Gdy rosyjskie pociski spadały na Ukrainę, prywatny samolot jednego z miliarderów startował właśnie z Lazurowego Wybrzeża i obrał kierunek na Moskwę. Tak mogła wyglądać ewakuacja wielu krezusów, którzy dorobili się podczas gorbaczowskiej pierestrojki i osiedli za granicą, by korzystać z uroków życia, a kiedy poczuli, że grunt pali się im pod nogami, postanowili uciec w bezpieczne miejsce.
Ten konkretny boeing – jak pisze „Washington Post", powołując się na witryny śledzące ruch lotniczy – należał do Romana Abramowicza. Właściciela Chelsea, który w maju ubiegłego roku świętował na murawie w Porto wygraną swoich piłkarzy w Lidze Mistrzów, a jeszcze trzy tygodnie temu w Abu Zabi oglądał z bliska ich kolejny triumf – w finale klubowego mundialu. Był królem życia. Teraz w pośpiechu szukał być może spokojnej przystani, w której nie dosięgnie go gniew ludu.