„Jest w porządku; wypali. [...] Zadzwonił do nas Gorbaczow i powiedział, że zgadza się na propozycje".
Publicznie uczynił to w międzyczasie doradca Gorbaczowa Wadim Zagładin. Na konferencji prasowej we Francji powiedział, że Sowieci nie niepokoją się już o „wewnętrzne sprawy naszych przyjaciół".
„Będziemy utrzymywali stosunki z każdym wybranym w Polsce rządem. Jesteśmy zadowoleni z przebiegu procesu demokratycznego w tym kraju i sytuacji w Polsce nie nazwałbym krytyczną".
Sachs zrobił za to fatalne wrażenie na Mazowieckim. Takie same zrobiła na nim „terapia szokowa". Zawiodła autoprezentacja ekonomisty.
„Mazowiecki nie miał zaufania do człowieka, który nie znał Polski, jej realiów, a wypowiadał się tak kategorycznie. Tadeusz bardzo podejrzliwie patrzy na ludzi, którzy starają się dowieść, że mają 100 procent racji, a Sachs robił wrażenie, że ma jej 105 proc." – skomentował ich spotkanie Kuczyński. Kuczyński chwali się potem, że „rozproszył część obaw Mazowieckiego co do Sachsa, wystawiając mu »świadectwo powagi«. Tadeusz nie jest ekonomistą i moje opinie w tej dziedzinie, także personalne, często przesądzały o sprawie".
Resztę obaw rozproszyli wyżej wspomniani „stratedzy", kierujący OKP-em i „Gazetą Wyborczą" oraz – co istotniejsze – Leszek Balcerowicz. Jego spotkanie z Sachsem wypadło nadspodziewanie dobrze.
„Wydaje mi się, że [Sachs] zauroczył Leszka – wspomina Kuczyński – myślał podobnie jak on, był bardzo pewny siebie, miał macki sięgające na Zachód. To wszystko musiało być Balcerowiczowi bardzo pomocne w czasie jego »prywatnego szoku«, kiedy został kandydatem na wicepremiera".
Wyraźna „chemia" między Sachsem i Balcerowiczem ucieszyła Sorosa, który zawczasu spotkał się z tym drugim i również nabrał doń zaufania. Już jako wicepremier, Balcerowicz za poradą „strategów" poszedł drogą Sachsa. Czekał go jeszcze jeden test.
Wróćmy do jesieni 1989 roku i już rządu Mazowieckiego.
We wrześniu na nowojorskim lotnisku oczekiwał już na Balcerowicza Jan Nowak. Z lotniska pojechali prosto do domu Zbigniewa Brzezińskiego. Tam w trójkę niezwłocznie przystąpili do pisania memorandów do Białego Domu. Wicepremier potrzebował miliarda dolarów na fundusz stabilizacyjny, innymi słowy – środki na zabezpieczenie wymienialności złotego. W Waszyngtonie doszło do jego spotkań z urzędnikami MFW, Banku Światowego oraz z amerykańskim sekretarzem skarbu.
„Balcerowicz zrobił doskonałe wrażenie – zapamiętał Kuczyński. – Dżentelmeni z Funduszu Walutowego zobaczyli, że z nadwiślańskiej tajgi przyjechał gość wyglądający jak oni, mówiący jak oni i myślący nie gorzej niż oni".
Natomiast Jan Nowak wspominał:
„Gdy odwoziłem go na lotnisko, był to zupełnie inny człowiek. Promieniował radością, uśmiechnięty, zadowolony. Wówczas się zorientowałem, że to ktoś nieprawdopodobnie kompetentny, rozumiejący mechanizm gospodarczy i dokładnie wiedzący czego chce. Pojąłem, że jest jak lekarz, który musi ratować pacjenta przed śmiercią, wykonując operację na żywca. [...] Wówczas nabrałem do niego absolutnego zaufania, i co mogłem, robiłem, żeby go wspierać wobec tej demagogicznej fali wszystkich możliwych krytyk, które z niego robiły kozła ofiarnego".
Po powrocie z Waszyngtonu Balcerowicz obwieścił swe reformatorskie zamiary polskiej opinii publicznej. Nie wyniósł ze swych spotkań w USA żadnych rewelacyjnych wieści. Ponieważ poszło mu jednak niezgorzej, otrzymał zapewnienie o pożyczce na łączną sumę 2,7 mld dol. Opinię publiczną w Polsce poinformował natomiast, że Polska zaraz wejdzie w fazę „niepopularnych działań" i dodał, że rząd „chętnie widziałby podczas tej fazy oferty pomocy żywnościowej...".
Nie poszukiwano alternatywy
Tak zaczynała się „terapia szokowa", której przytaknęły międzynarodowe instytucje finansowe, „Wielki skok Balcerowicza" – jak pisały polskie media. „Operacja stabilizacyjna", główna część „skoku", miała rozpocząć się z początkiem następnego roku. (...)
Wszystko zmierzało ku pomyślnemu finałowi. Brzeziński oznajmił w „Gazecie Wyborczej", że wrześniowe rozmowy Balcerowicza w USA „były obserwowane z uwagą przez tutejsze koła polityczne, a to, co powiedział zostało przyjęte bardzo dobrze". Mniej optymistyczne wieści miał Balcerowicz dla Polaków. 6 października, objaśniając założenia reformy gospodarczej, zaznaczył, że „nieuniknione będą bankructwa i bezrobocie, na najbliższy rok nie możemy składać obietnic. Tylko taki program daje szansę na wsparcie gospodarcze Zachodu".
Nie poszukiwano dlań nawet alternatywy. (...) Rząd Mazowieckiego dobrowolnie obrał ścieżkę drakońskich posunięć ekonomicznych, rezygnując na przykład z kampanii na rzecz częściowego umorzenia długów. W kraju wprawdzie komunistyczna nomenklatura była na językach wszystkich, rząd jednakże nie planował cięć w biurokracji, by nie rozjuszyć koalicjantów. (...) Rząd Mazowieckiego całkowicie poświęcił się prywatyzacji, reprywatyzację i repatriację odkładając na bok. Odłożył je, mimo iż nawet pierwotny „plan Sachsa" przewidywał szeroką wręcz reprywatyzację. (...) Decyzja o zaniechaniu działań repatriacyjno-reprywatyzacyjnych zapadła w Moskwie, a pośrednio w Waszyngtonie. Mazowieckiego poinformowali o tym znani nam łącznicy z amerykańskim Departamentem Stanu. (...)
W zamian za radykalne posunięcia Mazowiecki uzyskał iluzoryczne na razie wsparcie Zachodu, mierzone w kredytach, także na razie iluzorycznych. W następnych miesiącach mógł jedynie opóźniać spłatę długu. W lutym 1990 roku Klub Paryski zgodzi się na dwunastomiesięczne odłożenie zwrotu prawie 10 mld dol. „zobowiązań wynikających z obsługi długu". USA opóźniły spłatę zaledwie $899 tysięcy, a więc niecałego miliona...
Jeśli idzie o pomoc poszkodowanym „terapią" zwykłych Polaków, Amerykanie oferowali mglisty na razie pomysł „sieci ochrony socjalnej". W następnym roku pracę miało stracić aż 300 tysięcy osób, czyli około 2 proc. pracowników. Jacek Kuroń, minister pracy, mówił nawet o 600 tysiącach. Nie było mowy o podwyżkach, które kompensowałyby owo przerwanie subsydiów rządowych dla przedsiębiorstw. (...)
Energiczne przystąpienie Balcerowicza do „reformy" usatysfakcjonowało MFW oraz Bank Światowy. Kierownictwa tych instytucji mówiły otwarcie, że jej skutkiem będzie wielkie bezrobocie oraz radykalne pogorszenie się standardów życia. Polacy szybko odczuli wagę tych słów, choćby poprzez wzrost ceny chleba z 50 do prawie 600 złotych. Zyskawszy przychylność wspomnianych środowisk, rząd wyzyskał następną zmianę harmonogramu spłaty długu. Wskutek zaś nacisku zachodniej opinii publicznej, w grudniu 1989 roku sprecyzowano plany materialnej „pomocy". W najbliższych trzech latach USA miały zapewnić Polsce 845 mln dol. – wciąż mniej niż koszt bombowca B-2 – Wspólnota Europejska zaś tych 700 mln dol.
Fragment książki Pawła Zyzaka „Efekt domina. Czy Ameryka obaliła komunizm w Polsce? [2 tomy]", wydanej 30 listopada przez Frondę. Autor to były działacz Ligi Republikańskiej i PiS, historyk, publicysta, od niedawna wiceprezes rządowej Fundacji Centrum Innowacji FIRE. Zdobył rozgłos książką „Lech Wałęsa – idea i historia..." (2009). Potem wydał: „Gorszy niż faszysta" (2011) oraz monografię „Tajemnica Wilczego Jaru", poświęconą katastrofie autobusów pod Żywcem 15 listopada 1978 r. (2013) Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji