To ostatnie nie jest bez znaczenia, bo jeden z najbardziej znanych serwisów w Polsce dotyczących ruchu Against Modern Football i tzw. groundhoppingu (odwiedzania – i swoistego „kolekcjonowania" – możliwie największej liczby stadionów i stadioników), czyli serwis Kartofliska.pl prowadzony przez Radosława Rzeźnikiewicza, opatrzony jest mottem „Nie ma futbolu bez alkoholu". A sam Rzeźnikiewicz, który przed kilkoma laty relacjonował swoje stadionowe wojaże na łamach serwisu weszło.com, zwracał przy tym uwagę na takie detale jak to, że „Dobra rozgrzewka to podstawa. Część zawodników gospodarzy rozpoczęła ją już godzinę przed meczem w okolicach lokalnego sklepu ogólnospożywczego. Nie ma futbolu bez alkoholu". A odwiedzając Maltę i obserwując tamtejsze rozgrywki, nie omieszkał zauważyć promocji „co szósta lufa gratis" przed jednym z meczów maltańskiej ligi. Generalnie relacje Rzeźnikiewicza to mieszanka zachwytu nad autentyzmem rozgrywek na peryferiach futbolu z przywiązaniem do „tradycji" nakazującej dobry, 8-ligowy mecz podlać kilkoma „małymi jasnymi".
– Jeżeli ktoś potrafi znaleźć umiar w tym wszystkim, to dla mnie nie powinno to być piętnowane, zakazane – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem" jeden z groundhopperów Daniel „Gouda" Tworski. Tworski, który stawia sobie za cel odwiedzić 100 różnych stadionów w ciągu roku, przekonuje, że dla niego „futbol jest powiązany bezpośrednio z alkoholem". – Ktoś, kto powie, że jest inaczej, albo jest dyletantem, albo nie chce powiedzieć prawdy – dodaje. Zastrzega jednak przy tym, że „alkohol nie jest dla wszystkich". – Ja sobie bym alkohol sprzedał, ale mogę odpowiadać tylko za siebie – zastrzega. Ostatecznie jednak wyrokuje, że związek futbolu z alkoholem jest oczywisty.
Nie bez znaczenia jest fakt, że futbol – co wyraźnie widać w zjawisku wspomnianego groundhoppingu – jest zjawiskiem nie tylko sportowym, ale również społecznym. Odwiedzanie stadionów w całej Polsce jest nie tylko okazją do obejrzenia ambitnej walki piłkarzy-amatorów, ale również do poznania nowych ludzi. Daniel „Gouda" Tworski zdradza, że nawet wyrobił sobie wizytówki, którymi wymienia się z kibicami spotykanymi na odwiedzanych przez siebie stadionach. Tak więc pojawiający się w czasie takich spotkań alkohol jest nie tylko „uzupełnieniem" meczu, ale również niewątpliwie „narzędziem" integracji społecznej środowiska.
– Ludzie często piją piwo, by „wpasować się" w otoczenie. To trunek relatywnie tani, który pomaga zyskać poczucie większej więzi z kompanami – tłumaczy w rozmowie z „Plusem Minusem" Christopher Harris, publicysta serwisu World Soccer Talk.
A co z dziećmi?
Kiedy jednak wspomina się o takiej „romantycznej" stronie związku futbolu z alkoholem, nie można przemilczeć bodaj najgroźniejszego aspektu tego mariażu piłki nożnej i piwa – a jest nim wpływ producentów piwa otaczających stadiony marketingową siecią na najmłodszych fanów futbolu. I nie jest to problem teoretyczny. Z badań przeprowadzonych przez brytyjskie organizacje zajmujące się profilaktyką alkoholową wyszło, że w grupie 10–11-letnich uczniów szkół podstawowych w Anglii i Szkocji, aż 47 proc. małych Anglików nie miało problemu ze wskazaniem, że oficjalnym piwem ich reprezentacji jest Carlsberg – taki sam odsetek małych Szkotów kojarzył piwo Carling z ich reprezentacją (Carling był sponsorem Szkockiej Federacji Piłkarskiej do 2014 roku). 45 proc. ankietowanych 10–11-latków kojarzyło też piwo Chang z drużyną Evertonu (do 2017 roku marka tego piwa pojawiała się na koszulkach drużyny z Liverpoolu).
Problem nie byłby być może tak poważny, gdyby na samym rozpoznawaniu marek się kończyło. Niestety – jak wynika z badań opisanych w artykule autorstwa Katherine Brown opublikowanym w 2016 roku w dwumiesięczniku „Alcohol and Alcoholism" wydawanym przez Oxford University Press – dane z siedmiu europejskich krajów (w tym z Polski) wskazują na istnienie związku między intensywnością „alkoholowego marketingu" w sporcie a tendencją najmłodszych do sięgania po alkohol. Skoro bowiem w przerwie meczu reprezentacji Polski na mundialu młody kibic z Polski zobaczy uśmiechniętego Adama Nawałkę w reklamie, która kończy się wznoszeniem toastu za reprezentację piwem Warka, to nawet umieszczona w reklamie informacja, że alkohol jest przeznaczony tylko dla osób pełnoletnich może nie zatrzeć w jego głowie konotacji: mecz – kibicowanie – górą nasi – piwo.
Opium dla mas
Biorąc pod uwagę ogromne pieniądze, jakie stoją za piwno-futbolowym mariażem, trudno jednak spodziewać się, by w najbliższym czasie związek futbolu z alkoholem miał osłabnąć. Rob Nesbit, autor bloga thisdrinkinglife.com, który już przy okazji poprzedniego mundialu oferował kibicom „piwny mundial" (proponował, by w trakcie każdego meczu w czasie jednej połowy raczyć się piwem pochodzącym z kraju jednej z biorących udział w spotkaniu drużyn, a w drugiej połowie skosztować piwa rywali – i na koniec rozstrzygnąć, kto wygrywa taki piwny pojedynek) w rozmowie z „Plusem Minusem" przypomina o wspomnianych już wcześniej korzeniach piłki nożnej – robotniczego sportu dającego pierwszym kibicom rozrywkę, której brakowało w ich życiu. – Cały tydzień pracowałeś w fabryce, a w sobotę czekał na ciebie futbol i piwo – mówi. I dodaje, że niewiele dyscyplin sportowych jest na tyle złożonych, że pozwala po zakończeniu rozgrywki na wielogodzinne debaty i spieranie się o to, co mogło pójść inaczej, co sprawia, że piwo „przydaje się" kibicom jeszcze długo po ostatnim gwizdku sędziego. Nawet jeżeli – ze sportowego punktu widzenia – mecz nie stał na najwyższym poziomie. – Tanie piwo i kiepski futbol to opium dla mas – ocenia Nesbit.
W jednym z odcinków kultowego serialu animowanego „The Simpsons" główny bohater, Homer, postanowił zrezygnować z picia piwa – i po raz pierwszy, zupełnie trzeźwym okiem, spojrzał na mecz baseballu. – Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, jak nudny jest ten sport – narzekał wkrótce po rozpoczęciu rozgrywki. I kto wie, czy ta refleksja twórców amerykańskiej kreskówki, włożona w usta jej bohatera, nie jest najtrafniejszą odpowiedzią na pytanie o źródła związku futbolu z alkoholem? Bo może, gdyby spojrzeć na sprawę okiem zupełnie trzeźwego Homera Simpsona, 0:0 po 90 minutach meczu z gatunku tych określanych mianem „piłkarskich szachów" okazałoby się nie najlepszym wykorzystaniem wolnego czasu?
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95