Niemcom mylą się powstania

80 lat po Powstaniu Warszawskim Niemcy nie uświadamiają sobie antysłowiańskiego i antypolskiego wymiaru wojny eksterminacyjnej w Europie Środkowo-Wschodniej. Prezentujemy polskie tłumaczenie tekstu opublikowanego 1 sierpnia w portalu Spiegel Online. Artykuł niemieckiego historyka został napisany przed 80. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego.

Publikacja: 01.08.2024 14:13

Willy Brandt, klękając przed pomnikiem bohaterów w centrum zburzonego getta w 1970 r., nadał symboli

Willy Brandt, klękając przed pomnikiem bohaterów w centrum zburzonego getta w 1970 r., nadał symboliczny wymiar nowej postawie zachodnioniemieckiego społeczeństwa wobec ofiar okupacji Polski. Skupił się przy tym na ofiarach Holokaustu. To do dziś charakteryzuje niemieckie spojrzenie na Polskę w czasie II wojny światowej

Foto: Ben Martin/Getty Images

Prezydent Frank-Walter Steinmeier upamiętni 1 sierpnia w stolicy Polski 80. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tego dnia w Berlinie nie odbędą się żadne uroczystości państwowe przypominające o brutalnym stłumieniu powstania przez Wehrmacht i SS, które kosztowało życie ponad 18 tys. polskich żołnierzy i 175 tys. warszawskich cywilów. Kanclerz federalny jest na urlopie, Bundestag ma przerwę w posiedzeniach, a administracja miasta Berlina oświadcza, że podświetla Bramę Brandenburską tylko po atakach terrorystycznych, a więc pośrednio uznaje że wyniszczenie Warszawy nie było atakiem terrorystycznym zbrodniczych organizacji Wehrmacht i SS. Wciąż planowane jest upamiętnienie wszystkich polskich ofiar niemieckiej okupacji. Organizatorzy Domu Polsko-Niemieckiego zapraszają w tym ważnym dniu na skromną wystawę fotograficzną przed Czerwonym Ratuszem. Burmistrz Berlina nie ma czasu jej otworzyć.

Trzy pokolenia po zakończeniu wojny eksterminacyjnej nawet Niemcy zainteresowani historią nadal mylą powstanie w getcie warszawskim w kwietniu 1943 r. z Powstaniem Warszawskim, w którym Armia Krajowa od 1 sierpnia 1944 r. przez 63 dni próbowała samodzielnie wyzwolić Warszawę spod niemieckiej tyranii. Gdyby społeczeństwo niemieckie zdawało sobie sprawę z pełnej skali nazistowskich zbrodni przemocy w Europie Wschodniej, w Berlinie od dawna istniałby symboliczny pomnik upamiętniający powstanie.

Czytaj więcej

Polska i Niemcy – wyjątkowo nierówni partnerzy

Rasizm antysłowiański. Niemcy nie pogodzili się z tym, że ich ojcowie i dziadkowie brali udział w wojnie eksterminacyjnej w Europie Wschodniej

Stłumienie Powstania Warszawskiego było częścią gwałtownego odwrotu Wehrmachtu i SS, który rozpoczął się w okupowanym Związku Radzieckim już w 1943 r. Po wymordowaniu ponad 1,5 miliona Żydów kulami karabinowymi na okupowanych terytoriach wschodniej Polski, Białorusi, Ukrainy i Rosji w 1941 i 1942 r., jednostki Wehrmachtu, SS i policji skierowały przemoc niemieckich okupantów przeciwko pozostałej ludności słowiańskojęzycznej: Rosjanom, Ukraińcom, Białorusinom i Polakom. Pod pretekstem walki z partyzantami systematycznie niszczyły tysiące wsi – w wielu przypadkach wraz z ich mieszkańcami. W likwidacji zakładników, które przebiegały zgodnie z logiką 100 zakładników za jednego zabitego niemieckiego żołnierza, od 1942 r. mordowały także kobiety i dzieci.

Podczas tłumienia Powstania Warszawskiego antysłowiańska przemoc eksterminacyjna osiągnęła kulminację w próbie unicestwienia europejskiej metropolii dom po domu. Była ona wymierzona bezpośrednio w mieszkańców – Polaków. Palenie całych dzielnic, zabytków kultury i bibliotek było symbolicznym i fizycznym aktem zniszczenia polskiej stolicy.

Fakt, że wojna eksterminacyjna w Europie Wschodniej od września 1939 r. miała nie tylko antysemicki, ale także antysłowiański i antypolski rdzeń, w Niemczech pozostaje pustym miejscem w pamięci o niemieckich zbrodniach podczas II wojny światowej. Dlatego też wojna eksterminacyjna przeciwko Polakom, Ukraińcom, Białorusinom i Rosjanom nie odgrywa żadnej roli w obecnej gorącej debacie niemieckiej na temat związku między zbrodniami kolonialnymi a Holokaustem.

Duma z osiągnięć niemieckiej kultury pamięci opiera się na założeniu, że możliwe jest przezwyciężenie przeszłości poprzez ciągłe przypominanie o zbrodniach narodowego socjalizmu. Samozadowolenie przybiera formę wyobrażonych wielkich osiągnięć niemieckiego społeczeństwa w kulturze pamięci. Od lat 80. XX wieku obejmuje ona przekonanie, że Republika Federalna Niemiec jest światowym mistrzem w tej dziedzinie. Jednak państwowemu uznaniu niemieckiej odpowiedzialności historycznej nie towarzyszyło jeszcze pogodzenie się niemieckich rodzin z udziałem ich własnych ojców i dziadków w zbrodniczej wojnie eksterminacyjnej w Europie Wschodniej.

Członkowie niemieckiego pokolenia ’68 zdystansowali się od swoich rodziców. Jednak ich ojcowie nie powiedzieli im prawie nic o swoich konkretnych doświadczeniach jako okupantów. W Polsce historia Powstania Warszawskiego opowiadana jest w sposób heroiczny, z perspektywy powstańców. Cierpienie ofiar zostało również przełożone na nowe formy pamięci kulturowej w licznych książkach i filmach. Z drugiej strony perspektywa członków Wehrmachtu i SS, którzy brali udział w niszczeniu wsi lub zagładzie polskiej stolicy, jest prawie całkowicie nieobecna w niemieckiej pamięci.

Życie Heinza Reinefartha, który dowodził tłumieniem powstania przez SS, jest przykładem braku odpowiedzialności karnej oraz życiowej. W Niemczech nadal mało znany jest fakt, że Reinefarth był przełożonym zbrodniczej grupy bojowej nazwanej jego imieniem, która od 5 do 12 sierpnia 1944 r. dokonała masakry, mordując około 50 tys. dzieci, kobiet i mężczyzn na warszawskiej Woli. Od 1945 r. do końca życia Reinefarth żył bezkarnie na wyspie Sylt, gdzie w latach 1954–1961 był burmistrzem Westerlandu. Dopiero od 2014 r. przy tamtejszym ratuszu znajduje się tablica przypominająca o jego roli w Powstaniu Warszawskim.

Powstanie w getcie stało się sławne w Niemczech po geście Willy’ego Brandta. O Powstaniu Warszawskim wiedzą mało

Ponieważ ojcowie w dużej mierze milczeli na temat swoich konkretnych doświadczeń w okupowanej Polsce, w Niemczech nie ma narracji, która odzwierciedlałaby perspektywę sprawców. Osiem dekad później przenikanie się Zagłady polskich Żydów i innych form skrajnej przemocy w okupowanej Warszawie pozostaje niedostatecznie naświetlone.

W getcie, eufemistycznie nazywanym przez niemieckich okupantów „żydowską dzielnicą mieszkaniową”, ponad 400 tys. Żydów przetrzymywano w nieludzkich warunkach, zanim zostali zamordowani. Zdecydowana walka żydowskich powstańców, którzy zbuntowali się w getcie w kwietniu 1943 r., była wyraźnie widoczna z otaczającego centrum miasta.

Po stłumieniu i zakończeniu tak zwanej Akcji Reinhardt, narodowosocjalistycznego mordu na wszystkich polskich Żydach pozostałych przy życiu w specjalnie utworzonych w tym celu obozach zagłady, robotnicy przymusowi musieli usunąć ruiny getta. W ciągu 1943 r. w centrum Warszawy powstało pole gruzów o powierzchni kilku kilometrów kwadratowych, na którym buldożerami zrównano z ziemią gruz budowlany, odłamki mebli, pamiątki zniszczonego życia i ludzkie kości. Ponieważ okupanci oszczędzili kościół rzymskokatolicki św. Augustyna, historyczne zdjęcia dokumentujące kontrast między polem gruzu a wieżą kościoła do dziś pozostają w niemieckie pamięci kolektywnej ikonografią zniszczenia Warszawy.

Ich konsekwentne błędne klasyfikowanie jako ilustracji Powstania Warszawskiego w bazach zdjęć, gazetach i portalach internetowych dowodzi, że nawet wyszkoleni redaktorzy nie są w stanie odróżnić powstania w getcie w kwietniu 1943 r. od powstania Armii Krajowej w sierpniu 1944 r. Po stłumieniu powstania we wrześniu 1944 r., Wehrmacht pozostał w Warszawie tylko przez kilka miesięcy. Z tego powodu nie wyburzał ścian systematycznie palonych budynków historycznych. W efekcie w styczniu 1945 r. pozostawił po sobie zrównane z ziemią centrum getta i całkowicie wypaloną warszawską Starówkę.

Oba powstania były powstaniami warszawskimi. To w getcie stało się sławne w Niemczech, ponieważ Willy Brandt uklęknął przed pomnikiem bohaterów w centrum zburzonego getta w 1970 r. Gestem pokory nadał symboliczny wymiar nowej postawie zachodnioniemieckiego społeczeństwa wobec ofiar niemieckiej okupacji Polski. Skupił się przy tym przede wszystkim na ofiarach Holokaustu. To do dziś charakteryzuje niemieckie spojrzenie na Polskę w czasie II wojny światowej.

Pamięć o Powstaniu Warszawskim została zakazana w PRL, ponieważ było ono również skierowane przeciwko sowieckiej dominacji i było wspierane w dużej mierze przez siły konserwatywne i nacjonalistyczne. Podobnie propaganda komunistyczna w NRD milczała na temat zbrojnego oporu. W rezultacie wciąż istnieje luka w pamięci zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie Niemiec, ponieważ w 2024 r. prawie nie wiadomo Niemcom, jak zaciekle polska Armia Krajowa toczyła bitwę o obronę przed niemiecką okupacją.

Czytaj więcej

Blizna porucznika Augsteina

Postnarodowe koszmary

Oprócz milczenia ojców i braku wiedzy na temat różnic między dwoma powstaniami, istnieje jeszcze jeden specyficznie niemiecki problem, który przyczynia się do tego, że Warszawa jest jedynie marginalnym tematem w republice berlińskiej w sierpniu 2024 r. W obu warszawskich powstaniach istniał heroiczny rdzeń, który przeczy tradycyjnemu podziałowi na aktywnych sprawców i bierne ofiary. Już w kwietniu 1943 r. więcej mieszkańców Warszawy aktywnie walczyło przeciwko narodowemu socjalizmowi w najbardziej niesprzyjających warunkach getta niż 20 lipca 1944 r w całych Niemczech. A 16 miesięcy później całe społeczeństwo miejskie zbuntowało się przeciwko niemieckiej tyranii. Armia Krajowa zgromadziła ponad 30 tys. bojowników z całej Polski, ich dowództwo było skoordynowane z polskim rządem emigracyjnym w Londynie i wspierane przez prawie cały naród polski, dla którego bitwa o Warszawę była aktem symbolicznym.

Powstańcy walczyli fizycznie w asymetrycznej sytuacji militarnej. Z drugiej strony w Rzeszy Niemieckiej istniało zaledwie kilka środowisk, które aktywnie opierały się narodowemu socjalizmowi.

Podwójna polska lekcja nie dotarła jeszcze do Berlina: Można było chwycić za broń przeciwko narodowemu socjalizmowi i podjąć walkę nawet bez ciężkiego sprzętu wojennego i perspektywy zwycięstwa. Polacy znaleźli tę siłę w Powstaniu Warszawskim, pomimo wewnętrznych sporów o właściwy czas i sens powstania, ponieważ nie walczyli tylko o siebie i swoje rodziny. Warszawa była dla nich symboliczną i fizyczną głową narodu polskiego. Dlatego tak ważne dla Armii Krajowej było wyzwolenie Warszawy przed nadejściem Armii Czerwonej.

Ocalali mieszkańcy Warszawy zapłacili cenę za stłumienie i zniszczenie. SS i Wehrmacht zniszczyły ich miasto w trakcie tłumienia jako głowę narodu polskiego zarówno symbolicznie, jak i fizycznie. Ta wewnętrzna logika unicestwienia, która była skierowana przeciwko całemu narodowi, dla wielu Niemców jest trudna do zrozumienia na początku XXI wieku, ponieważ w Niemczech spora część społeczeństwa uważa, że koncepcja narodu została przezwyciężona. Z perspektywy postnarodowej europejskiej przyszłości polski nacisk na narodową narrację powstania wydaje się wielu osobom w Niemczech reminiscencją przeszłości.

Niemiecka luka w pamięci. Nie rozumieją, co oznaczała przemoc wobec Polaków, i nie chcą za nią płacić

W lipcu 2024 r. niemiecki rząd udał się do Warszawy na pierwsze od ośmiu lat polsko-niemieckie konsultacje międzyrządowe ze wspólnie opracowanym dokumentem, którego preambuła opiera się na niemieckiej odpowiedzialności za II wojnę światową. Plan działania jasno pokazuje, że w obliczu rosyjskiego zagrożenia dla Europy Wschodniej, dostawa wojskowych systemów obronnych może być również zaktualizowaną praktyką pamięci, która wyraża niemiecką odpowiedzialność w teraźniejszości. Pokazuje też, że osoby odpowiedzialne w Urzędzie Kanclerskim wiedzą, że nie wystarczy, że Republika Federalna dokonała wypłaty przede wszystkim na rzecz indywidualnych osób poszkodowanych, takich jak byli więźniowie obozów koncentracyjnych, robotnicy przymusowi i ofiary eksperymentów medycznych, podczas gdy unikano celowo rozliczenia się na płaszczyźnie międzypaństwowej.

Język używany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych uosabia niemiecki konsensus co do tego, że Republika Federalna odrzuca reparacje dla Rzeczypospolitej Polskiej jako państwa, w przeciwieństwie do indywidualnych wypłat na rzecz polskich obywateli. Centralnym elementem argumentacji rządu RFN nadal pozostaje zrzeczenie się przez PRL reparacji w stosunku do Niemieckiej Republiki Demokratycznej w 1953 r. Niemiecka racja stanu nadal będzie traktowała negocjacje w sprawie Układu 2+4 z 1990 r. jako substytut konferencji pokojowej. Wyklucza to formalną możliwość negocjacji dwustronnej umowy reparacyjnej z Polską na szczeblu międzypaństwowym.

Na stronie internetowej ambasady w Warszawie federalne Ministerstwo Spraw Zagranicznych w odniesieniu do „odszkodowania” za nazistowskie krzywdy nadal po niemiecku używa terminu „Wiedergutmachung” – a więc dosłownie „zadośćuczynienie”. Jest to i pozostaje skandalem, ponieważ w ciągu ośmiu dekad nie było ani jednej niemieckiej próby osiągnięcia kompleksowej ugody z Polską na równych zasadach w celu rozliczenia kosztów wojny – ani w odniesieniu do celowych zniszczeń w całym kraju, ani do zagłady stolicy. Ponadto 350 tys. żydowskich ofiar warszawskich i ponad 180 tys. nieżydowskich cywilnych ofiar niemieckiego panowania w Warszawie nie może nigdy zostać „zadośćuczynionych”. Ogłoszony niedawno program wsparcia dla członków pokolenia wojennego przyniesie korzyści przynajmniej tym, którzy urodzili się podczas okupacji niemieckiej i mają obecnie ponad 80 lat.

Czytaj więcej

Oświęcim. Nowy początek za każdym razem

Zapowiedziany na najbliższą przyszłość program wypłat pojawia się o kilka dekad za późno i jest kontynuacją 75-letniej historii Republiki Federalnej Niemiec, której dobrobyt opiera się po części na tym, że państwo niemieckie systematycznie starało się indywidualizować wypłaty dla ofiar wojny i unikać negocjacji na szczeblu państwowym z dużą częścią krajów niegdyś okupowanej Europy.

Niemiecka luka w pamięci ma zatem dwojaki charakter: w miarę powiększania się dystansu czasowego odróżnienie powstania w getcie od Powstania Warszawskiego nie będzie łatwiejsze. Jest to jednak konieczne, aby zrozumieć przemoc skierowaną przeciwko Polakom wraz z radykalnymi prześladowaniami Żydów jako sedno wojny eksterminacyjnej, która rozpoczęła się we wrześniu 1939 r. bombardowaniem centrum Warszawy przez Luftwaffe. Oprócz tego antysłowiańskiego i antypolskiego wymiaru niemieckiej polityki okupacyjnej, nadal brakuje w Niemczech świadomości, że częścią modelu biznesowego Republiki Federalnej jest wykorzystywanie pamięci dla celów minimalizowania płatności. Krytycy w Polsce nazywają to motto: „Pamiętać, aby nie płacić”. Podczas gdy ludzkie życie poszkodowanych, a tym samym indywidualne płatności, się kończą, moralne prawo do roszczeń o odpowiednie odszkodowania za zagładę Warszawy nie wygaśnie.

Śródtytuły pochodzą od redakcji „Rzeczpospolitej”

Felix Ackermann

Od 2022 r. profesor historii publicznej na FernUniversität w Hagen. W latach 2016–2022 był pracownikiem naukowym Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Obronił doktorat o historii Grodna w XX wieku. Obecnie przygotowuje do publikacji „Historię więziennictwa podczas zaborów”. Dla studentów kończy przygotowanie materiałów dydaktycznych o historii Federalnej Republiki Niemiec jako postnarodowosocjalistycznego społeczeństwa. Publikował m.in. w „Plusie Minusie”. 

Prezydent Frank-Walter Steinmeier upamiętni 1 sierpnia w stolicy Polski 80. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tego dnia w Berlinie nie odbędą się żadne uroczystości państwowe przypominające o brutalnym stłumieniu powstania przez Wehrmacht i SS, które kosztowało życie ponad 18 tys. polskich żołnierzy i 175 tys. warszawskich cywilów. Kanclerz federalny jest na urlopie, Bundestag ma przerwę w posiedzeniach, a administracja miasta Berlina oświadcza, że podświetla Bramę Brandenburską tylko po atakach terrorystycznych, a więc pośrednio uznaje że wyniszczenie Warszawy nie było atakiem terrorystycznym zbrodniczych organizacji Wehrmacht i SS. Wciąż planowane jest upamiętnienie wszystkich polskich ofiar niemieckiej okupacji. Organizatorzy Domu Polsko-Niemieckiego zapraszają w tym ważnym dniu na skromną wystawę fotograficzną przed Czerwonym Ratuszem. Burmistrz Berlina nie ma czasu jej otworzyć.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Plus Minus
Przydałaby się czystka