Dla dzieci ludzi mających rodzinne biznesy firma to część codziennego życia – coś, z czym dorastają, o czym się rozmawia przy kolacji, świątecznym stole i podczas wakacji. Zwykle też wcześniej niż ich rówieśnicy zdobywają pierwsze doświadczenia w pracy. – W rodzinnych biznesach cały czas żyje się firmą – mówi 39-letni Bartosz Ziaja, wiceprezes i szef działu badawczo-rozwojowego znanej kosmetycznej spółki założonej przez jego ojca Zenona Ziaję.
Wspomina, że już w liceum dorabiał w firmie jako kierowca – po szkole rozwoził towar z zakładu w Gdańsku do okolicznych miast. – Miałem zajęcie, zarabiałem, poznawałem kraj i uczyłem się szacunku do pracy – mówi i zapewnia, że swoje dzieci, na razie kilkuletnie, też będzie się starał tak wychować.
Łukasz Blikle, który od roku jest prezesem spółki cukierniczej Blikle, jednej z najstarszych i najbardziej znanych firm rodzinnych w Polsce, już jako uczeń liceum miał pierwsze praktyki w pracowni na tyłach cukierni Blikle przy Nowym Świecie w Warszawie – zawijał strucle, smażył pączki i nadzorował pracę na nocnej zmianie.
Od wczesnych lat w rodzinny biznes były też włączone dzieci Teresy Mokrysz, założycielki i właścicielki grupy Mokate, jednego z największych producentów kawy i herbaty w Polsce. Wspomina, że trudno było jej rozdzielić życie rodzinne od zawodowego. Dzieci (córka Sylwia i syn Adam) uczestniczyły więc w dyskusjach o tym, jak mają wyglądać opakowania cappuccino czy śmietanek do kawy. Potem same chciały spróbować swoich sił w firmie. Sylwia na początku zajęła się korespondencją z partnerami zagranicznymi, Adam zaś po szkole stawał przy taśmie produkcyjnej i wypytywał pracowników o szczegóły techniczne urządzeń.
To kiedyś będzie twoje
W wielu rodzinnych spółkach młode pokolenie dorasta w przekonaniu, że kiedyś przejmie familijny biznes. – Od początku było dla mnie oczywiste że będę pracował w firmie, która powstawała na moich oczach i z moim udziałem – mówi Maciej Duda, który od 2006 roku jest prezesem Polskiego Koncernu Mięsnego Duda. – Jako nastolatek i najstarszy z rodzeństwa byłem prawą ręką ojca. Łukasz Blikle w wywiadach często wspomina dziadka, który już w dzieciństwie pasował go na swego następcę i dziedzica rodzinnej tradycji. Zabierał wnuka do pracowni przy cukierni przy Nowym Świecie. – Syn od wczesnego dzieciństwa rósł w przekonaniu, że w przyszłości będzie właścicielem i szefem firmy Blikle – wspomina Andrzej Blikle, ojciec Łukasza. On sam przez lata z powodzeniem koncentrował się na karierze naukowej (jest profesorem matematyki) i choć wspierał rodzinną firmę piarowo, dopiero w latach 90. zaangażował się w jej prowadzenie.
– Syn był i jest przygotowywany na przyszłego szefa firmy – mówi Zenon Ziaja, prezes i założyciel spółki kosmetycznej Ziaja, gdzie pracują też jego żona (jest szefową sprzedaży), córka, która jest dyrektorem kreatywnym, oraz synowa, kierująca działem eksportu.
Na fotelu szefa widziałby swego syna również Kazimierz Pazgan, założyciel i prezes Konspolu, czołowej firmy drobiarskiej w Polsce. 30-letni Konrad Pazgan od niemal sześciu lat pomaga ojcu w zarządzaniu firmą i jest jej wiceprezesem. Prawą ręką ojca został po kończeniu zarządzania i marketingu w Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu, w jednym z najtrudniejszych momentów w branży drobiarskiej, gdy Rosja zamknęła granice dla polskiego mięsa. W kolejnym roku do Polski zawitała ptasia grypa. – Przetrwałem najgorsze, dzięki czemu czuję się znacznie pewniej w tym biznesie – podkreśla Konrad.
Nic na siłę
Jednak nie wszyscy przedsiębiorcy z góry wyznaczają dzieci na swych następców. – Niczego nie robiliśmy na siłę, bo wtedy można po prostu osobie nieprzystosowanej do takiej pracy złamać życie. Śledzę historię niemieckich firm rodzinnych: niektóre padały, ponieważ potomkowie założycieli, bez predyspozycji do takiej pracy, na siłę byli wprowadzani na stanowiska prezesów – mówi Solange Olszewska, prezes Solaris Bus & Coach, jednego z największych producentów autobusów w Europie.
– W małych rodzinnych firmach jest naturalne, że dzieci pomagają rodzicom, że można je włączyć w drobne prace. Trudniej to zrobić w spółkach, gdzie struktury organizacyjne są bardziej rozbudowane – mówi Henryk Orfinger, prezes i współzałożyciel Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris, które od prawie 30 lat prowadzi z żoną Ireną Eris.