W marcu wejdzie na nasze ekrany film „Miasto ślepców” według książki José Saramago. Diagnoza pisarza dotyczy obecnej cywilizacji i odwiecznych mechanizmów świata, w którym zło szybciej wypływa na wierzch, jednak ostatecznie zwycięża dobro. To również metafora ludzkiej natury, parafraza arcydzieła Breugla „Parabola ślepców”.
Film mnie nie zachwycił, ale dał do myślenia na temat współczesnego upośledzenia zmysłów. Otóż w „Mieście…” osoby porażone ślepotą usiłują zastąpić wzrok innymi zmysłami – dotykiem, słuchem. Ze zdumiewająco kiepskim rezultatem. Nieoczekiwaną przewagę zyskuje grupa, gdzie znalazł się prawdziwy niewidomy – który „widzi” więcej.
Saramago dowodzi, że nie tylko oślepliśmy, ale także ogłuchliśmy. W kakofonii wielkich miast przestaliśmy odbierać istotne sygnały foniczne – intonację, modulację, tembr głosu. Człowiek, którego nie widzimy, jedynie słyszymy, okazuje się zagadką. Nie rozumiemy jego intencji, nie odbieramy potrzeb, nie „czytamy” charakteru. Nasi przodkowie – bynajmniej nieupośledzeni wzrokowo – nie mieli z tym problemów. Jaki słoń nadepnął nam na ucho instynktu?
[srodtytul]Głusi na dźwięk[/srodtytul]
Dwie największe foniczne plagi współczesności to telefony komórkowe oraz odtwarzacze mp3. Maniacy tych urządzeń głuchną na własny głos‚ nie słyszą brzmienia głosu innych. „Komórkowcy” na ogół zdzierają struny‚ żeby przekrzyczeć ryk miejskiej komunikacji‚ uliczny gwar‚ a nawet brak zasięgu. Podobnie permanentne słuchanie muzyki sączącej się wprost do uszu oducza regulowania natężenia głosu w zależności od dystansu.