Irena Lasota: Kiedyś zdychały, teraz umierają. Kiedyś wiercenie, teraz ADHD

Czy wielbiciel ostryg będzie mówić, że połknął ich sześć, popił dobrym białym winem i one właśnie umierają mu w drodze z przełyku do żołądka?

Publikacja: 26.07.2024 10:00

Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk

Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk

Foto: PAP/Jakub Kaczmarczyk

Ktoś mnie spytał, czy mój ostatni felieton, o kotach, był głosem w burzliwej dyskusji wywołanej przez profesora Jerzego Bralczyka, czy raczej w burzy wywołanej przez jego polemistów. Otóż nie wiedziałam jeszcze, że lato 2024 roku będzie zapamiętane w Polsce jako „lato Bralczyka”, w którym będą przelewały się łzy i żółć. Pisząc o wspaniałym pomyśle Rosjan marzących o zniewoleniu Ukrainy przy pomocy kotów biegających po okopach w pogoni za szczurami czy po polach i objadających ludzkie kości, nie użyłam ani czasownika, że biedne koty umrą, ani że zdechną. Gdyby mnie ktoś pytał, to powiedziałabym, że zostaną zamordowane – albo zginą na polu chwały.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Koty i inne takie

Problem śmierci zwierząt to kwestia filozoficzna, a nie lingwistyczna

Jak mówimy o psach saperach, które wylatują na minach? A co o koniach zagonionych na śmierć, gdy ciągną turystów do Morskiego Oka? I w ogóle czy nasz stosunek do zwierząt zależy od języka? Albo na odwrót? To są pytania bardziej psychologiczne, a nawet filozoficzne, a znacznie mniej lingwistyczne.

Czy czasownik, którego używamy, zależy od naszego stosunku do naszego kotka, pieska, czy nawet świnki morskiej? Czy też myślimy, jak niektórzy piszą, że jesteśmy jedną wielką rodziną ssaków i obowiązuje nas solidarność językowa? To byłoby podejście darwinistów-ewolucjonistów. Kreacjoniści powinni mieć z tym problem. Nie chcę wchodzić w teologię, ale przecież Pan Bóg stworzył człowieka, żeby „był zwierzchnikiem ryb, ptactwa i zwierząt”. Więc dlaczego wyróżniać ssaki? Oczywiście, uczucie może skłonić nas do mówienia, że umarła nasza złota rybka czy kanarek. Może nawet motylek, ale czy wielbiciel ostryg będzie mówić, że połknął ich sześć, popił dobrym białym winem i one właśnie umierają mu w drodze z przełyku do żołądka? Zdychają? Też nie.

Można by się tak dalej bawić, ale byłoby bardzo miło, gdyby przeciwnicy słowa „zdychać” w stosunku do naszych przyjaciół nieludzi podpisali petycję do Sejmu i ONZ w sprawie zabijania zwierząt futerkowych, znęcania się nad końmi, torturowania kur, świń czy krów zaspokajających nasz apetyt. 

Można by się tak dalej bawić, ale byłoby bardzo miło, gdyby przeciwnicy słowa „zdychać” w stosunku do naszych przyjaciół nieludzi podpisali petycję do Sejmu i ONZ w sprawie zabijania zwierząt futerkowych, znęcania się nad końmi, torturowania kur, świń czy krów zaspokajających nasz apetyt. Oczywiście, tego nie zrobią, bo w odróżnieniu od naszych młodszych braci jesteśmy nielogiczni, żeby nie powiedzieć zakłamani. Mój kot nie ma (a przynajmniej ja o tym nie wiem) aparatu językowego i myślę, że moją śmierć by przeżywał tak samo emocjonalnie, jak ja jego.

Z drugiej jednak strony zwrócono mi uwagę, że choćby nie wiem jak kot mnie kochał, to gdybym umarła i została sam na sam w pustym mieszkaniu, po kilku dniach zacząłby mnie podjadać. Zrobiło mi się przykro, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że w odwrotnej sytuacji ja bym zrobiła to samo. Choć może jednak przez łzy.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Drugiego Babla nie będzie

Psycholog i psychiatra jako remedium na nieuwagę

Odwoływanie się do wieku profesora Bralczyka (młodszego ode mnie) skłoniło mnie do refleksji nad ewolucją języka, ale też wraz z nim – świata. 70 lat temu przynosiłam w dzienniczku ze szkoły zapiski od nauczycieli „Irka wierci się na lekcjach” czy „Irka nie uważa na lekcjach”. Dzisiaj rodzice otrzymaliby pewnie e-mail „Irka cierpi na zaawansowane ADHD. Prosimy zabrać ją do psychiatry albo co najmniej do psychologa, w przeciwnym razie będziemy zmuszeni zawiadomić odpowiednie czynniki i przenieść ją do klasy specjalnej”.

Ogólna charakterystyka ADHD brzmi: „Dziecko nie jest wytrwałe w swoich działaniach, szybko się nudzi nowym zajęciem czy zabawką. Zaczyna wykonywanie kilku czynności naraz i żadnej z nich nie kończy”. To właśnie ja, kiedyś i dzisiaj, choć zwrot „nudzi się” jest zbyt subiektywny i wskazuje na to, że wy, ludzie bez ADHD, nas nie rozumiecie. Nigdy się nie nudzę (inteligentny człowiek nie może nudzić się sam z sobą), ale lubię robić kilka rzeczy naraz, na przykład pić herbatę, czytać książkę i drapać kota, albo i dwa. Czytam kilka książek naraz, herbaty mogę nie dopić, a zamiast drapać kota, mogę czasami sama się podrapać. Jeśli zabawka jest nudna, to oczywiście przestaję się nią interesować i szukam ciekawszej. Skrzywieniem psychicznym jest przecież również potrzeba dokończenia jakiejś czynności, choćby niepotrzebnej.

Krótko rzecz ujmując, udało mi się napisać felieton taki bardziej letni. I w dodatku go skończyłam. Bez żadnych leków na ADHD.

Ktoś mnie spytał, czy mój ostatni felieton, o kotach, był głosem w burzliwej dyskusji wywołanej przez profesora Jerzego Bralczyka, czy raczej w burzy wywołanej przez jego polemistów. Otóż nie wiedziałam jeszcze, że lato 2024 roku będzie zapamiętane w Polsce jako „lato Bralczyka”, w którym będą przelewały się łzy i żółć. Pisząc o wspaniałym pomyśle Rosjan marzących o zniewoleniu Ukrainy przy pomocy kotów biegających po okopach w pogoni za szczurami czy po polach i objadających ludzkie kości, nie użyłam ani czasownika, że biedne koty umrą, ani że zdechną. Gdyby mnie ktoś pytał, to powiedziałabym, że zostaną zamordowane – albo zginą na polu chwały.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Piotr Zaremba: Granice sąsiedzkiej cierpliwości
Plus Minus
Nie dać się zagłodzić
Plus Minus
„The Boys”: Make America Great Again
Plus Minus
Jan Maciejewski: Gospodarowanie klęską
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Plus Minus
„Bombaj/Mumbaj. Podszepty miasta”: Indie tropami książki
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki