„Ty pieronie!”: Nie musiał głuszyć Gustlika alkoholem

Franciszek Pieczka należał do tej formacji koryfeuszy sceny i kina, która właśnie znika z firmamentu i nie bardzo widać następców. Przekonuje o tym jego biografia pióra Magdy Jaros.

Publikacja: 02.12.2022 17:00

TVP/PAP- Zygmunt Januszewski

TVP/PAP- Zygmunt Januszewski

Foto: Zygmunt Januszewski

Pisanie biografii aktora to zajęcie niewdzięczne: człek taki ustawicznie przebywa w teatrze albo na planie filmowym, co najwyżej ma kłopoty ze zdążeniem z Katowic do Warszawy na kolejny występ. Chyba że wdaje się w romanse z koleżankami z obsady, pije na umór albo powoduje skandale obyczajowe. Ale w przypadku Franciszka Pieczki, jak wynika z książki Magdy Jaros „Ty pieronie!”, żaden z tych przypadków nie zachodził. Opowiadano nawet, że aktor nie lubił się kłaniać po spektaklu, pierwszy ukłon gdzieś z tyłu sceny, drugi zastawał go w garderobie, a trzeci w domu w Falenicy. Żywot Pieczki był ze wszech miar poczciwy: zawsze przychodził przygotowany, umiał tekst, cierpliwie powtarzał duble, spokojny, wyrozumiały. A przy tym artysta z najwyższej półki, o szerokiej skali środków wyrazu, jak podkreślają koledzy. Mierził go blichtr, raził blask reflektorów.

Czytaj więcej

„Wywrócony świat”: Zdewastowani złymi rządami

Dopiero po lekturze biografii pióra Jaros uświadomiłem sobie, jak wybitnym aktorem był Pieczka. Należał do tej formacji koryfeuszy sceny i kina, która właśnie znika z firmamentu i nie bardzo widać następców. Sam Pieczka występował od połowy lat 50., wcześnie upomniał się o niego film, grywał główne role w najgłośniejszych dziełach najwybitniejszych reżyserów, a gdy pojawiał się w epizodach, zawsze pozostawał w pamięci. Jako Ślązak z okolic Cieszyna, znad samej czeskiej granicy, miał podejście właściwe ludziom z tamtego regionu: na plan przychodził jak na szychtę. Poza tym samotnik, mało towarzyski, apolityczny, wierzący, niepijący. W przerwach między zdjęciami grywał w szachy. Dlaczego taka kryształowa postać zafascynowała dziennikarkę, która nawet nie miała okazji porozmawiać na potrzeby biografii ze swoim idolem? Gdy zaczęły się wstępne ustalenia, Pieczka właśnie znalazł się na końcu swojej drogi i zmarł jako 95-letni matuzalem.

Pojawiła się zatem konieczność zapełnienia tej wyrwy, materiał do książki zapewniły liczne rozmowy z aktorami i reżyserami oraz fragmenty wywiadów prasowych, jakich obficie udzielał zwłaszcza w latach 70. Mało kto zdaje sobie sprawę, że dokooptowany do serialu „Czterej pancerni i pies”, który podobnie jak innym wykonawcom przyniósł mu rozgłos, był już uznanym i ukształtowanym aktorem, w przeciwieństwie np. do Janusza Gajosa, który tam stawiał pierwsze kroki. Nie miał więc Pieczka kłopotu z uwolnieniem się od postaci Gustlika.

Czytaj więcej

„Słońca bez końca. Biografia Kory”. Szał niebieskich ciał

Miał w życiu obsadowym wyraźne bloki tematyczne: Śląsk u Kazimierza Kutza, historia u wielkich: Andrzeja Wajdy, Jerzego Kawalerowicza, Jerzego Hoffmana, u Jana Jakuba Kolskiego zagrał aż w dziewięciu filmach na czele z „Jańcio Wodnikiem”. Nie sprawiało mu kłopotów przerzucanie się z ról współczesnych do antycznych, a nawet metafizycznych. Z równą sprawnością odtwarzał komunistycznego dyrektora w „Bliźnie” Krzysztofa Kieślowskiego co św. Piotra w „Quo vadis”. Starzał się „filmowo”, co pozwalało mu brać role patriarchów, oddawał całego siebie do dyspozycji filmu. Koledzy twierdzili, że ma talent od Boga, że został „maźnięty łaską Bożą”. Powszechnie uznawano go za wcielenie dobroci; ktoś nawet proponował, by jednostką życzliwości stała się jedna pieczka. Jak podkreślał reżyser Kolski, „implementowanie w aktora nowej tożsamości” przychodziło z Pieczką niemal bez trudu – i równie łatwo ze swymi bohaterami się rozstawał. Z planu czy ze sceny schodził zawsze jako Pieczka, nie zaś jako odgrywany bohater; może to wyjaśnia, dlaczego nie musiał, jak wielu innych, głuszyć się alkoholem.

O wszystkim tym Jaros informuje jak należy, materiał jest poukładany, Pieczka opisany z przodu i z tyłu. Bardzo dobrze dobrane zdjęcia pokazują go w akcji, jego „fizyczność” – był wysoki i mocny, aczkolwiek nie do tego stopnia, by wyciągać gwoździe z pni drzew. Dobrze więc, że Jaros zdecydowała się poświęcić swoją książkę komuś z pozoru mało spektakularnemu, schowanemu, programowo nieefektownemu. W naszej hałaśliwej epoce ta rzadka postawa sama w sobie jest wartością.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”. Kto decyduje o naszych wyborach?
Plus Minus
„Przy stoliku w Czytelniku”: Gdzie się podziały tamte stoliki
Plus Minus
„The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę”: Historia pewnego czasopisma
Plus Minus
„Bug z tobą”: Więcej niż zachwyt mieszczucha wsią
Plus Minus
„Trzy czwarte”: Tylko radość jest czysta