Bez względu na pogodę i „klimat” w szerokim rozumieniu, czas między świętami a Nowym Rokiem to zawsze czas życzeń. Do banalnych należy „zdrowie, szczęście i spokój ducha”. Postaram się tego uniknąć w felietonie, nie zakładam jednak, że to się uda.
Z życzeniami wiążą się nieodłączne pytania: czego życzyć innym, jak życzyć, co odpowiadać na pytania o życzenia dla siebie i czego właściwie naprawdę sobie życzymy.
W przypadku pytań zadawanych publicznie wszystko właściwie zawęża się do jednego: czego życzyć społeczeństwu, a prawidłowa odpowiedź na ogół brzmi: zgody powszechnej. Dalej rozmowa toczy się znanym nurtem, czyli przez pytanie: co zrobić, żeby ta zgoda nastąpiła, a odpowiedzi zależą od wyobraźni pytanego. Potem pojawia się nieuchronnie słowo „kompromis” i dalsze wynurzenia.
Czytaj więcej
W 1989 r. prowadziłam wiele kampanii przyszłych parlamentarzystów. Ich odpowiedź na pytanie „Co nam możecie obiecać?” była zawsze taka sama: „Nic”. Trudne do uwierzenia w dzisiejszej walce politycznej.
Ponieważ wiele wskazuje na to, że takie pytania mnie czekają, zastanawiam się nad tym już jakiś czas. Co zrobić, żeby nastąpiła zgoda… Im dłużej o tym myślę, tym częściej dochodzę do wniosku, że nic nie należy robić, bo w zasadzie zgoda po prostu panuje. Tak, panuje wszędzie tam i zawsze wtedy, kiedy jest priorytetem społecznym. Nikt nie pyta o poglądy, kiedy jest potrzebna wzajemna mobilizacja czy to na poziomie sąsiedzkim, czy krajowym. Nie zapomnę akcji pomocy powodzianom, jaką udało się spontanicznie zorganizować mnie, sprzyjającej obecnej władzy, przy pomocy kierowcy busa, zdecydowanego wroga rządzących. Przy pierwszej potyczce na poziomie polityki postanowiliśmy po prostu zabrać się do segregowania darów. No tak. Gdybyśmy jednak musieli spędzić ze sobą więcej czasu, podziały zaczęłyby nam doskwierać i nie dałoby się ich uniknąć z pomocą „kompromisów”.