Zobaczyłem tam sporo ubytków, ale głównie we własnej edukacji. Wstyd się przyznać, ale ponad połowy z pięciu chińskich myślicieli, których autorzy tego przewodnika uznali za kluczowych dla historii ludzkości, nie bardzo kojarzyłem. Podobnie jak jednej drugiej tandemu twórczyń feminizmu. Zastanawiający był również fakt, że dokładnie tyle samo było tam miejsca dla myślicieli chrześcijańskich. Po Augustynie i Tomaszu chrześcijanie najwyraźniej dali sobie spokój z myśleniem. A to i tak za późno, sugerują nam przewodnicy milusińskich po ścieżkach mądrości, bo rozdział poświęcony Akwinacie zamyka wspomnienie wizji, jakiej doświadczył pod koniec swego życia. Miał po niej oświadczyć: „nie mogę już więcej. Zostały mi objawione takie tajemnice, że teraz wszystko, co napisałem, wydaje się pozbawione większej wartości". Mimo to – konkludują, uśmiechając się z politowaniem autorzy – dzieła Tomasza zostały przepisane, trafiły do bibliotek całej Europy i przez wieki stanowiły główne źródło myśli religijnej w chrześcijańskim świecie. A jeśli źródło było pozbawione większej wartości, to co dopiero powiedzieć o reszcie?
Czytaj więcej
Błogosławieni alergicy. Oni jedni mogą zapewne z czystym sumieniem wyznać, że w wieczór Męki czy Noc Zmartwychwstania uronili choć jedną łzę. Buchająca wokół wczesną wiosną wegetacja dokonuje w nich tego, z czym nie daje zazwyczaj rady tląca się wewnątrz wiara. Łzy kapią ciurkiem, a oni zapamiętale przecierają oczy. Co prawda nie ze zdumienia pustym grobem, tylko w reakcji na pyłki odbywających swój godowy taniec drzew i roślin, ale czy to ma aż takie znaczenie? Mało kto poza nimi zachowuje się w te święta jak należy. Tylko uczuleni są na tyle czuli, by odczuć grozę słodkiego zapachu kiełkującej do życia przyrody.
To, co skończyło się milczeniem, od milczenia również się rozpoczęło. Tomasza nazywano w młodości „milczącym wołem" – ze względu na jego małomówność i tuszę. Wiąże się z tym zresztą najsłynniejsza anegdota na jego temat. „Zobaczycie, kiedy ten wół wreszcie zaryczy, zadziwi cały świat" – miał ripostować jeden z profesorów przyszłego świętego.
Co było najbardziej zadziwiające w tym rozłożonym na dziesiątki tomów, składającym się z tysięcy argumentów i drobiazgowych analiz ryku? Chyba jego konkretność; fakt, że Akwinata – jak napisał jeden z jego biografów – studiował rzeczywistość świata w rzeczywistości robaka. Jest jakieś wzruszające pokrewieństwo między nim a drugim wielkim odnowicielem Kościoła, św. Franciszkiem. Obaj przeżywali religijne uniesienia na widok kamieni i drzew, będąc przy tym tak odlegli od panteizmu jak to tylko możliwe. Bóg był dla nich jak Małgosia z bajki braci Grimm – rozsypał na ścieżkach ich życia okruszki, które chuderlawy franciszkanin i zwalisty dominikanin zbierali z tą samą łapczywą radością. Rzeczywistość jako suma znaków, symboli i wskazówek do odczytania była najpierw, stała u źródła summy teologii i filozofii.