„Och, wy, domy, jak ja was wszystkich nie cierpię!" – pomyślał któregoś listopadowego poranka, opuszczając Dolinę Muminków, Włóczykij. On akurat wiedział, że tak czy inaczej swoje mieszkanie nosimy zawsze ze sobą. Dlatego też zdecydował się na takie, które będzie możliwie jak najlżejsze. Któremu to on wyznaczy trasę, a nie zostanie przez nie poprowadzony. Żałuję strasznie w takich chwilach, że nie znam fińskiego, bo to pomogłoby rozstrzygnąć tę uchwytną przecież w każdym języku świata różnicę. Jestem prawie pewny, że Włóczykij wyrażał swoją nienawiść nie do domów, tylko budynków. Miejsc, w których można się schronić i ukryć, ale już nie zamieszkać.

Powiedz mi, gdzie mieszkasz, a powiem ci, kim jesteś. Gdzie jest twój dom, jedno jedyne miejsce, w którym czujesz się naprawdę u siebie. Nieważne, jak często w nim bywasz, tylko czy ono mieszka w tobie. Ponieważ, w ten czy inny sposób, gorliwość o dom twój, pożre cię. O miejsce, w którym chcesz się urządzić, odpocząć. Za jego drzwiami, naprawdę i nieodwołalnie, pozostawić cały jazgot tego świata. Nawet Włóczykije muszą dokądś wracać. Każdy z nich ma swoją Dolinę. Pośrodku niej niebieski dom, rzekę i most, na poręczy którego przysiada się w każdy pierwszy dzień wiosny. Miejsce, którego tak do końca nigdy się nie opuszcza, a dokąd zawsze się wraca. Dom.

Piszę ten felieton w środowy poranek, czekając na dostarczenie decyzji o eksmisji. Podobno tylko czasowej, ale kto dzisiaj może to wiedzieć. Prawdopodobnie za kilka godzin, może dni, znajdziemy się na bruku. Dokładnie to oznaczać będzie dla wielu z nas decyzja, której tylu nie może się już doczekać. Dopraszanie się o zamknięcie kościołów trwa od wielu dni, a otwarte w tym samym czasie salony meblowe jakoś nie stanowią specjalnie dokuczliwej dla kogokolwiek soli w oku. Budynki trzeba przecież urządzić. Domy mogą stać puste.

To był jeden z ostatnich aktów tragedii, która miała skończyć się na krzyżu. Punkt przełomowy, wybuch napięcia od wielu dni narastającego między Chrystusem a faryzeuszami. Jedyny taki moment, w którym Ten Pierwszy stracił nad sobą panowanie. Poprzewracał stoły, rozsypał pieniądze; na chwilę przed tym, zanim poddał się przemocy z ich strony, sam, ten jeden raz, użył siły wobec kupców, którzy wnosili jazgot tego świata do wnętrza świątyni. A zrobił to, jak podkreśla w Ewangelii św. Jan, żeby wypełniły się słowa: „gorliwość o dom Twój pożera mnie".

Dopóki człowiek będzie chodził po tym świecie, dopóty nie zmienią się uczucia, które nim kierują. Tak samo będzie kochał i nienawidził. Tyle że różne rzeczy. To tylko obiekty się zmieniają, uczucia, nawet ich siła, są takie same. Dzisiejszy konformizm i uległość to efekt tej samej, podobnie pożerającej gorliwości. Są one tym samym co tamte wściekłość i gniew sprzed dwóch tysięcy lat. Chodzi zawsze o to samo, o dom. Miejsce, którego nigdy do końca się nie opuści i gdzie zawsze będzie się wracać. I o lęk, że się go straci.