Jak się to przejawia?
Dzwonił do mnie kiedyś Wietnamczyk, który był w kropce.. Z wróżb wychodziło, a to jest bardzo ważna część ich wierzeń, że powinien urządzić wesele w nasze Święto Zmarłych. I co on ma zrobić – pyta się mnie. Jak to zostanie odebrane? Nie chce nikogo urazić. To jest bardzo pragmatyczny szacunek dla naszej obyczajowości. Tak samo Wietnamczycy, zazwyczaj buddyści, w szkole wysyłają swoje dzieci także na lekcje religii. Nie chcą, by ktoś pomyślał, że mają coś przeciwko naszym obyczajom. Oni nie rozumieją, jak jednostka mogłaby się nie podporządkować grupie, taki indywi- dualizm kompletnie nie mieści im się w głowie. To wszystko ma korzenie w gospodarce ryżowej.
Co to znaczy?
Uprawa ryżu to bardzo skomplikowana działalność. Nikt nie mógł sobie samemu pójść na pole i coś tam zasiać. Wykopanie porządnych rowów melioracyjnych, stworzenie profesjonalnego systemu nawadniającego itd. wymagało pracy zespołowej. Do tego stopnia, że wręcz cała wieś musiała ze sobą naprawdę absolutnie bezkonfliktowo współpracować. Dlatego wszystkie społeczeństwa gospodarki ryżowej tak dużą wartość przywiązują do kolektywu. Stąd się wywodzi także to typowo wietnamskie przywiązanie do więzi sąsiedzkich. Sąsiad jest ważniejszy nawet od bliskiego krewnego, który mieszka daleko. Bo to z sąsiadem trzeba współpracować i liczyć na jego pomoc – nie ma wyjścia. Dlatego im udało się tak dobrze wejść w społeczności naszych osiedli. Zawsze grzecznie mówią dzień dobry, chętnie pomagają i angażują się w życie społeczności. Wietnamczycy pierwsze, co robią w nowym kraju, to próbują nawiązać kontakt z autochtonami.
Pewnie ciężko nam się porozumieć. Dwa różne światy...
To truizm, że nasze kultury wiele różni. My nie rozumiemy ich uległości autorytetowi, traktowania wszystkiego w kategoriach obowiązku i postrzegania siebie wyłącznie przez pryzmat grupy. Ale ciekawsze jest, jak wiele nas łączy. Oni naprawdę czują się u nas często lepiej niż w innych krajach, bo my też dużą wagę przywiązujemy do wartości rodzinnych, szanujemy ludzi starszych, tradycję... Z tym że u nas to już funkcjonuje jako pewien typ idealny, którego się w zasadzie dziś już nie spotyka. Natomiast dla nich to wciąż są bardzo ważne wartości. Dlatego też rzadko się zdarzają np. mieszane małżeństwa wietnamsko-polskie, bo oni żyją mocno osadzeni w swojej kulturze i niechętnie ją opuszczają. Ale wśród dzieci poziom integracji z naszym społeczeństwem jest naprawdę duży. Rodzice wręcz czasem są przerażeni, jak ich dzieci przejmują całkowicie obce im wartości. Nawet niektórzy się zastanawiają, czy ich nie trzeba by wysłać z powrotem do Wietnamu, bo czują, że je tracą. Przecież w ich kulturze dzieci muszą być podporządkowane starszym, a zdarza się, że koledzy w gimnazjum buntują młodych Wietnamczyków przeciwko rodzicom. To się im nie mieści w głowie. Dzieci muszą przecież zajmować się młodszym rodzeństwem, a nie siedzieć z kolegami w parku i pić piwo. Do tego mają się bardzo dobrze uczyć i mieć najlepsze stopnie w szkole, co dla wietnamskich rodziców jest bardzo ważne. W końcu w ich kulturze autorytet wynika właśnie z wykształcenia i to ono daje szczęście, a nie hedonizm.
Czyli boją się z nami zbytnio zintegrować?
W pewnych dziedzinach tak. Ale zachowując wszelkie proporcje, my też się kiedyś o pewne rzeczy baliśmy, gdy wyjeżdżaliśmy na Zachód. Tu mieliśmy swoje wartości rodzinne, a tam był indywidualizm, bunt, palenie trawki i przygodny seks. Teraz to samo jest i u nas, ale kiedyś było inaczej. Wietnamczycy są bardzo konserwatywni, nie chcą, by ich dzieci zaczęły podważać tradycyjny model rodziny czy uległość autorytetom. Jednak w samym Wietnamie też powoli więzi te zaczynają się rozluźniać, tylko społeczność emigrancka ma to do siebie, że kultywuje tradycję bardzo skrupulatnie. Podobnie np. Polonia pielęgnuje polskość. Chcą zachować jak najwięcej tej ojczyzny, o której myślą z taką nostalgią. Jednak oni w większości do ojczyzny na stałe raczej nie wrócą, zbyt wiele łączy ich już z Polską. Tam często nawet nie mają już do kogo wracać, a jak mają, to urodzonym już w Polsce dzieciom trudno jest odnaleźć się wśród rodziny, którą zazwyczaj słabo znają, a której zobowiązane są okazać olbrzymi szacunek. Choć posługują się komunikatywnie językiem wietnamskim, to nie wiedzą, jak się zwracać np. do dziadków, a tam tego typu zwroty kurtuazyjne są bardzo skomplikowane. Po paru dniach dzieciaki chcą już wracać do Polski. Tu mają kolegów i tu jest ich dom.
Dr Teresa Halik – wietnamistka i sinolog, pracownik Filologii Wietnamsko-Tajskiej UAM i Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego, badaczka mniejszości wietnamskiej w Polsce, autorka licznych prac poświęconych tej problematyce oraz współautorka pierwszego w Polsce podręcznika do nauki języka wietnamskiego