Wspólnotą, której nigdy nie było. Jeszcze nie wszystkie ciała pogrzebano, gdy subtelne, liberalne intelektualistki wezwały do skończenia z kultem Tanatosa, a drapujący się na mędrca, sympatyczny w innych okolicznościach dziennikarz martwił się, że nadciągają demony patriotyzmu. Jeszcze żałoba nie minęła, gdy co niektórzy żałobnicy, zamiast zmarłych opłakiwać, chcieli się z żywymi rachować i zemsty na rudym zdrajcy szukać. Puentą były zachwyty uchodzącej za damę od wysokiej kultury wychowanki „Tygodnika Powszechnego", która z tłuszczą w sojuszu widziała w sikaniu na znicze i krzyżu z puszek po piwie Lech nową uśmiechniętą twarz Polski.
Taka to była wspólnota i taką też pozostała. Zaraz minie dziewięć lat od, no właśnie, od czego, od wypadku lotniczego – powiedzą jedni, jakiego wypadku, zamachu – oburzą się drudzy. Dla wyznawców stron obojga wszystko jest jasne, ale co z resztą? I co z prawdą? Po dziewięciu latach nadal nie mamy ani wraku, ani raportu komisji, ani wyników śledztwa. Ani wściekłych obywateli żądających wyjaśnienia największej tragedii III Rzeczypospolitej. Już prawie nikt nie zadaje sobie pytania, dlaczego wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi. Ot, przywykliśmy, że się nie dowiemy?
Dlaczego, nie bez racji, uznaliśmy, że już pewnie nigdy nic nie będzie jasne? Na początku, wiadomo, haniebne – tak, wiem, że używam pojęć ze słownika Lisa i Michnika – śledztwo poprzedniej ekipy, która najbardziej na świecie chciała o wszystkim zapomnieć, która najbardziej na świecie bała się, że czarnosecinny lud w odwecie odbierze jej władzę. Wiele żenujących występów i raportów pana Laska i kolegów znieść musieliśmy, by wszystko zostało zamydlone na amen. Tamci pełnej prawdy nie chcieli, bo się jej bali. Nawet nie dlatego, że zamordowali prezydenta – nic mnie o tym nie wiadomo – ale dlatego, że zaniedbania obciążają ich politycznie, moralnie i karnie.
No dobrze, a ci? Rządzą od czterech lat i marszałek Karczewski przyznaje dziś, że nie dowiedział się niczego więcej? Ci raczej chcieli poznać prawdę, ale widocznie nie umieli do niej dojść. Nie mogli, nie dało się. Wraku – tu akurat rację mają – ściągnąć się nie da, bo Ruscy. No, ale za brak wraku Tuska z błotem mieszali, to też fakt. Śledztwo się jakoś posunęło? Też nie, aha. Nic się nie da. Imposybilizm w rozkwicie, państwo teoretyczne, kamieni kupa.
Felietoniści zwykle – i to nie jest zmiana tematu, zaraz wracam – są jak politycy i wiedzą wszystko najlepiej. Co naprawić, co zmienić trzeba, żeby panu było dobrze i szanownej małżonce, naturalnie, też jak najlepiej. No więc moja osoba na chwilę wybierze inną opcję, bo przyznać się muszę, że nie wiem, skąd ten imposybilizm, skąd ruiny zamiast państwa.