Reportaż o starciu o wpływy w NIK

W Najwyższej Izbie Kontroli, ostatnim bastionie opozycji, trwa walka o to, ile wpływu na funkcjonowanie tego urzędu zdobędzie marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna

Publikacja: 09.07.2011 01:01

Danuta Bodzek

Danuta Bodzek

Foto: Archiwum

On, Mirosław Sekuła, ma za sobą karierę posła AWS, a później PO, przewodniczącego Komisji Finansów. Jednak, jak aktor charakterystyczny, zapamiętany zostanie głównie z jednej roli: przewodniczącego komisji śledczej ds. afery hazardowej. To wtedy zasłynął z niekonwencjonalnego prowadzenia posiedzeń. Z głosem cyborga, wzrokiem nigdy niedostrzegającym rozmówcy, zachęcał posłanki do pracy krótkim: Do roboty! Do pustych krzeseł, pozostałych po członkach komisji, którzy wyszli na przerwę, zwracał się zaś z uprzejmym pytaniem, czy nie mają pytań. Ich milczenie brał za zgodę, po czym kończył obrady. Ryszard Kalisz ukuł nawet termin „metoda Sekuły". Wyborcy ocenili ją, gdy podczas wyborów na prezydenta Zabrza Sekuła – popierany przez PO – uzyskał zaledwie 13 proc. głosów.

Ona, czyli Danuta Bodzek, jest obecnie w zarządzie spółki PKP Przewozy Regionalne. W ubiegłym roku opinia publiczna poznała ją jako kandydatkę PSL na prezydenta stolicy. Przedstawiała się jako rodowita warszawianka, ceniąca sobie urokliwe zaułki Pragi, od 13 lat zamężna i wolny czas najchętniej spędzająca z najbliższą rodziną.

Sekuła i Bodzek spotkali się już kiedyś w Najwyższej Izbie Kontroli. On był wtedy prezesem Izby, ona pracownikiem. Ona przeprowadziła kontrolę szpitala, po której poskarżyła się na próbę skorumpowania jej przywiezieniem z Bliskiego Wschodu żywego smoka – tak wynikało ze sporządzonej notatki.

Po zakończeniu kontroli wszczęto wobec niej trzy postępowania dyscyplinarne. I skierowano do pracy w archiwum. Oskarżyła zatem prezesa o mobbing. Sprawę nieprawomocnie przegrała, ale procesuje się jeszcze z kilkoma pracownikami Izby. Teraz Mirosław Sekuła i Danuta Bodzek mają szansę spotkać się w NIK ponownie. Istne wejście smoka.

Ostatni bastion

Obecnie Najwyższa Izba Kontroli jest postrzegana jako ostatni bastion PiS. Prezes Izby Jacek Jezierski objął to stanowisko w 2007 r. z poparciem Prawa i Sprawiedliwości, choć za kontrkandydata miał Zbigniewa Romaszewskiego. Do urzędu na Filtrowej trafił zresztą znacznie wcześniej – w roku 1992, jeszcze za prezesury Lecha Kaczyńskiego, z którym łączyły go dobre relacje osobiste.

Izba, której zadaniem jest kontrolowanie urzędów państwowych, to znakomite miejsce, żeby uzyskać wiedzę o stanie państwa. A taką wiedzę można wykorzystać. Informacje pokontrolne mogą stać się najważniejszą wiadomością dnia. „Drogi pod lupą NIK – jest źle", „NIK – za mało mieszkań socjalnych", „NIK sprawdziła Orliki – są nieprawidłowości", „NIK krytykuje szpitale", „Euro 2012 pod lupą NIK". Takie informacje mogą nie schodzić przez cały dzień z paska telewizji informacyjnych, psując władzy opinię i humor.

PO – świadoma mocy tkwiącej w cichym, działającym na uboczu urzędzie – już w 2007 r. rozpoczęła prace nad zmianą ustawy o NIK. Urząd był zresztą krytykowany także przez PiS, które zarzucało Izbie, że nie wykorzystuje tkwiącego w nim potencjału. – Prawie 100 procent działalności sprowadza się do tego, że znajduje fakturę na 600 złotych zaksięgowaną ze złą datą – oceniał senator Romaszewski.

Jednak pomysły Platformy szły w kierunku poddania NIK silniejszej politycznej kontroli. Zgodnie z dotychczasowymi przepisami prezes sam dobierał sobie zastępców. Zmiany zakładają, że zastępców musi uzgadniać z marszałkiem Sejmu.

Partia pokera

Ustawę o NIK posłowie przyjęli w styczniu 2010 r. z długim vacatio legis. Pierwsze przepisy wchodzą właśnie w życie. Od 2 czerwca prezes NIK ma trzy miesiące na przedstawienie marszałkowi Sejmu kandydatów na swoich zastępców. Wyboru dokona Grzegorz Schetyna.

W kuluarach od dawna się mówi, że stanowiskami podzielą się koalicjanci z PO i PSL. Pewniakiem Platformy jest właśnie Mirosław Sekuła, dla którego zabrakło miejsca na listach PO do parlamentu, a partia ma wobec niego dług wdzięczności za prowadzenie komisji hazardowej. Marszałek Grzegorz Schetyna mówi już, że Sekuła byłby bardzo dobrym kandydatem na wiceprezesa NIK, bo ma wielkie doświadczenie.

W PSL mówiło się zaś między innymi o Danucie Bodzek. Pracownicy żartują, że wejściówki na kolegia z udziałem Mirosława Sekuły i Danuty Bodzek cieszyłyby się nie mniejszym zainteresowaniem niż bilety na Euro 2012.

Negocjacje między marszałkiem a prezesem trwają. Jezierski jeszcze wniosków nie złożył, a przed wyborami Platformie Obywatelskiej na rękę jest sytuacja, w której prezes NIK oczekuje na decyzje w charakterze petenta. Jezierski nie jest jednak bezbronny. Ostatnie kontrole – w sprawie stanu przygotowań Polski do Euro 2012, przedszkoli czy o stanie państwa w 2010 r. – pokazały bowiem, że urzędnicze komunikaty NIK mają ogromną siłę rażenia. I że w kampanii wyborczej mogą kosztować PO kilka punktów procentowych.

W ciszy, za zamkniętymi drzwiami marszałka odbywa się więc pokerowy pojedynek. Nieoficjalnie się mówi, że jednego zastępcę Jezierski będzie mógł sobie pozostawić. Spośród czterech obecnych wiceprezesów wybierze zapewne Marka Zająkałę, który ma nad kolegami tę przewagę, że w latach 80. pracował w Spółdzielni Pracy Usług Wysokościowych Gdańsk. Stąd zna się i lubi z gdańskimi liberałami. Na Jacka Kościelniaka, byłego posła PiS i zastępcę Przemysława Gosiewskiego w kancelarii premiera Kaczyńskiego, nie godzi się Grzegorz Schetyna. Stanisław Jarosz był senatorem AWS, specjalizuje się w sprawach budżetowych. Józef Górny, były wiceprezydent Rzeszowa i poseł AWS, choć cieszy się sympatią pracowników, nie dogaduje się z prezesem Jezierskim.

Przystań dla polityków

Choć politycy lubią mówić o apolityczności NIK, budynek przy Filtrowej był w wolnej Polsce zawsze przystanią dla polityków. Prezesami Izby byli Lech Kaczyński, Janusz Wojciechowski – kiedyś z PSL, a obecnie eurodeputowany PiS. No i Mirosław Sekuła.

– Osobowości kolejnych prezesów były na tyle mocne, że brali na siebie reprezentowanie Izby – mówi Paweł Biedziak, rzecznik NIK. Dlatego jego zdaniem nowi wiceprezesi nie zmienią tej instytucji. To prezes będzie decydował o kompetencjach swoich zastępców. Może powierzyć im nadzór nad częścią departamentów kontrolnych. Albo zlecić, by zajęli się pilnowaniem sprzątaczek.

Jednak zmiany w NIK pod rządami nowej ustawy idą dużo dalej. Przeorają tę instytucję od wewnątrz. W Sejmie czeka już na podpis marszałka nowy statut NIK. A w nim wyraźny podział na departamenty kontrolne i biura. Pracownicy, którzy do tej pory pracowali w biurze prezydialnym czy dziale informatyki – i od czasu do czasu byli wysyłani na specjalistyczne kontrole – staną teraz przed wyborem. Mogą przejść do departamentu kontrolnego lub zrezygnować ze statusu pracownika mianowanego.

Z drugiej strony NIK najwyraźniej nie zrezygnuje z ambicji, by bardziej zaistnieć medialnie. Do tej pory o tym, kto będzie kontrolowany, decydowali dyrektorzy departamentów na podstawie przebiegów kontroli, doniesień medialnych czy ustaleń prac komisji sejmowych. Teraz w planach jest utworzenie nowego departamentu, który zajmie się analizowaniem mediów i otoczenia społecznego. Na jego czele być może stanie Anna Marszałek, była dziennikarka śledcza, która niedawno przeszła do pracy w Izbie. Departament ma wybierać tematy najbardziej interesujące społeczeństwo. Pomysł wydaje się ciekawy, choć nie bez wątpliwości: – Nie każdy temat ciekawy społecznie czy medialnie da się skontrolować. Kontrola to bowiem twarde dane, a tych w wielu wypadkach może brakować – mówi jeden z doświadczonych pracowników NIK.

Ostateczną listę tematów będzie jednak – jak do tej pory – zatwierdzać kolegium NIK. Jego skład tworzy dziś prezes wraz z wiceprezesami, dyrektorem generalnym urzędu oraz siedmioma profesorami prawa lub ekonomii oraz siedmioma spośród zajmujących najwyższe stanowiska pracowników NIK. Na kształt obecnego kolegium miała już wpływ PO.

Prezes Jezierski nadal jednak może sięgać po tematy spoza listy. Zlecać kontrolę doraźną, jak tę po katastrofie smoleńskiej, którą dziś w NIK nadzoruje doradca prezesa Marek Bieńkowski – komendant główny policji za rządów PiS. Także priorytety kontroli wyznaczonych na najbliższy rok – państwo sprawne i przyjazne obywatelowi, efektywnie zarządzające zasobami publicznymi oraz Polska w Unii Europejskiej – niebezpiecznie kojarzą się ze sztandarowymi hasłami Platformy Obywatelskiej z poprzednich wyborów.

Co więcej, w 2012 r. zmieni się procedura kontrolna. Nowa ustawa bardzo osłabi pozycję kontrolowanego urzędu. Do tej pory po zakończeniu kontroli powstawał protokół, do którego można się było ustosunkować. Dopiero potem sporządzano wystąpienie pokontrolne. Na tym etapie także przysługiwało odwołanie. Teraz po kontroli powstanie jeden dokument, a kontrolowany urząd do zarzutów będzie się mógł ustosunkować tylko raz – za to będzie miał na to trzy tygodnie. Po co to wszystko? – Urzędnik ma ustawę wykonywać, a nie o niej dyskutować – ucina enigmatycznie Biedziak.

W nowej ustawie pozostał wzbudzający wiele kontrowersji przepis o audycie zewnętrznym, któremu NIK ma podlegać. Okazało się, że odpowiedź na pytanie, kto skontroluje kontrolującego, nie jest wcale prosta. NIK dysponuje bowiem wieloma wrażliwymi danymi, do których zewnętrzna firma nie powinna mieć dostępu. Ostatecznie posłowie zgodzili się, że raz na trzy lata audytor będzie mógł sprawdzać jedynie gospodarowanie finansami NIK. W ustawie nie znalazł się jednak wyraźny zapis, że audytorzy mają zakaz zajmowania się działalnością kontrolną NIK. Z tego powodu prezydent Lech Kaczyński wysłał nowelizację do Trybunału Konstytucyjnego, prezydent Komorowski jednak ją stamtąd wycofał.

Nawet jeśli prezesowi Jezierskiemu uda się ostatecznie dojść do porozumienia z marszałkiem Schetyną w sprawie swoich zastępców, jego kadencja kończy się za dwa lata. A wtedy żadne kompromisy PO nie będą już potrzebne. NIK może więc stać się miejscem, gdzie swoje pomysły będzie realizować nie tylko Mirosław Sekuła, lecz także obecna pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją Julia Pitera.

On, Mirosław Sekuła, ma za sobą karierę posła AWS, a później PO, przewodniczącego Komisji Finansów. Jednak, jak aktor charakterystyczny, zapamiętany zostanie głównie z jednej roli: przewodniczącego komisji śledczej ds. afery hazardowej. To wtedy zasłynął z niekonwencjonalnego prowadzenia posiedzeń. Z głosem cyborga, wzrokiem nigdy niedostrzegającym rozmówcy, zachęcał posłanki do pracy krótkim: Do roboty! Do pustych krzeseł, pozostałych po członkach komisji, którzy wyszli na przerwę, zwracał się zaś z uprzejmym pytaniem, czy nie mają pytań. Ich milczenie brał za zgodę, po czym kończył obrady. Ryszard Kalisz ukuł nawet termin „metoda Sekuły". Wyborcy ocenili ją, gdy podczas wyborów na prezydenta Zabrza Sekuła – popierany przez PO – uzyskał zaledwie 13 proc. głosów.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach