Dobrym probierzem podejścia do nowoczesności różnych nurtów prawicy w Polsce jest dziś to, po której stronie dyskusji w obrębie myśli katolickiej się plasują. I tak nurt tradycjonalistyczny, będący ideowym spadkobiercą filozofii Josepha de Maistre’a, głęboko wierzy w to, że od dwóch stuleci Zachód zszedł z właściwej ścieżki rozwoju i zszedł na manowce za sprawą oświecenia. W tej perspektywie pojęcie nowoczesności jest czymś z gruntu złym, ponieważ jest dzieckiem oświecenia, buntem pysznego ludzkiego rozumu przeciwko porządkowi, który człowiek otrzymał od Boga. W tym tradycjonalistycznym nurcie łączy się więc kilka charakterystycznych dla trzeciej dekady XXI wieku zjawisk. Po pierwsze, przekonanie o rozkładzie moralnym i intelektualnym Kościoła katolickiego, odrzucenie reform Soboru Watykańskiego, przywiązanie do tradycyjnej liturgii i walka z przejawami modernizmu w ramach katolicyzmu. Po drugie, przeświadczenie o tym, że to wszystko, z czego Zachód jest tak dumny, jest tak naprawdę tworzeniem nowej formy zniewolenia. To nie przypadek, że właśnie w tych kręgach popularne były – w wersji bardziej soft – ruchy protestu przeciwko restrykcjom sanitarnym podczas pandemii koronawirusa, albo – w wersji bardziej hard – pojawiała się wiara w to, że koronawirus miał być okazją do stworzenia nowego światowego ładu. Połączyła się tu nieufność do nauki – brak wiary w skuteczność szczepień i dostrzeganie w nich działań mających za zadanie stworzyć nowego człowieka – oraz sceptycyzm wobec technologii – podejrzliwość w stosunku do nowatorskich rozwiązań, ostrzeganie przed szkodliwością rzekomo nieprzebadanych jeszcze fal emitowanych przez wiatraki, routery wi-fi czy maszty telefonii komórkowej piątej generacji, czyli 5G. Co ciekawe, ten odłam jest równie niechętny Unii Europejskiej, jak i Stanom Zjednoczonym, ponieważ w tych dwóch „organizmach” szczególnie mocno ma być widoczny cały karykaturalny kształt nowych zjawisk.
Lekarstwa na kryzys Kościoła i tożsamości chrześcijańskiej tradycjonaliści szukają raczej w powrocie do ortodoksji, a nie w próbach „przymilania” się do współczesności. Dlatego też środowiska tradycjonalistyczne, które wcale nie są aż tak marginalne, decydują się na swego rodzaju eskapizm. Nie wierzą w możliwość uzdrowienia systemów skażonych nowoczesnością, zatem, gdy jest to możliwe, starają się z nich wycofać. Dotyczy to zwłaszcza szkolnictwa, które dla środowisk tradycjonalistycznych jest najbardziej krytycznym obszarem. Ten rodzaj myślenia charakterystyczny jest dla nacjonalistyczno-prawicowej Konfederacji oraz dla prawego skrzydła PiS-u, kojarzonego ze Zbigniewem Ziobrą, liderem Suwerennej Polski.
Koniec seksu według wytycznych
Obawy w Kościele są takie, że rozluźnienie etyki seksualnej oznaczałoby, że mylił się w ważnej kwestii w osądzie moralnym. A to implikuje, że może się mylić także w innych sprawach. Czyli wyciągnięcie tego klocka może zawalić całą konstrukcję - mówi Marcin Kędzierski, publicysta, były szef Klubu Jagiellońskiego.
Narzędzia politycznej mobilizacji
Inne podejście do nowoczesności ma najbardziej wpływowy obóz konserwatywny kojarzony z partią rządzącą, czyli Prawem i Sprawiedliwością Jarosława Kaczyńskiego. Katolicyzm czy patriotyzm są dlań jedynie sposobami realizowania celów politycznej mobilizacji. Kościół jest więc w tej wizji traktowany jako narzędzie kontrolowania społeczeństwa, jako organizator społecznego porządku, a nie depozytariusz metafizycznej prawdy czy wiary. W tym sensie dominujące w Polsce podejście do nowoczesności wynika raczej z politycznej funkcjonalności niż wiary w jakiś ponadczasowy porządek. Lęk przed Zachodem, przed modernizacją, przed sekularyzacją wypływa z przekonania, że łatwiej zarządzać społeczeństwem, gdzie istnieją jasne zasady moralne, a religia jest głównym źródłem porządku, niż takim, w którym umasowienie, sekularyzacja czy inne znamiona nowoczesności poszły tak daleko, że dotychczasowe normy uległy swego rodzaju atrofii. Nowoczesność, kojarzona z Unią Europejską, Brukselą i Berlinem, jest traktowana jako zagrożenie dla tego tradycyjnie polskiego ładu, polskiej tożsamości.
Ala w tym wydaniu tożsamość ta jest głównie reaktywna. Ten rodzaj konserwatyzmu nie ma zacięcia prozelickiego, wbrew pozorom nie chce nikogo nawracać. Jednak bardzo chętnie ogłasza się obrońcą chrześcijańskiego świata, który ma być atakowany przez Zachód, Unię Europejską, postępową lewicę i wszelkie inne zagrożenia – ideologie LGBT, gender itp. Wynika to ze specyficznego zmieszania ludowego konserwatyzmu, gdzie „nowinki” obyczajowe budzą nieufność, oraz ludowego katolicyzmu przyzwyczajonego do tego, że to religia jest źródłem pewnego porządku i nawet gdy konserwatyści sami żyją na bakier z moralnością chrześcijańską, bronią Kościoła jako ostatecznej ostoi ładu.
W tym podejściu do nowoczesności również tkwi pewien paradoks. Z jednej strony wyraźna jest tutaj fascynacja skutecznością nowoczesności z jej metodami zarządzania biznesem, obecne jest też olśnienie kulturą start-upów i technologią, które jawią się jako obietnica pójścia na skróty w rozwoju cywilizacyjnym. Dzięki nim kreśli się szansa na wyrwanie z zapóźnienia, w które Polska wpadła w czasie XIX-wiecznych zaborów ze strony Prus, Austrii i Rosji, a także w XX wieku z powodu zniszczeń wojennych ze strony nazistowskich Niemiec, co potem zakonserwowało się w absurdach komunistycznej gospodarki. Gdyby więc dało się skopiować nowoczesną, opartą na cyfrowych rozwiązaniach gospodarkę i przenieść ją z Finlandii, Estonii albo nawet wprost z Doliny Krzemowej, przy jednoczesnym zamrożeniu przemian obyczajowych, spowolnieniu sekularyzacji, dzięki czemu Polska stałaby się swoistym rezerwatem społeczny, to urzeczywistniłaby się wymarzona wizja nowoczesności sympatyków partii rządzącej. Mateusz Morawiecki mówił w wywiadzie dla telewizji Polsat News: Chcemy, żeby życie w Polsce było takie jak na Zachodzie, ale bez tych błędów, które są na Zachodzie.