Ostanie relacji transatlantyckich trudno powiedzieć coś optymistycznego. Stany Zjednoczone i Europa nie potrafią – a może nawet nie chcą – wypracować wspólnego stanowiska wobec państwa, które nazywają swoim największym systemowym rywalem. Waszyngton pragnie mieć swokół siebie lojalną koalicję państw zachodnich, które dołożą swoją cegiełkę do ograniczania potęgi tego rywala. Europa oczywiście również dostrzega zagrożenie, ale traktuje je raczej jako wyzwanie, do którego trzeba podejść wieloaspektowo, a na pewno nie jednoznacznie wrogo. Wszak rywal rywalem, ale płynące z handlu z nim korzyści gospodarcze mogą przełożyć się na większą stabilność wewnętrzną państw europejskich. A grozi im przecież niekontrolowany wzrost bezrobocia i zapaść w niektórych sektorach gospodarki.
Tak można dziś zarysować relacje w trójkącie USA–Europa–Chiny. Ale to również dość wierna rekonstrukcja relacji między Waszyngtonem, Europą Zachodnią i Związkiem Radzieckim w latach 80. ubiegłego wieku. Co jednak najbardziej interesujące, oba te okresy mają szczególne znaczenie dla Antony'ego Blinkena – polityka, który stoi dziś na czele amerykańskiej dyplomacji i który w najbliższych latach będzie miał ogromy wpływ na kształtowanie relacji Waszyngtonu z Chinami i Europą. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku Blinken dał się poznać jako wnikliwy obserwator relacji transatlantyckich i orędownik ich wzmacniania na ścieżce dyplomatycznej. Czy ta perspektywa pomoże mu dziś w odbudowaniu więzów ze Starym Kontynentem? I co to będzie oznaczało dla Polski?
Kapitał intelektualny Blinkena
Znane jest powiedzenie Henry'ego Kissingera, że w trakcie pełnienia urzędu przywódcy nie mają czasu na naukę i jedynie konsumują intelektualny kapitał, który zgromadzili przez wszystkie wcześniejsze lata. Kapitał intelektualny Blinkena (urodzonego w 1962 r.) zaczął się kształtować w bardzo młodym wieku, w czasie naznaczonym w polityce międzynarodowej najpierw przez okres „odprężenia", a następnie amerykańską ofensywę w rywalizacji z ZSRR. Na początku lat 80. do władzy doszła ekipa Reagana, która zarzucała swoim poprzednikom zbytnią „uległość" wobec Moskwy. Tak naprawdę jednak kontynuowała ostry kurs ekipy Cartera, zapoczątkowany po wejściu wojsk ZSRR do Afganistanu. Symbolem epoki stały się „gwiezdne wojny" i wyścig zbrojeń, który – jak okaże się po latach – wykończy gospodarkę radziecką i zmusi Gorbaczowa do zasadniczych reform zesztywniałej struktury państwa radzieckiego.
Ale lata 80. to także wyjątkowo niespokojna dekada w relacjach transatlantyckich. Ameryka ustanawiała cła na europejską stal; blokowała eksport towarów europejskich do ZSRR, a sama sprzedawała Moskwie kolejne tony pszenicy; nakładała sankcje na europejskich sojuszników za to, że wespół z ZSRR budowali gazociąg, który miał dostarczyć błękitne paliwo z Syberii przez terytorium dzisiejszej Ukrainy aż na drugą stronę żelaznej kurtyny. Właśnie to ostatnie wydarzenie stało się dla młodego Blinkena, wówczas studenta Harvardu, impulsem do pierwszej pogłębionej refleksji na temat przyszłości relacji transatlantyckich. W 1984 r. napisał pracę dyplomową dotyczącą napięć między sojusznikami na tle sporu o wspomniany gazociąg, a trzy lata później wydał rozbudowaną, książkową wersję tej pracy, która nosi tytuł „Ally vs ally: America, Europe and the Siberian Pipeline Crisis" (Skłóceni sojusznicy: Ameryka, Europa i kryzys wokół gazociągu syberyjskiego). Rzecz dotyczy kwestii dziś już zapomnianych, bo pozimnowojenny triumfalizm na długie lata wygładził transatlantyckie podziały. Jednak w latach 80. ubiegłego wieku wspólna budowa gazociągu przez ZSRR i państwa Europy Zachodniej – przy gwałtownym sprzeciwie Amerykanów – bardzo mocno uderzyła w jedność zachodniego sojuszu.
Pomysł na poprowadzenie gazociągu narodził się pod koniec lat 70. Był to czas regularnych zawieruch na rynku ropy naftowej, wywoływanych przez niepokoje na Bliskim Wschodzie. Kryzys z 1973 r. spowodował znaczną podwyżkę cen ropy oraz przestój w dostawach do większości państw europejskich. Sześć lat później doszło do kolejnego kryzysu i ceny znów poszybowały do poziomu, który Europejczycy uznali stanowczo za wygórowany. Nic więc dziwnego, że Niemcy, Włochy, Austria i kraje Beneluksu doszły do wniosku, że jedynie dywersyfikacja dostaw może uodpornić je na niepewność cen i dostaw z Bliskiego Wschodu. Państwa te uznały, że w zaistniałej sytuacji należy zwiększyć ilość importowanego gazu, a za najbardziej przewidywalnego partnera w tym przedsięwzięciu uznano Związek Radziecki.