Motu proprio „Traditionis custode" nie jest dobrą decyzją. Papież deklaruje i w samym dokumencie, i w towarzyszącym mu liście, że celem tego aktu prawnego jest zadbanie o jedność Kościoła i walka z deformacjami liturgicznymi i teologicznymi wewnątrz ruchu tradycyjnego. Tyle że choć trudno dyskutować z tym, iż nadużycia, błędy i rozbijanie jedności Kościoła są problemem, to ten dokument nie tylko tego nie zmieni, ale jeszcze wzmocni pewne tendencje, z którymi miał walczyć.
I to już widać. Biskupi, którym papież przyznał kompetencje dotyczące regulowania w ich diecezjach tradycyjnego kultu i nałożył obowiązek kontrolowania wspólnot tradycyjnych, zareagowali różnorodnie. Jedni – by wymienić tylko abp. Paprockiego ze Stanów Zjednoczonych – podjęli decyzję, że nic nie zostanie zmienione, że wszystkie poprzednie zapisy pozostają w mocy, personalne parafie nadal istnieją, a chętni księża mogą sprawować mszę trydencką. Inni błyskawicznie zakazali wszystkiego i zapowiedzieli, że może w przyszłości się zgodzą, a jeszcze inni czekają na rozwój sytuacji. W jednych diecezjach wierni mogą więc uczestniczyć w starej mszy, a w innych nie. Czy to buduje i umacnia jedność?
Tego rodzaju arbitralna decyzja nie sprawi też, że istniejące w niektórych wspólnotach tradycyjnych sekciarskie, niechętne posoborowemu Magisterium Kościoła czy osobiście papieżowi Franciszkowi tendencje znikną. Żal, frustracja, niechęć tylko się wzmocnią. Dla wielu wiernych ta decyzja jest niezrozumiała, uderza w samo serce ich pobożności i oparta jest na prawnych mechanizmach, w których nie ma empatii. Z piątku na niedzielę odebrano ludziom mszę, zakazano tego, co poprzedni papież Benedykt XVI uznał za istotny element życia Kościoła i co zachwalał, trudno więc oczekiwać, że wywoła to zachwyt i podporządkowanie. Kto więc na tym zyska? Odpowiedź jest prosta: Bractwo Kapłańskie św. Piusa X, do którego kaplic napłyną ludzie, którzy nie będą chcieli rezygnować z formy pobożności, jaka jest im bliska.
Ten dokument jest także zwyczajnie niesprawiedliwy. Problemy, o jakich wspomina, oczywiście istnieją, ale nałożenie kar na wszystkich za zaniedbania niektórych to stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. Każdy, kto zetknął się z ruchem tradycyjnym, ma świadomość, że jest on niezwykle różnorodny. Są w nim kapłani i wierni, którzy w pełni akceptują Sobór Watykański II, interpretując go w duchu ciągłości, otwarci są na znaki czasu, prowadzą pogłębione badania teologiczne i od lat walczą z tendencjami odrzucającymi współczesne papiestwo. Ich postawa – otwarta, nowoczesna, katolicka i papieska do bólu – została jednak zrównana z postawą tych, którzy od lat po prostu en bloc odrzucają autorytet papieski i autorytet Kościoła. Ukarano ich za zaniedbania innych i jeszcze oczekuje się entuzjazmu. W ten sposób nie działa kochająca swoje dzieci matka, a taką ma być Kościół, ale bezduszna władza. Takie oblicze watykańskiej biurokracji zobaczyli właśnie wierni tradycji.