Kolejność ma znaczenie. To nie przypadek, że tytuł tej maltańskiej historii rozpoczyna się od frazy „Ona i on”, zaś przypomniana na maltańskim biennale w pawilonie tematycznym „Inne Geografie. Inne Historie” pełna dramatyzmu rzeźba Barbary Falender z 1973 r. zatytułowana jest odwrotnie: „On i Ona”. Kolejność ma fundamentalne znaczenie, jeśli mówimy o codziennych, społecznych zachowaniach, istotniejszych niż kurtuazja, która czasami nic nie znaczy.
Rzeźba „On i Ona” to dyptyk z brązu. Radykalne ujęcie torsu, a więc formy wywodzącej się z antyku. Jednak „On” to już nie imponujący atleta, lecz, jakbyśmy dziś powiedzieli, męskość zredukowana do „kaloryfera”, czyli „umięśnionej klaty” wyrzeźbionej latami ćwiczeń na siłowni. Uniesioną do góry pięść zacisnął w geście przemocy, zaś pełne agresji, mroczne karczycho wieńczy żołądź penisa zamiast głowy – zgodnie z powiedzeniem, o czym myśli mężczyzna opętany seksem. Tymczasem „Ona”, czyli tors kobiecy, przedstawiony został jako rozwarta szeroko wagina. Połyskując złotem, skupia i odbija światło. Przesłania wycofaną, skuloną głowę, pozbawioną najmniejszej ochrony, jaką dają, choćby tylko w teorii, ręce i dłonie.