Powrót przodków

Co by się stało, gdyby któregoś dnia naukowcy przywrócili do życia neandertalczyka?

Publikacja: 11.05.2013 01:01

Zdjęcie familijne? Nie, rekonstrukcja dokonana przez Elisabeth Daynes na podstawie zachowanych czasz

Zdjęcie familijne? Nie, rekonstrukcja dokonana przez Elisabeth Daynes na podstawie zachowanych czaszek

Foto: EAST NEWS

Jak podaje agencja RIA Novosti, pasażerowie uskarżają się na notoryczne opóźnienia pociągów kolei transsyberyjskiej z powodu stad mamutów pasących się wzdłuż torów i neandertalczyków blokujących szyny i czekających na kanapki, parówki i inne resztki jedzenia rzucane im z okien wagonów.

Absurd? Nie z naukowego punktu widzenia. – Nie jest możliwe, aby jakikolwiek naukowiec dysponował kompletnym genomem jakiegoś wygasłego gatunku; poważna część DNA ulega zniszczeniu w momencie śmierci osobnika, a pozostała część niszczeje w czasie, jaki upływa po śmierci. Jedynie gatunki wymarłe później niż 100 tysięcy lat temu mają szanse na wskrzeszenie. Dinozaury, jakie ożywił powieściopisarz Michael Crichton w „Parku Jurajskim", nie mają szans na odrodzenie w laboratorium – wyjaśnia prof. Herve Le Guyader, biolog z Universite Paris-VI.

Neandertalczycy wymarli 30 tysięcy lat temu, mamuty przed 10 tysiącami lat. Dlatego nie można wykluczyć, że ich dzieje już się skończyły. Ale może też być odwrotnie.

Wskrzeszenie Łazarza

W marcu 2013 r. w Waszyngtonie miała miejsce konferencja TEDx DeExtinction. Naukowcy z całego świata omawiali postępy w pracach nad wskrzeszaniem wymarłych gatunków roślin i zwierząt oraz wynikające z nich problemy. Prof. Mike Archer z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii przedstawił projekt Lazarus (Łazarz) zmierzający do przywrócenia do życia wymarłego gatunku australijskiej żaby „Rheobatrachus silus". Choć żaden z powstałych w laboratorium zarodków nie żył dłużej niż kilka dni, dzielące się przez ten czas komórki zawierały materiał genetyczny wymarłego gatunku.

– Obserwujemy fascynujące wskrzeszenie Łazarza. Przywróciliśmy do życia martwe komórki i ożywiliśmy wymarły genom. Teraz mamy świeże zamrożone komórki wymarłych żab do wykorzystania w eksperymentach klonowania. Jesteśmy przekonani, że przed nami jedynie przeszkody techniczne, a nie biologiczne – poinformował uczestników konferencji prof. Mike Archer.

Uczony potwierdził także doniesienia mediów, że jego zespół rozpoczął prace zmierzające do sklonowania wilka workowatego zwanego tygrysem tasmańskim – w latach 30. XX wieku wybili go do nogi biali osadnicy, którzy przybyli na Tasmanię.

Uczestnicy konferencji dowiedzieli się też, jakie wymarłe gatunki czekają w kolejce do wskrzeszenia: ptak Moa – gigantyczny nielot biegający po Nowej Zelandii jeszcze w XVIII wieku; północnoamerykański (kanadyjski) gołąb wędrowny – ostatni padł w 1914 roku; trójbarwne papugi Ara zamieszkujące lasy Kuby do XIX wieku.

Nad odtworzeniem wymarłego gatunku tura („Bos primigenius", ostatni padł w Jaktorowie pod Skierniewicami w 1627 roku) pracują polscy naukowcy z Zakładu Embriologii Doświadczalnej Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN w Jastrzębcu pod Warszawą i z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Siedem lat temu powstała Polska Fundacja Odtworzenia Tura.

Nad odtworzeniem gatunków, które wyginęły w ciągu ostatnich 10 tysięcy lat, pracuje zespół prof. Akira Iritani z Uniwersytetu w Kioto. Prawdopodobnie pierwszym zwierzęciem, które zostanie przywrócone do życia dzięki wysiłkom japońskich naukowców, będzie mamut włochaty („Mammuthus primigenius"). Może do tego dojść stosunkowo szybko, bo już za 10 lat.

Pytanie tylko, co wtedy? Czy naukowcy poprzestaną na jednym osobniku, który spędzi całe życie w ogrodzie zoologicznym, czy ziemska cywilizacja zafunduje sobie stada mamutów w rezerwatach na Alasce, w Jakucji lub gdzieś na trasie kolei transsyberyjskiej?

Naukowcy prowadzą badania „bez celu", ponieważ taka jest istota nauki. Dążą do poznania prawdy, zbadania materii oraz rządzących nią praw i mechanizmów. Dlatego genetycy próbują wskrzeszać wymarłe gatunki. Natomiast ekolodzy, a nawet prawnicy, zastanawiają się coraz częściej, gdzie odtworzony gatunek miałby żyć? I po co? W przypadku rośliny kłopot jest niewielki, na miarę doniczki w laboratorium. W przypadku gatunków zwierzęcych sprawa wygląda zgoła inaczej.

W roli Pana Boga

Prestiżowe pismo naukowe „Science" opublikowało 5 kwietnia 2013 roku artykuł dwóch badaczy z Uniwersytetu Stanforda (Stanford Center for Law and the Biosciences). Profesorowie Henry Greely i Jacob Sherkow rozważają w nim dwie strony medalu, pytają, czy odtwarzanie wymarłych gatunków zwierząt jest etyczne? Czy wystarczającym powodem do takich działań jest to, że można to zrobić (a raczej już wkrótce będzie można)? Odpowiednie techniki inżynierii genetycznej są już doskonalone.

Greely i Sherkow wysuwają pięć zastrzeżeń:

Po pierwsze – chodzi o dobro samych zwierząt. Przykłady dotychczas klonowanych zwierząt – owiec, świń, myszy – świadczą o tym, że technika klonowania tworzy jednostki obarczone patologiami.

Po drugie – wiąże się to z dużym ryzykiem sanitarnym. Wskrzeszone gatunki mogą się okazać nośnikami patologii, a może nawet będą posiadały w swoim genomie potencjalnie niebezpieczne endogeniczne (wewnątrzustrojowe) retrowirusy zdolne do wyrządzenia nieobliczalnych szkód.

Po trzecie – może się okazać, że w aktualnym środowisku te odtworzone dawne gatunki będą miały charakter inwazyjny i zagrożą tym istniejącym.

Po czwarte – jeśli odtwarzanie gatunków się powiedzie, może to doprowadzić do zaniechania mozolnej, dotychczasowej polityki ochrony gatunków zagrożonych; po co zajmować się ochroną niedźwiedzi polarnych, skoro można je będzie odtworzyć w dowolnym momencie?

Po piąte – odtwarzanie wymarłego gatunku stawia dokonującego tego naukowca w roli Pana Boga. Co prawda w takiej roli człowiek postawił się już wielokrotnie. Prof. Mike Archer, uczestniczący w projekcie Lazarus, przypomina: – Mam wrażenie, że już wiele razy w dziejach człowiek odegrał rolę Stwórcy, wchodził w jego skórę za każdym razem, gdy doprowadzał do wygaśnięcia jakiegoś gatunku.

Henry Greely i Jacob Sherkow nie występują z jednostronną jeremiadą, dostrzegają także ewentualne korzyści wynikające z odtwarzania wymarłych gatunków. Ich zdaniem renesans wygasłego gatunku byłby aktem sprawiedliwości, czymś w rodzaju zadośćuczynienia za unicestwienie, podnosiłby moralny poziom współczesnej cywilizacji.

Kolejna korzyść to możliwość odkrycia w odtworzonych gatunkach roślin tzw. czynników aktywnych, które znalazłyby zastosowanie w medycynie i farmacji, w tworzeniu nowych leków i terapii.

Trzecia korzyść to postęp w dziedzinie inżynierii genetycznej – siłą rzeczy musi się on dokonywać podczas tak nowatorskich badań i eksperymentów jak odtwarzanie gatunków.

Po czwarte – korzystne byłoby wzbogacenie dawnymi gatunkami malejącej bioróżnorodności współczesnego środowiska naturalnego.

Henry Greely i Jacob Sherkow pracują w Stanford Center for Law and the Biosciences, dlatego widzą również rodzące się problemy prawne. Takie na przykład: czy przywrócony do życia gatunek powinien od razu, niejako z urzędu, trafić na listę gatunków zagrożonych i chronionych? Każdy taki wpis dokonywany jest w pewnym sensie ze szkodą innych gatunków. Być może ochrona prawna nie jest potrzebna reanimowanemu gatunkowi, skoro opanowana jest technika jego reanimacji?

Na pierwszy rzut oka trudno się z tym pogodzić, bowiem zakrawa to na absurd. Drugiego rzutu oka, pogłębionego, bardziej spostrzegawczego nikt jeszcze nie dokonał.

Kandydaci do odtworzenia

Do gatunków wymarłych, kopalnych, po których pozostały tylko skamieniałości, należą też hominidy, człowiekowate, ewolucyjni przodkowie współczesnej ludzkości. Systematyka wyróżnia 20 hominidów, przy czym lista ta praktycznie co dwa, trzy lata wydłuża się, paleontolodzy odkrywają kolejne, nowe, nieznane skamieniałości i klasyfikują je jako nowe gatunki praludzkie.

Obecnie antropologia wyróżnia pięć gałęzi australopiteków, ostatnie wygasły około 1,3 mln lat temu. Homo habilis wygasł 1,5 mln lat temu, Homo erectus – 0,5 mln lat temu, Homo floresiensis – 12 tys. lat temu; ostatnio odkryty kopalny przedstawiciel gatunku Homo, człowiek z jaskini Denisowa, żył 41 tys. lat temu. Czy te wymarłe gatunki też przywracać do życia?

Na długiej liście kandydatów do odtwarzania pierwsze miejsce zajmuje gatunek szczególnie mocno obecny w naszej kulturze, tradycji, historii. To „konkurent" Homo sapiens, który nie ustępował mu pod względem rozwoju umysłowego, czy kulturowego, potrafił polować na mamuty, grzebać zmarłych, rzeźbić w kości, rysować na ścianach jaskiń. To neandertalczyk.

O odtworzeniu tego gatunku marzy wielu naukowców, a publicznie z taką propozycją wystąpił prof. George Church z Harvard School of Medicine. W książce wydanej w 2012 roku („Regenesis: How Synthetic Biology Will Reinvent Nature and Ourselves") pada następujące stwierdzenie: „Jeżeli społeczeństwo przywyknie do pomysłu klonowania [hominidów] i dostrzeże korzyści wynikające z prawdziwej, potencjalnie całej różnorodności człowieka, wtedy możliwe będzie sklonowanie całego neandertalczyka. W przyjściu na świat być może weźmie udział samica szympansa jako tzw. matka-surogatka albo niezwykle odważna kobieta".

Media zrobiły z tej wypowiedzi sensację, poinformowały o naukowcu poszukującym kobiety chętnej do urodzenia neandertalskiego oseska. To oczywiście bzdura, prof. Church wie dobrze, że z punktu widzenia biologii, inżynierii genetycznej, jeszcze daleka droga do takich narodzin. Ale ta afera dała pojęcie o tym, co będzie się działo, jeśli do takich narodzin dojdzie, jaka będzie temperatura dyskusji.

Prof. George Church nie jest fantastą, śledzi prace uczonych tworzących biologiczne podstawy takiego eksperymentu. 25 kwietnia 1953 roku na łamach naukowego tygodnika „Nature" ukazał się artykuł Francisa Cricka i Jamesa Watsona – z kilkoma ilustracjami, na których widniała tzw. podwójna spirala, model DNA. Było to odkrycie podstawowego mechanizmu kopiowania życia.

Minęło zaledwie 60 lat od chwili tego odkrycia, a już zespół prof. Svante Paabo z niemieckiego Instytutu Maksa Plancka uzyskał pełny genom neandertalczyka (od tego gatunku pochodzi od 1 do 4 proc. genomu Homo sapiens, co oznacza, że przedstawiciele tych gatunków krzyżowali się między sobą) i udostępnił go innym badaczom. Nad neandertalskim genomem pracuje amerykańskie laboratorium 454 Life Sciences w Bandford w Connecticut. Z kolei prof. Carles Lalueza-Fox z Uniwersytetu w Barcelonie skupia się na badaniu poszczególnych genów neandertalskich związanych z cechami indywidualnymi. Doprowadziły one między innymi do ustalenia, że neandertalczycy mieli gen jasnej skóry i rudych włosów i tę samą co Homo sapiens wersję genu kodującego mowę.

Są to poważne osiągnięcia, jednak daleko jeszcze do odtworzenia gatunku „Homo sapiens neanderthalensis" (tak brzmi prawidłowa systematyczna nazwa).

Jak trudne jest wskrzeszanie wymarłych gatunków, pokazują wysiłki hiszpańskich naukowców zmierzające do odtworzenia bucardo – pirenejskiego koziorożca. Mimo że ostatni osobnik padł przygnieciony gałęzią zaledwie 12 lat temu, mimo że naukowcy dysponują kompletnym materiałem genetycznym zwierzęcia, jego odtwarzanie dotąd nie zakończyło się sukcesem.

A cóż dopiero w przypadku gatunków dawno wymarłych. Mamut włochaty („Mammuthus primigenius") wymarł ok. 10 tysięcy lat temu. Dobrze zachowane szczątki tych olbrzymów, nawet mięśnie i sierść, znajdowane są w wiecznej zmarzlinie na Syberii i Alasce. Kilka zespołów pracuje nad przywróceniem światu mamutów. Badacze próbują uzyskać materiał genetyczny z tkanek miękkich. I okazuje się, że DNA jest w nich zbyt zniszczone jak na wymogi klonowania. Dlatego naukowcy odczytują tylko te fragmenty DNA, które są „czytelne", mając nadzieję na ułożenie z nich pełnej sekwencji, kompletnego genomu. Kolejnym krokiem powinno być rozpoczęcie manipulacji genetycznych, w wyniku których dojdzie do wskrzeszenia mamuta.

Genom obarczony błędami

Biologiczne realia są następujące: badanie kopalnego DNA sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat jest wyjątkowo trudne ze względu na zniszczenia w materiale genetycznym. Obumierające komórki uwalniają enzymy niszczące DNA. Ze względu na te uszkodzenia, gdyby doszło do odtworzenia neandertalczyka, nie byłby on identyczny z pierwowzorem sprzed 30 czy 50 tysięcy lat, byłby obarczony wieloma wadami. Słowem, nie byłby okazem zdrowia.

DNA podlega też niszczącym czynnikom chemicznym pochodzącym z zewnątrz, między innymi z gleby. Zaciemniają one obraz, mogą powodować, że naukowiec mylnie interpretuje uzyskiwane dane. Do badań pobierane są próbki z kości neandertalskich (inne tkanki się nie zachowały, w wiecznej zmarzlinie nie znaleziono, przynajmniej dotąd, żadnych zwłok neandertalczyka, jego mięśni czy włosów).

Kopalne próbki zanieczyszczone są bakteriami, grzybami, w rezultacie – badane DNA często nie jest wcale neandertalskie, ale pochodzi od bakterii. Dlatego prof. Stephan Schuster, którego zespół pięć lat temu wydzielił genom mamuta, uważa, że pierwszy uzyskany genom neandertalczyka obarczony jest błędami, o których naukowcy jeszcze nie wiedzą. Jego zdaniem procedura prowadząca do bezbłędnego genomu wymaga pobrania co najmniej pięciu próbek od jednego osobnika i wydzielenia genomu kilkadziesiąt razy.

Takie wymogi metodologii genetycznej są nie do przyjęcia z punktu widzenia archeologii i zasad sztuki konserwatorskiej, bowiem oznaczają zniszczenie niezwykle cennych zabytków, jakimi są neandertalskie kości. Ale to jest problem dzisiejszej metodologii, za trzy, cztery dekady może być już inaczej.

Przybysz z innego świata

Nie ma mowy, nawet teoretycznie, o sklonowaniu neandertalczyka bez znajomości jego genomu. Genom już znamy, nawet jeśli obarczony jest błędami. Ale prace nad genomem to jeszcze nie działania zmierzające do klonowania. Zapewne rację ma prof. George Church z Harvard Medical School, gdy mówi, że klonowanie neandertalczyka, jeśli miałoby do niego dojść, należałoby rozpocząć od poziomu komórkowego. Naukowcy nie wykluczają, że mogłoby się powieść stworzenie zarodka wyposażonego we wszystkie cechy neandertalskie. Podstawy do umiarkowanego optymizmu dają badania prowadzone na myszach. Ale nawet wówczas osobnik, który przyszedłby na świat, byłby neoneandertalczykiem, ponieważ nie podlegałby działaniu czynników kulturowych i środowiskowych, jakie oddziaływały na pierwowzór; społeczeństwo i przyroda XXI wieku różnią się od społeczności i przyrody paleolitu, epoki lodowej.

Dlatego uzasadniony jest sceptycyzm wielu badaczy powątpiewających w sens odtwarzania gatunku „Homo sapiens neanderthalensis" i wszystkich innych kopalnych gatunków hominidów. Poza tym, jak przestrzega prof. James Noonan z Yale University, naukowcy, którzy tego dokonają, popadną w konflikt z prawem, normami społecznymi i etycznymi.

Neandertalczyk, choć poczęty in vitro, będzie musiał przyjść na świat in vivo. Ze współczesnej wiedzy medycznej wynika, że będzie go musiała urodzić kobieta. Czy znajdzie się taka odważna? Czy zgodzi się na odebranie jej dziecka i przeznaczenie go do badań laboratoryjnych?

Jeśli nawet naukowcy, prawnicy i teologowie dojdą do wniosku, że sklonowanie neandertalczyka nie jest nieetyczne, jak będzie wyglądało jego życie w społeczeństwie? W naszym świecie pojawi się niczym przybysz z innej cywilizacji. W jego świecie nie było miast, alkoholu, bakterii odpornych na antybiotyki. Przez 30 tysięcy lat, od czasu gdy wygasł jego gatunek, ludzie z gatunku „Homo sapiens" przystosowywali się genetycznie do zmian środowiska naturalnego i kulturowego. Jego metabolizm na pewno nie byłby przystosowany do trawienia laktozy – ta cecha pojawiła się dopiero 20 tys. lat temu (1000 pokoleń wstecz), gdy na świecie od blisko 10 tysięcy lat (od 500 pokoleń) nie było już neandertalczyków. Neandertalski klon byłby „biologicznie bezbronny", nieodporny na współczesne choroby. Jest bardzo prawdopodobne, że skonałby zaraz po urodzeniu – z powodu alergii.

Ochrzczony czy obrzezany?

Przywracanie do życia wymarłych gatunków to domena biologów, genetyków. Coraz lepiej poznajemy techniki klonowania i trudności z tym związane. Wiemy już, że nie wystarczy wyodrębnienie genów związanych z rozwojem poszczególnych organów, trzeba jeszcze umieć uruchomić je w odpowiednim momencie w fazie embrionalnej. O tych sprawach potrafimy rozmawiać, ale nie mamy pojęcia, co się stanie, gdy któregoś dnia przywrócimy neandertalczyka do życia – ostrzega prof. Herve Le Guyader.

Jakie nadać mu obywatelstwo? Czy kraju, gdzie znajduje się laboratorium, w którym został sklonowany? Czy raczej kraju, z którego pochodzić będzie kobieta, która go urodzi? Jakie wykształcenie zapewnić temu człowiekowi? W jakiej religii go wychowywać? A może w duchu ateistycznym?

Czy neoneandertalczyk byłby skazany na gatunkową samotność, na spędzenie całego życia w laboratorium, gdzie zespoły naukowców różnych dyscyplin badałyby jego organizm, analizowały krew, mocz, notowały zmiany poziomu cukru, cholesterolu, testosteronu? Jeśli nie, należałoby stworzyć neandertalską grupę rówieśniczą, koedukacyjną, aby miał szansę na normalny rozwój i życie – seksualnego i rodzinnego nie wyłączając.

Dziś nikt na świecie nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie się zachowywał neoneandertalczyk, jakie będzie miał cechy charakteru, czy będzie zdolny do ludzkich zachowań, do abstrakcyjnego myślenia? Jakie będzie jego postrzeganie świata i reakcje na sytuacje typowe i nietypowe?

Botanicy tworzący banki nasion posługują się pojęciem „luki adaptacyjnej", to czas, jaki upływa między złożeniem nasion w banku a kiełkowaniem roślin. Uciekając się do tego określenia, luka adaptacyjna neandertalczyka wynosiłaby ok. 30 tysięcy lat. Dlatego jego zdolność adaptacyjna do współczesnych warunków – przyrody i społeczeństwa – będzie raczej niewielka.

Jego przodkowie jadali z mięs wyłącznie dziczyznę, spożywali mule, kraby, ryby, kłącza, leśne owoce. Ryż, zboże, kukurydza, ziemniaki, pomidory to dla metabolizmu neoneandertalczyka byłaby nowość na skalę kosmiczną.

Steven Hawking, słynny astrofizyk, ostrzega, że za 1000 lat ludzkość będzie zmuszona do kolonizowania innych planet, na Ziemi zabraknie surowców, wody, żywności (gleb) dla ludzkiej populacji. Koloniści, którzy wyruszą na inne ciała niebieskie, siłą rzeczy będą żyli w izolacji od Ziemian. W odmiennych warunkach środowiskowych pojawią się zmiany w fizjologii i zachowaniach ludzi. Ewolucja sprawi, że z odizolowanych kolonii powstaną nowe gatunki Homo-Homo sapiens lunaris, jupiteris, magellanis. Dlatego należy się liczyć z tym, że dołączy do nich Homo sapiens neanderthalensis redivivus. A wówczas nie będzie to już ani science fiction, ani science. Wtedy do myślenia i działania będą musieli się zabrać etycy, prawnicy, ustawodawcy.

Jak podaje agencja RIA Novosti, pasażerowie uskarżają się na notoryczne opóźnienia pociągów kolei transsyberyjskiej z powodu stad mamutów pasących się wzdłuż torów i neandertalczyków blokujących szyny i czekających na kanapki, parówki i inne resztki jedzenia rzucane im z okien wagonów.

Absurd? Nie z naukowego punktu widzenia. – Nie jest możliwe, aby jakikolwiek naukowiec dysponował kompletnym genomem jakiegoś wygasłego gatunku; poważna część DNA ulega zniszczeniu w momencie śmierci osobnika, a pozostała część niszczeje w czasie, jaki upływa po śmierci. Jedynie gatunki wymarłe później niż 100 tysięcy lat temu mają szanse na wskrzeszenie. Dinozaury, jakie ożywił powieściopisarz Michael Crichton w „Parku Jurajskim", nie mają szans na odrodzenie w laboratorium – wyjaśnia prof. Herve Le Guyader, biolog z Universite Paris-VI.

Neandertalczycy wymarli 30 tysięcy lat temu, mamuty przed 10 tysiącami lat. Dlatego nie można wykluczyć, że ich dzieje już się skończyły. Ale może też być odwrotnie.

Wskrzeszenie Łazarza

W marcu 2013 r. w Waszyngtonie miała miejsce konferencja TEDx DeExtinction. Naukowcy z całego świata omawiali postępy w pracach nad wskrzeszaniem wymarłych gatunków roślin i zwierząt oraz wynikające z nich problemy. Prof. Mike Archer z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii przedstawił projekt Lazarus (Łazarz) zmierzający do przywrócenia do życia wymarłego gatunku australijskiej żaby „Rheobatrachus silus". Choć żaden z powstałych w laboratorium zarodków nie żył dłużej niż kilka dni, dzielące się przez ten czas komórki zawierały materiał genetyczny wymarłego gatunku.

– Obserwujemy fascynujące wskrzeszenie Łazarza. Przywróciliśmy do życia martwe komórki i ożywiliśmy wymarły genom. Teraz mamy świeże zamrożone komórki wymarłych żab do wykorzystania w eksperymentach klonowania. Jesteśmy przekonani, że przed nami jedynie przeszkody techniczne, a nie biologiczne – poinformował uczestników konferencji prof. Mike Archer.

Uczony potwierdził także doniesienia mediów, że jego zespół rozpoczął prace zmierzające do sklonowania wilka workowatego zwanego tygrysem tasmańskim – w latach 30. XX wieku wybili go do nogi biali osadnicy, którzy przybyli na Tasmanię.

Uczestnicy konferencji dowiedzieli się też, jakie wymarłe gatunki czekają w kolejce do wskrzeszenia: ptak Moa – gigantyczny nielot biegający po Nowej Zelandii jeszcze w XVIII wieku; północnoamerykański (kanadyjski) gołąb wędrowny – ostatni padł w 1914 roku; trójbarwne papugi Ara zamieszkujące lasy Kuby do XIX wieku.

Nad odtworzeniem wymarłego gatunku tura („Bos primigenius", ostatni padł w Jaktorowie pod Skierniewicami w 1627 roku) pracują polscy naukowcy z Zakładu Embriologii Doświadczalnej Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN w Jastrzębcu pod Warszawą i z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Siedem lat temu powstała Polska Fundacja Odtworzenia Tura.

Nad odtworzeniem gatunków, które wyginęły w ciągu ostatnich 10 tysięcy lat, pracuje zespół prof. Akira Iritani z Uniwersytetu w Kioto. Prawdopodobnie pierwszym zwierzęciem, które zostanie przywrócone do życia dzięki wysiłkom japońskich naukowców, będzie mamut włochaty („Mammuthus primigenius"). Może do tego dojść stosunkowo szybko, bo już za 10 lat.

Pytanie tylko, co wtedy? Czy naukowcy poprzestaną na jednym osobniku, który spędzi całe życie w ogrodzie zoologicznym, czy ziemska cywilizacja zafunduje sobie stada mamutów w rezerwatach na Alasce, w Jakucji lub gdzieś na trasie kolei transsyberyjskiej?

Naukowcy prowadzą badania „bez celu", ponieważ taka jest istota nauki. Dążą do poznania prawdy, zbadania materii oraz rządzących nią praw i mechanizmów. Dlatego genetycy próbują wskrzeszać wymarłe gatunki. Natomiast ekolodzy, a nawet prawnicy, zastanawiają się coraz częściej, gdzie odtworzony gatunek miałby żyć? I po co? W przypadku rośliny kłopot jest niewielki, na miarę doniczki w laboratorium. W przypadku gatunków zwierzęcych sprawa wygląda zgoła inaczej.

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów