I tak właśnie w minionych dniach zrobiłem. Gdy już zapoznałem się z newsami, gdy przeczytałem kolejne kuriozalne wypowiedzi Donalda Trumpa i analizy próbujących zrozumieć go specjalistów, uznałem, że nie ma się co katować szukaniem sensu w bełkocie, i sięgnąłem po książki. Tym razem znakomitą „Alterację” Kingsleya Amisa i pochodzącą jeszcze sprzed nawrócenia na katolicyzm mikropowieść Jona Fossego „To jest Ales”. Obie pozwoliły mi oderwać się od bieżączki i zetknąć z problemami fundamentalnymi.
Czytaj więcej
Trump, choć niewątpliwie cieszy się poparciem wielu chrześcijan i głosi religijne odrodzenie, wcale nie zyskuje poklasku u papieża.
Ta pierwsza to historia alternatywna. Marcin Luter został w niej papieżem, Europa nie zaznała ani reformacji, ani kontrreformacji, ani, co za tym idzie, Oświecenia. Świat jest uwięziony w „nowym średniowieczu” (czy też dokładnie w tym, co za średniowiecze uchodzi w myśleniu Amisa), nauka rozwija się niezwykle powoli. Ten obraz jest – nie ma co ukrywać – nieadekwatny i nieprawdziwy. Niezależnie od reformacji lub jej braku świat już się zmieniał, reforma katolicka dokonywała się w Hiszpanii. Owszem, Luter i luterska reformacja, a potem Kalwin i jego reforma określiły kierunek wielu przemian, a kontrreformacja sprawiła, że ukształtował się jeszcze inny model kościelności katolickiej, często w opozycji do wspólnot reformacyjnych. Ale to jeszcze nie oznacza, że gdyby reformacji nie było, to przetrwałby model średniowieczny, nieco karykaturalnie opisany przez Amisa. Zmiany i tak by się dokonały, może miałyby inny wymiar, ale wszechwładza instytucji Kościoła nie miała prawa przetrwać. Nadchodził druk, przeobrażenia własnościowe oraz nowe idee (nominalizm).
Mam świadomość, że analizowanie wiarygodności historii alternatywnych w książkach nie ma wielkiego sensu, ale dla mojej lektury to akurat ważne, bo pozwala snuć rozważania na temat przemian, jakie toczą się wokół nas.
Mam świadomość, że analizowanie wiarygodności historii alternatywnych w książkach nie ma wielkiego sensu, ale dla mojej lektury to akurat ważne, bo pozwala snuć rozważania na temat przemian, jakie toczą się wokół nas. Historie alternatywne wieku przełomu pozwalają zastanawiać się nad tym, które scenariusze są dziś możliwe. Ten, który kreśli Amis, możliwy nie był, co uświadamia nam także wiele kwestii dotyczących współczesności. Ale przecież ta książka nie jest ani o Kościele (choć jest kontynuacją krytyki katolicyzmu zawartej w „Legendzie o Wielkim Inkwizytorze” Fiodora Dostojewskiego), ani o religii, ale o wszechwładzy instytucji, o przemocy (również przemocy duchowej – i z tej perspektywy warto ją czytać), a także o utracie i o tym, że siła ludzkiej seksualności rozbija struktury instytucji, że erotyka i miłość (tu przedstawione w formie nierozerwalnej) bywają niekiedy silniejsze od duchowości oraz od władzy i nie da się ich stłumić.