Do finału francuskiego spektaklu wyborczego jeszcze trzy miesiące, a już zaczyna on przypominać widowiska scenarzystów Brexitu i sukcesu Donalda Trumpa. Gwiazdorzy renomowanych trup wrócili za kulisy, bo wygwizdała ich publiczność. Pod ich zastępcami, aktorami drugiego planu, raptem otwierają się zapadnie. Z proscenium wielkie monologi wygłaszają halabardnicy. Widownia, zdezorientowana zwrotami akcji, gubi sens przedstawienia. Zamieszanie sprzyja natomiast suflerom; to profesjonaliści.
Odwołany rewanż
Pomijając rozmaite polityczne drobnoustroje, pod uwagę wypada brać 12 pretendentów do tytułu ósmego prezydenta V Republiki. Z tego tuzina zaś liczyć się będą jedynie kandydaci pięciu ugrupowań. Na razie najwyższe – i rosnące – sondażowe notowania, 25–27 proc., ma Marine Le Pen z Frontu Narodowego. Drugi, z dwu-, trzypunktową stratą, ale też na wznoszącej fali, jest Emmanuel Macron z ruchu En Marche (W Marszu, W Działaniu; bez barwy politycznej).
Następne miejsce zajmuje Benoit Hamon z Partii Socjalistycznej, a on ledwo wszedł do gry. Niedawny faworyt François Fillon z klasycznej prawicy (Republikanie) spadł z hukiem z drugiej na czwartą pozycję. Jest wysoce prawdopodobne, że – o ile w ogóle przetrwa w roli kandydata – w kolejnych sondażach ustąpi miejsca piątemu obecnie Jeanowi-Lucowi Melenchonowi z formacji France Insoumise (Nieuległa Francja; nowa mutacja partii komunistycznej).
Pewna zwycięstwa w pierwszej turze wyborów 27 kwietnia wydaje się Marine Le Pen. Na następnych pozycjach mogą się jeszcze zmienić i kolejność, i nawet personalia kandydatów. Aktualny „stan osobowy" tej grupy ukształtował się po prawyborach w Partii Socjalistycznej. Zwyciężył w nich Hamon, chociaż wygrać miał zupełnie kto inny. Niespodzianka u socjalistów wpisała się w całą sekwencję nieprzewidzianych zdarzeń, które rozchwiały sytuację polityczną we Francji, dodatkowo potęgując konfuzję i niepewność w Europie.
Otwarte prawybory we francuskich ugrupowaniach zmiotły faworytów, a strukturom przyniosły wstrząs, niekoniecznie ozdrowieńczy. Najpierw faworytka przegrała w lewicowej partii ekologów EELV. Jej strącenie przez zbuntowaną bazę pozostałoby incydentem bez znaczenia, gdyby pogrom liderów nie powtórzył się u Republikanów. Były prezydent Nicolas Sarkozy uwierzył w triumfalny powrót, tymczasem już pierwsza tura prawyborów zakończyła jego karierę polityczną; tym razem chyba na dobre. W drugiej turze zwycięstwo miało więc przypaść Alainowi Juppé, byłemu szefowi rządu, kandydatowi z gatunku „umiarkowanych i odpowiedzialnych". Tyle że kiedy Juppé i Sarkozy zajęci byli kopaniem pod sobą dołków, na ich swarach skorzystał ten trzeci: inny ekspremier François Fillon. Brawurowo finiszował – i to on został kandydatem Republikanów na prezydenta.