli, wiem, że są to ludzie wykształceni, z wielkim doświadczeniem życiowym i historycznym, ludzie, którzy niejednokrotnie wykazali się godną podziwu odwagą, moralną i życiową siłą i poświęceniem ideom, na bazie których powstały i rozwijają się nasza cywilizacja i kultura.