Claudia Piñeiro: Naszym obowiązkiem jest trwać w mediach społecznościowych

Ludzie przyzwyczaili się już dawno temu, że wyrażam na Twitterze swoje opinie, i jeślibym nagle zniknęła, mogliby poczuć się opuszczeni. A w moim kraju jest już i tak dość powodów, by zwykli ludzie poczuli się porzuceni - mówi Claudia Piñeiro, argentyńska pisarka.

Publikacja: 08.11.2024 14:36

Claudia Piñeiro: Naszym obowiązkiem jest trwać w mediach społecznościowych

Foto: materiały prasowe

Przed spotkaniem autorskim widziałem, że robiła sobie pani selfie w księgarni. Wrzuci je pani na swoje media społecznościowe?

Tak, zawsze byłam aktywna przede wszystkim na Twitterze (dzisiaj X – red.) i Instagramie. Ten drugi bardziej służy do promowania książek. Natomiast Twitter pozwala wyrazić opinie i poglądy. Ale i tam informuję, że np. właśnie jestem w Polsce i biorę udział w spotkaniach, festiwalach.

Nie miała pani nigdy pokusy, żeby zawiesić swoje konta?

Na tym etapie kariery w gruncie rzeczy do niczego już nie potrzebuję mediów społecznościowych, jeśli chodzi o promocję...

…bo podkreślmy, że jest pani jedną z najlepiej sprzedających się autorek w Argentynie i w pierwszej piątce argentyńskich pisarzy tłumaczonych na obce języki, z czego jedną z dwóch, która wciąż żyje.

Tak, aktywność w internecie jest dla mnie ważna ze względu na działalność obywatelską, opór przeciwko temu, co się dzieje w kraju i na świecie, przeciwko działaniom – niekiedy wręcz faszystowskim – rządu, który chce nas wyciszyć, i uważam, że muszę być tu aktywna.

Niektórzy twórcy narzekają, że ta nieustanna aktywność i walka z trollami mocno ich eksploatuje.

Trochę tak, bo np. przez ostatnie trzy dni nie robię nic innego, tylko blokuję różne konta, które mnie atakują. Większość to trolle i boty hodowane na tzw. farmach. Widać to po tym, że jeśli tylko wyrazi się jakieś krytyczne zdanie wobec rządu, sprzeczne z jego polityką, to od razu zlatują się, by nas zalewać komentarzami.

Czytaj więcej

Eleanor Catton: Ludzie sami wybierają tragiczne zakończenie

W 2020 r. przegłosowano prawo aborcyjne w Argentynie, ale potem nastąpił konserwatywny zwrot i dziś na czele państwa stoi Javier Milei, polityczny joker, często porównywany do Donalda Trumpa. Jak wygląda życie codzienne po roku tej prezydentury?

Są rzeczy, które wydaje się, że się poprawiają – udało się nieco opanować inflację, choć zrobiono to kosztem zasiłków dla najuboższych i są ludzie, którzy znaleźli się w dramatycznej sytuacji. Pomijając kwestie gospodarcze, do oceny których potrzeba więcej czasu niż rok, to życie w Argentynie stało się nieznośne. Każdego dnia zastanawiamy się, co prezydent znów wymyśli. Jakie szykuje prowokacje skierowane do ludzi kultury, nauki, intelektualistów, w kwestii ochrony zdrowia, praw kobiet czy praw społeczności LGBT. Nie ma dnia, by nie pojawił się jakiś jego tweet, w którym atakuje przedstawicieli tych grup. Obrał sobie za cel kobiety. Przykładem niech będzie to, co się wydarzyło w Dzień Kobiet w Casa Rosada w Buenos Aires, czyli w siedzibie prezydenta. Jest tam pomieszczenie nazywane Salonem Kobiet, gdzie wiszą portrety słynnych i wpływowych Argentynek. 8 marca prezydent kazał je zdjąć i powiesić portrety mężczyzn. Kolejnym przykładem jest to, jak prezydent i jego otoczenie obchodzili Dzień Matki. Wykorzystali wówczas wizerunek kobiety w wojskowym mundurze z dwójką dzieci. To prowokacja, zwłaszcza że w Argentynie nie ma obowiązkowej służby wojskowej dla kobiet, jak ma to miejsce w Izraelu.

Ale chyba mogą wstępować do armii?

Oczywiście, można to w ten sposób tłumaczyć: są kobiety w wojsku. OK, ale wykorzystywać to jako typowy wizerunek matki? Tym bardziej w kraju, w którym wojsko odgrywało różną rolę w historii – była dyktatura, zamachy stanu i wojsko po prostu nie kojarzy się w Argentynie zbyt dobrze.

Wracając do mediów społecznościowych, to może być przytłaczające, kiedy już nie wiadomo, czy rozmawia się z prawdziwymi ludźmi, czy z zaprogramowanym narzędziem. Może złote czasy wolności, jaką dawał internet, mamy już za sobą?

Czasami myślę, że faktycznie może powinniśmy wszyscy, my, którzy jesteśmy w opozycji wobec rządu, wycofać się z mediów społecznościowych, zostawić to im, ich trollom, i przenieść życie poza internet. Problem w tym, że musielibyśmy to zrobić wszyscy solidarnie. Zostawić to im, niech tam sobie siedzą sami. Ale ponieważ jest to nierealne, abyśmy wylogowali się wszyscy naraz z sieci, naszym obowiązkiem jest tam trwać, wyrażać nasze zdanie i odkłamywać fake newsy.

Czy trudno jest pisać kolejne książki, kiedy w międzyczasie odpisuje się hejterom?

Bez wątpienia mnie to męczy, ale czy wpływa na moją twórczość? Z jednej strony tak, ale z drugiej strony w sieci dzieje się bardzo dużo rzeczy inspirujących. Trwam w mediach społecznościowych także ze względu na to, że mam poczucie obywatelskiego obowiązku, by tam być. Ludzie przyzwyczaili się już dawno temu, że wyrażam tam swoje opinie i jeślibym nagle zniknęła, mogliby poczuć się opuszczeni. A w moim kraju jest już i tak dość powodów, by zwykli ludzie poczuli się porzuceni. Jednak dziś i tak jestem o wiele mniej aktywna niż kiedyś. Koncentruję się tylko na tych bitwach, które uznaję za najważniejsze. Nie rozdrabniam się.

A czy wyrażając swoje opinie, bardzo wyraziste i na różne tematy, nie zniechęca pani części czytelników do swoich książek?

Czasem słyszę: „Po tym, co pani powiedziała, już nigdy pani książek nie przeczytam!”. Ale ja myślę, że to nieprawda, że taka osoba już od dawna mnie nie czyta. Nawet jeśli mam własne poglądy, to w prozie moje postacie wyrażają różnorodne opinie, niekoniecznie zgodne z moimi. Zatem czytając moje książki, taka osoba by wiedziała, że dopuszczam i dostrzegam różne poglądy. I mam na tyle dużo czytelników, że nie muszę przejmować się tym jednym, który nie podziela moich opinii. Odwołam się do postaci Stephena Kinga, który niezwykle bezpośrednio komunikuje swoje zdanie, choćby negatywne komentarze na temat Donalda Trumpa, był już parokrotnie blokowany na Twitterze, po czym wracał na ten portal. Myślę, że on nie traci czytelników z tego powodu. Przeciwnie, gdyby teraz zamilkł, straciłby tych odbiorców, którzy byli przyzwyczajeni, że zawsze przyjmował bezkompromisową postawę.

W pani najnowszej powieści „Czas much” wracamy do bohaterki z powieści „Twoja” sprzed 16 lat. Inés Pereyra jest teraz kilkanaście lat starsza, wychodzi z więzienia i zastaje zupełnie inny świat.

W „Twojej” Inés była kobietą absolutnie dostosowaną do swojego ówczesnego otoczenia. Była konserwatywna i gładko wchodziła w role dobrej żony i matki – podkreślam: role – jakie przydzielano kobiecie w świecie patriarchalnym. Po tych 16 latach wychodzi na wolność i widzi, że świat się zmienił. Zmieniło się społeczeństwo, zmieniła się Argentyna. Inne jest także miejsce kobiet. To jest świat, który Inés próbuje poznać i uczy się być kobietą w nowej rzeczywistości.

Powrót do bohaterki sprzed kilkunastu lat to także powrót do siebie młodszej. Jaką Argentynę i jaką Claudię Piñeiro pani zobaczyła, wracając do Inés?

Wiele się zmieniło, przede wszystkim jeśli chodzi o język, którego dziś używamy, oraz nasze poczucie humoru. Inés z „Twojej” jest bardzo konserwatywna i mówi rzeczy zabawne, a dziś w zasadzie nie wiemy, dlaczego one mają śmieszyć. To było trudne, bo w „Czasie much” chciałam zachować poczucie humoru bohaterki, ale teraz to musiał być już inny dowcip. Zmieniły się też formy językowe i sposoby wyrażania się. Po 16 latach powszechniejsze są feminatywy, a rodzaj męski nie jest już tak uniwersalnie stosowany w języku. Kolejna różnica jest taka, że w „Twojej” mieliśmy sporo przemyśleń samej Inés, dzięki czemu wchodziliśmy w jej umysł i słuchaliśmy jej myśli. Teraz uznałam, że Inés nie jest postacią, która by pomieściła w sobie to wszystko, stąd pomysł na chór żeński, który przedstawia te wszystkie myśli o świecie, przemyślenia o statusie kobiet.

Relacje między Inés a innymi kobietami stają się silniejsze, nie jest już tak samotna.

W swoim poprzednim życiu nie miała prawdziwych przyjaciółek, żyła otoczona fałszywymi przyjaźniami z takimi samymi kobietami jak ona, z tej samej klasy społecznej, żyjącymi w podobnie zakłamanym świecie. Dopiero kiedy Inés trafia do więzienia, spotyka się z innymi kobietami, z zupełnie innych klas, które mają inne podejście do życia, inne doświadczenia, inne preferencje seksualne. Odkrywa w ten sposób nowy świat.

Czytałem to trochę jako dialog kobiet z różnych pokoleń na różne tematy: feminizmu, statusu kobiet, metod emancypacji. Ta przemiana to także pani doświadczenie?

Różnica między mną a Inés polega na tym, że u niej te zmiany następowały gwałtownie. W moim przypadku, ze względu na to, kim jestem, jaki zawód wykonuję, przemiany zachodzą cały czas w sposób ewolucyjny. Spotykam się z ludźmi w różnym wieku i widzę zmiany, które we mnie zachodzą, ale to proces stopniowy i naturalny.

Czytaj więcej

„Litwa po litewsku”: Instrukcja obsługi sąsiada

A czy spiera się pani czasami ze swoimi młodszymi koleżankami o podejście do kwestii feministycznej, prawa kobiet, stosunek do państwa i polityki?

Pojawiają się czasem różnice między nami, ale są to raczej szczegóły dotyczące języka, większych rozbieżności nie odczuwam. A mam okazję, by to sprawdzić, choćby przez to, że moje książki są w bibliotekach szkół średnich i mam czytelników w tej grupie wiekowej. Czasem do nich jeżdżę na spotkania, rozmawiam z nimi, mam bezpośredni kontakt z ludźmi w wieku 12 czy 18 lat.

Jest pani rozpoznawalna także dlatego, że przez długi czas wspierała pani publicznie prawo do legalnej aborcji, które przegłosowano w 2020 r. (do 14. tygodnia ciąży).

Miałam wiele wystąpień publicznych: wykłady, debaty telewizyjne i spotkania. Ale umówmy się – problem legalnej aborcji nie jest już moim problemem. Walczyłam o to dla kolejnych pokoleń i w ten sposób młodzi ludzie, którzy być może wiedzieli, że istnieje ktoś taki jak Claudia Piñeiro, ale mnie nie czytali, zaczęli sięgać po moje książki, gdyż stałam się dla nich osobą interesującą, mówiłam o sprawach dotyczących ich życia. Aczkolwiek ostatnio zwróciłam uwagę, że kiedyś, gdy podpisywałam książki, młode dziewczyny mówiły: „Zaczęłam czytać pani książki, bo moja mama je czytała”. Teraz trochę mnie przeraża, kiedy mówią, że sięgnęły po moje książki, bo ich babcia je czyta. (śmiech)

Ale bycie twarzą ruchu proaborcyjnego to chyba nie tylko komplementy i słowa wsparcia. To w końcu bardzo zdecydowana deklaracja światopoglądowa i polityczna.

Oczywiście, że tak. I nieraz miałam z tego powodu kłopoty. Kiedy np. przyjeżdżał do nas kubański pisarz Leonardo Padura, zaproszono mnie, bym poprowadziła z nim spotkanie autorskie. I wtedy pojawiły się głosy ze strony środowisk pro-life żądające, by odsunąć mnie od tej roli, bo jeśli ja mam poprowadzić spotkanie, to zostanie ono zbojkotowane. Organizatorzy na szczęście się nie wycofali, a smaczku dodaje anegdota, że ci aktywiści antyaborcyjni zadzwonili do Padury przed jego przyjazdem i przedstawili mu sprawę: że taka straszna aktywistka, co to promuje prawo do legalnej aborcji, ma poprowadzić spotkanie z nim i że trzeba coś z tym zrobić. Na to Padura odpowiedział zdziwiony: „Jak to? To w Argentynie aborcja nie jest legalna?”. Był zaskoczony ze swojej kubańskiej perspektywy, z której Argentyna wydaje się krajem progresywnym i liberalnym.

Podobna historia miała miejsce, gdy napisałam dla Netfliksa wraz z kolegą scenariusz serialu „Jego królestwo”. Bohaterem jest skrajnie prawicowy pastor ewangelicki, który zostaje prezydentem Argentyny. Po premierze zaatakowano mnie, ale co ciekawe, wyłącznie mnie, kobietę, mojego kolegi nie tknięto… Organizowano spotkania pod hasłem „Nie chodzi nam o cenzurę, ale…”. A jak ktoś tak mówi, to wiadomo, że chciałby ograniczać wolność twórców. Siłę dało mi wówczas to, że murem stanęło za mną argentyńskie środowisko artystów i ludzi kultury.

– rozmowę tłumaczył z hiszpańskiego Grzegorz Przybyszewski

Claudia Piñeiro – (ur. 1960 r. w Burzaco)

Jedna z najpopularniejszych współczesnych pisarek argentyńskich, jej książki przetłumaczono na 33 języki. W 2022 r. powieść „Elena wie” była nominowana do International Man Booker Prize. Na polski przetłumaczono jej siedem książek, wszystkie ukazały się w wydawnictwie Sonia Draga.

Przed spotkaniem autorskim widziałem, że robiła sobie pani selfie w księgarni. Wrzuci je pani na swoje media społecznościowe?

Tak, zawsze byłam aktywna przede wszystkim na Twitterze (dzisiaj X – red.) i Instagramie. Ten drugi bardziej służy do promowania książek. Natomiast Twitter pozwala wyrazić opinie i poglądy. Ale i tam informuję, że np. właśnie jestem w Polsce i biorę udział w spotkaniach, festiwalach.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska