Dlaczego pan odszedł z PiS?
Jakiś czas temu pytał mnie o to Mateusz Morawiecki. Odpowiedziałem mu szczerze, że – po pierwsze – ten deficyt demokracji i różnorodności poglądów jednak mnie uwierał. A po drugie, cierpiałem z powodu programu, który realizowała partia w czasie pierwszych rządów w latach 2005–2007. Można sprawdzić, ile pieniędzy dawaliśmy wtedy na niepełnosprawnych, ile przeznaczaliśmy na rodziny, a ile zyskali ludzie zamożni, którym Zyta Gilowska zmniejszyła składkę rentową.
Zatem to liberalne reformy wicepremier, minister finansów Zyty Gilowskiej pana irytowały?
Tak, bo zamiast obniżać składkę rentową, można było sfinansować podwyżki dla nauczycieli albo dać więcej pieniędzy dla rodzin z dziećmi. Lech Kaczyński miał taki pomysł, żeby nauczyciele dostali 20 proc. podwyżki, ale nie został on zrealizowany. Zaczepił mnie kiedyś Zbigniew Chlebowski, gdy był jeszcze ważnym politykiem PO, i spytał, dlaczego Jarosław Kaczyński dał się podejść Zycie Gilowskiej i zgodził się na obniżkę składki rentowej o 7 proc., bo to są ogromne pieniądze, które nie trafią do budżetu. Liberałowie wtedy proponowali obniżkę składki rentowej o 1,5 proc., a my zrobiliśmy taką obniżkę! Poszedłem raz do Zyty Gilowskiej z prośbą, żeby wysupłała trochę pieniędzy dla wiejskich dzieci, bo były w najgorszej sytuacji. Usłyszałem: „Jak się to panu nie podoba, to proszę iść do prezesa i z nim rozmawiać, bo ja z nim to uzgodniłam”. Miałem o to żal do PiS i nawet mówiłem o tym na posiedzeniu klubu, bo uważałem, że powinniśmy byli wtedy pomóc finansowo choćby rodzinom z dziećmi o znacznym stopniu niepełnosprawności. Zmniejszyliśmy podatek ludziom zamożnym, a nie pomagaliśmy naprawdę potrzebującym. Co ciekawe, na tym posiedzeniu klubu Jarosław Kaczyński się ze mną zgodził. Ale dodał, że sekcja ekonomiczna naszej partii stawia w pierwszej kolejności na rozwój, a dopiero potem na socjal. Tymczasem Donald Tusk, gdy objął władzę w 2007 roku, powiedział o przywróceniu składki rentowej dla przedsiębiorców i dodał, że lepiej, żeby te pieniądze były w ZUS, niż leżały na kontach bankowych. To było odważne, bo uderzył przede wszystkim w swój elektorat. A jego słowa były jak miód na moje serce.
Premier Kazimierz Marcinkiewicz też był mocno liberalny.
Niestety, to jest prawda. Poszliśmy kiedyś do niego z Cezarym Mechem. Chcieliśmy go namówić, żeby wprowadził większe świadczenia na dzieci. Spotkaliśmy się z łagodną, ale zdecydowaną odmową. Cezary Mech powiedział wtedy od mnie: „To jest prawdziwa twarz liberała”. To skażenie liberalizmem było u niego widoczne.
Ale ludzie go uwielbiali.
Potrafił czarować i nie miał problemu, żeby np. przeprosić wyborców. Gdy Krzysztof Jurgiel, minister rolnictwa, wysłał samochód służbowy po ojca Rydzyka na dworzec, a w TVN zrobiono z tego skandal, to Marcinkiewicz już po niecałych dwóch godzinach zwołał konferencję prasową, przepraszał i deklarował, że to się więcej nie powtórzy. Osobiście, po tej mojej rozmowie z Marcinkiewiczem, zbytnio za nim nie przepadałem. To myślenie w kategorii: „każdy sobie rzepkę skrobie”, jest dla mnie jak zaraza. Dlatego dziś przeżywam, że nie ma progu dochodowego przy świadczeniu 500+ i trzynastej emeryturze. Gdy widzę ludzi w naprawdę wielkiej potrzebie, to uważam, że rozdawanie pieniędzy grupom społecznym, które nie potrzebują dodatkowego wsparcia, jest niemoralne. Powinniśmy wprowadzić ten próg dochodowy, nawet jeszcze przed wyborami, z dobrym uzasadnieniem. A w zamian za to moglibyśmy dołożyć trochę pieniędzy wdowom, które wraz ze śmiercią męża tracą jedno źródło dochodu. Adrian Zandberg ma rację – wdowom powinniśmy podnieść emerytury.
W Solidarnej Polsce był większy nacisk na program społeczny?
Oczywiście. Mój udział w Solidarnej Polsce, bo byłem jednym z założycieli tej partii, był uwarunkowany tym, że partia będzie forsowała postulaty socjalne. My jako pierwsi mieliśmy w programie 300 zł dodatku na każde dziecko. Tylko te nasze postulaty socjalne, cały segment pomysłów dotyczących rodziny, to wszystko zostało skonsumowane przez PiS. Ale mam satysfakcję, że to, co mówiłem o naszych rządach 2005–2007, o nadmiernym liberalizmie, że to wszystko porzuciliśmy. Teraz prowadzimy zupełnie inną politykę.
Opozycja mówi, że ta socjalna polityka PiS to tylko kupowanie głosów wyborców.
Moim zdaniem to jest efekt pewnej refleksji po pierwszych rządach PiS. W 2015 roku polityka społeczna została odwrócona o 180 stopni. Na dodatek te zmiany poszły tak daleko, że następcy nie będą mogli ich odwrócić. Dlatego mimo odejścia z PiS zachowałem szacunek i życzliwość do Jarosława Kaczyńskiego. Poza tym urna prawdę ci powie – korelacja między majętnością, strukturą społeczną a poparciem dla PiS i PO jest bardzo duża. W wyborach samorządowych w Warszawie na PiS głosowali mieszkańcy Pragi-Północ, a całkowicie polegliśmy w Wilanowie, czyli w enklawie bogactwa.