Nie wiem, jak teraz wyglądają korytarze polskich gimnazjów i liceów, ale za czasów mojej młodości obowiązkowo zdobiły je szarfy z cytatem: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie". Pamiętają państwo, kto jest autorem tych słów? Nie, nie Andrzej Frycz Modrzewski, jak powszechnie się uważa, lecz kanclerz Jan Zamoyski. Nie szkodzi, jeden i drugi byli ludźmi przyzwoitymi.
Gdyby obaj panowie mogli zobaczyć, co wyprawiają dziś ci, którym powierzono wychowanie polskiej młodzieży, pewnie przewróciliby się w grobach. Bo co teraz powie swoim podopiecznym wychowawca, który dotąd tępił obyczaj fałszowania podpisów rodziców na pisanych przez uczniów uprawiedliwieniach nieobecności? Kochani, róbcie tak dalej, przecież ja też – za cichą poradą pana Broniarza – strajkowałem z lewym zwolnieniem lekarskim w kieszeni. Ha, gdyby tak powiedział, byłby cyniczny, ale przynajmniej uczciwy.
A co miał do powiedzenia społeczności uczniowskiej rzeczony Sławomir Broniarz, przewodniczący ZNP, po tym gdy otwarcie zagroził, że jeśli rząd nie zagwarantuje nauczycielom tysiączłotowej podwyżki, ci nie dopuszczą gimnazjalistów do zbliżających się właśnie egzaminów? Wybąkał przed kamerą „przepraszam" i dalej robił swoje. Co więcej, zapowiedział blokadę promocji tegorocznych ósmoklasistów i maturzystów.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości wiele zjawisk definiuje z retoryczną przesadą. Ale stwierdzenie, że ZNP czyni młodzież zakładnikami własnych roszczeń, jest trafione w dziesiątkę.
Nie chodzi o to, że nauczyciele nie mają prawa do walki o poprawę warunków pracy. Mają je, na równi z przedstawicielami wszystkich innych zawodów. Ale nie zapominajmy, że niektóre z nich są zawodami publicznego zaufania. A tutaj już nie godzi się pewnych metod używać. Nawet gdy są skuteczne, a przy tym wymagają mało wysiłku. A może właśnie dlatego.