„Bejtar” walczy

By zrozumieć istniejące do dziś kłopoty z obecnością Żydowskiego Związku Wojskowego w historii warszawskiego getta, trzeba cofnąć się jeszcze do czasów II Rzeczypospolitej. Geneza i kształt tej „białej plamy” wykracza poza klasyczne kłopoty z historiografią PRL.

Publikacja: 13.04.2013 01:01

Nowoczesny żydowski ruch narodowy (syjonizm) powstał pod koniec XIX wieku, ale swoje działania ukierunkowane na odbudowę Państwa Izrael znacząco nasilił po I wojnie  światowej. Sytuacja wydawała się obiecująca: po rozczłonkowaniu Imperium Osmańskiego władzę nad Palestyną objęli Anglicy, którzy mieli zobowiązania wobec Żydów. Jeszcze w 1917 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii lord Artur Balfour zadeklarował, że „rząd Jego Królewskiej Mości przychylnie zapatruje się na ustanowienie w Palestynie domu dla narodu żydowskiego i dołoży wszelkich starań, aby umożliwić osiągnięcie tego celu". Była to typowa obietnica obliczona na pozyskanie poparcia społeczności żydowskiej w toczącej się wojnie, ale teraz stała się podstawą presji ruchu syjonistycznego ukierunkowanego na realizację swoich postulatów.

Przez następne lata Światowa Organizacja Syjonistyczna prowadziła akcję emigracji żydowskiej do Palestyny i wspierała rozwój gospodarczy osadników zmierzając do budowy Izraela metodą faktów dokonanych i politycznych negocjacji.

Takim powolnym działaniom sprzeciwiał się jeden z młodszych żydowskich przywódców Włodzimierz (Zeew) Żabotyński. Ów pisarz, poeta i dziennikarz wywodzący się z Rosji w czasie I wojny światowej był jednym z twórców żydowskiej jednostki wojskowej walczącej u boku Anglików przeciwko Turkom. Utworzony w 1915 r. Zion Mule Corps nie odegrał wielkiej roli w wojnie, ale legionowa przygoda pod żydowskim sztandarem tworzyła wokół charyzmatycznego Żabotyńskiego nimb wojennego bohatera.

Żabotyński był zwolennikiem radykalnych rozwiązań. Domagał się szybkiej i masowej emigracji Żydów do Palestyny bez oglądania się na opinię Arabów i restrykcyjne działania Wielkiej Brytanii. Dopuszczał użycie siły. Wewnątrz Światowej Organizacji Syjonistycznej domagał się rewizji oficjalnej linii politycznej w kierunku zdecydowanych, aktywnych działań. Stąd jego zwolenników nazywano „aktywistami" i „rewizjonistami". Bynajmniej Żabotyński nie uważał zdobycia Palestyny za przedsięwzięcie łatwe. Doświadczenia ostatniej wojny wskazywały, że zmiany na mapie i możliwość „wybicia się na niepodległość" możliwe są w wypadku większego konfliktu zbrojnego lub przy poważnej zmianie międzynarodowej koniunktury. Głosił więc konieczność przygotowywania się Żydów do walki rozpoczętej w jakimś sprzyjającym momencie.

Ale opis żydostwa autorstwa rewizjonistów był pesymistyczny: uważali oni, że po niemal 2 tysiącach lat tułania się po obcych krajach Żydzi nasiąknęli pacyfizmem, mentalnością niewolnika i słabeusza. Potrzebne było młode pokolenie, o zasadniczo odmiennym charakterze i umysłowości.

Nowa formacja

W 1923 r. Żabotyński pojawił się w Rydze, by w hebrajskim liceum wygłosić  cykl wykładów na tematy polityczne. Ich głównym przesłaniem była konieczność przygotowania młodzieży żydowskiej do walki o państwo żydowskie w Palestynie. Jako wzorzec Żabotyński wskazał Józefa Trumpeldora – jednego z oficerów Legionu Żydowskiego, który zginął w 1920 r. w walkach z Arabami jako dowódca samoobrony w kolonii Tel-Chaj na północy obecnego Izraela. Według mitu założycielskiego rewizjonistów, śmiertelnie ranny Trumpeldor miał wtedy powiedzieć: „To nic, słodko jest umierać za Ojczyznę".

Wkrótce po wykładach Żabotyńskiego w Rydze powstał „Związek Trumpeldora" („Brit Trumpeldor") nazywany w skrócie „Bejtarem". Jak głosiła rewizjonistyczna prasa: „zadanie »Bejtaru« jest bardzo proste, jakkolwiek nader żmudne: stworzenie tego typu Żyda, którego naród najbardziej potrzebuje dla skuteczniejszej odbudowy państwa żydowskiego".

Prócz wyrobienia w młodych Żydach poczucia dumy i godności, uczono ich żydowskiej kultury i historii ze szczególnym naciskiem na naukę hebrajskiego. Członkowie organizacji mieli wychowywać się w duchu narodowym, kultywować bohaterskie tradycje przodków i przygotowywać się do walki. „Bejtar" różnił się od klasycznych partyjnych przybudówek epoki: obficie korzystano tu ze wzorców skautingu. Terenoznawstwo, rajdy, biwaki i obozy miały przygotowywać bejtarowców do trudów życia w Palestynie. Organizacja posługiwała się elementami terminologii i dyscypliny wojskowej. Obowiązkowe były zajęcia sportowe (gimnastyka, boks albo na przykład szermierka) i szkolenie w posługiwaniu się bronią. Dziewczęta, które stanowiły około jednej trzeciej członków organizacji, uczyły się na kursach sanitarnych i przygotowywały do pracy w służbach pomocniczych niezbędnych na każdej wojnie.

Ideały rewizjonistycznej młodzieżówki szybko rozprzestrzeniały się po Europie; struktury „Bejtaru" powstały w obu Amerykach, w dalekiej Azji i Australii. Ten proces oczywiście nie mógł ominąć Polski – największego skupiska europejskich Żydów. W drugiej połowie lat 20. organizacja liczyła już 4 tys. członków, a świeżo utworzoną Światową Komendę (Shilton)  zlokalizowano w Warszawie. Wodzem „Bejtaru" (Rosh Betar) i niekwestionowanym autorytetem ruchu, często nazywanego „legionem w drodze", był sam Włodzimierz Żabotyński. W 1936 r. w Polsce było już ponad 40 tys. bejtarowców, co było znaczącą częścią organizacji liczącej około 50 tys. członków na całym świecie. Jej ostatnim komendantem w II Rzeczypospolitej był młody absolwent prawa Uniwersytetu Warszawskiego, a w przyszłości premier Izraela – Menachem Begin.

Ideologia radykalna

Bejtarowcy byli narodowymi radykałami – charakterystycznym elementem polityki ówczesnej epoki. Niechętnie odnosili się do liberalizmu i lewicowych ideologii. Punktem wyjścia krytyki było zdefiniowanie jako jedynego celu działania organizacji (monizm ideowy) budowy żydowskiego państwa narodowego w Palestynie. Wszystkie inne idee i wartości schodziły na dalszy plan. Bejtarowcy przysięgali „poświęcam moje życie odbudowie Państwa Żydowskiego o większości mieszkańców żydowskich po obu brzegach Jordanu, wschodnim i zachodnim. Dla dobra odbudowy naszego Państwa poświęcę interesy moje własne, rodziny i interesy mej klasy".

Socjalizm i komunizm krytykowano za przeciwstawianie idei narodowej hasła „walki klas". Podsycanie konfliktów wewnątrz własnego społeczeństwa miało być sprzeczne z interesami Żydów, którzy w celu budowy Izraela winni byli zdobyć się na zgodny, zbiorowy wysiłek. Rewizjoniści głosili konieczność budowy społeczeństwa korporacyjnego, gdzie spory między pracodawcami i pracobiorcami będą rozstrzygane przez arbitraż państwowy wzorowany na systemie zbudowanym przez Mussoliniego we Włoszech. Zresztą z Italią rewizjonistów łączył szereg rozmaitych nici. Włosi prowadzili w Civita Vecchia szkołę morską dla żydowskich marynarzy, odbywały się wspólne imprezy „Bejtaru" i włoskiej młodzieżówki faszystowskiej – „Balilli". Prasa rewizjonistyczna opisywała Mussoliniego jako męża opatrznościowego Italii, który z serc swoich rodaków „wypędził zmorę komunizmu": „uznajemy chętnie pozytywne wartości włoskiego faszyzmu. Nie chodzi nam o formę rządu, bo tę każdy naród urządza, jak uważa za stosowne, ale chodzi nam o podniosłość, napięcie i żywotność patriotycznego uczucia, sposobu myślenia i ofiarności. W tym kierunku idzie nasz cały wysiłek wychowawczy i w tym kierunku bez zastrzeżeń podziwiamy dzieło italskiego faszyzmu".

Rewizjoniści klasyczną demokrację przedstawicielską chcieli zastąpić  „nową demokracją": czyli totalnym państwem kierowanym przez wodza, który raczej symbolicznie odpowiadał przed narodem i historią. Tak jak nowinki ideologiczne „Bejtar" przyswajał formy uprawiania polityki. W 1928 r. organizacja została umundurowana w bluzy „brązowe jak piasek Palestyny" i pasy z koalicyjkami. Choć oficjalnym pozdrowieniem było salutowanie do czapki, bejtarowcom zdarzało się wyciąganie prawicy w rzymskim pozdrowieniu.

Radykalne ideały ruchu ściągnęły krytykę wielu intelektualistów żydowskich, w tym m.in. Alberta Einsteina. Lewicowa prasa nazywała rewizjonistów „nożownikami żydowskiego Hitlerka", a najczęściej po prostu „faszystami". Bejtarowcy odwdzięczali się okrzykami w stylu: „zdrajcy do Moskwy". Dochodziło do ostrych potyczek słownych, wzajemnych napadów i demolowania lokali.

Polski Izrael

Pokolenie młodzieży bejtarowskiej wychowanej w II RP głęboko wrosło w polską kulturę. Zrywy powstańcze i romantyczna literatura były ważnymi elementami wpływającymi na popularność haseł o budowie własnego państwa. Rewizjonistyczna prasa chętnie sięgała do wzorców z polskiej przeszłości. Z ogromną estymą podchodzono do postaci Józefa Piłsudskiego, uważanego za przyjaciela narodu żydowskiego i żywego dowodu skuteczności  myśli legionowej.

„Związek Trumpeldora" cieszył się sympatią i poparciem polskich władz. Wiele tysięcy członków organizacji przeszło szkolenie wojskowe organizowane dla „Bejtaru" w ramach przysposobienia wojskowego. Wojsko Polskie urządzało kilkumiesięczne obozy szkoleniowe dla kadry dowódczej i instruktorów zbrojnego ramienia rewizjonistów (którego większość członków wywodziła się z „Bejtaru") Narodowej Organizacji Wojskowej („Ecel"). Uczestnicy kursów mieli pochodzić z całego świata, nawet z odległych Chin. Uczono ich nie tylko dowodzenia w walce, ale także reguł sabotażu i dywersji, między innymi produkowania i podkładania ładunków wybuchowych. Umiejętności te były potem wykorzystywane przeciwko Anglikom i Arabom. Trwało nielegalne wspieranie rewizjonistów bronią szmuglowaną do Palestyny i poprzez zastrzyki  poważnych środków finansowych.

Dość powszechnie przyjmuje się, że obie strony łączył przede wszystkim interes, a Polacy pomagali, bo zainteresowani byli emigracją Żydów z Polski. Pewnie sporo w tym prawdy, ale taka wizja wydaje się dalece niekompletna. Artykuły w prasie i zdjęcia świadczą, że na uroczystościach organizacji bywali nie tylko wysocy przedstawiciele władz, ale też wysocy oficerowie Wojska Polskiego. Sama ich obecność – a nie tylko żarliwe życzenia sukcesu i okrzyki na cześć przyszłego Państwa Izrael – świadczy o tym, że sprawy nie da się traktować wyłącznie w kategoriach (podszywanego przez niektórych antysemityzmem) rachunku politycznego. Na pewno były tu sympatia wobec gestów lojalności wobec Polski i marszałka Piłsudskiego oraz fascynacja romantycznymi ideałami walki o państwo, które Polacy nie tak dawno sami odzyskali. Warto pamiętać, że tak poważnym i różnorodnym poparciem nie cieszyła się żadna inna mniejszość narodowa zamieszkująca II Rzeczpospolitą.

W ogniu kontrowersji

Mało kto wie, że po wybuchu wojny rewizjoniści konspirowali na terenie okupacji sowieckiej, próbując utrzymać siatkę organizacyjną i kontakt z centralą ulokowaną w zajętym przez Litwinów Wilnie. NKWD prowadziło aresztowania działaczy „Bejtaru" traktowanych jako typowy „element antysowiecki". Dało o sobie znać ideologiczne zacietrzewienie z lat 30. Wielu członków organizacji zostało aresztowanych na skutek donosów żydowskich lewicowców, głównie komunistów. Po zajęciu Wilna przez Sowietów zaczęły się aresztowania członków kierownictwa ruchu. W głąb ZSRR został zesłany także Menachem Begin.

Wkrótce po wrześniowej katastrofie w okupowanej Warszawie powstał Żydowski Związek Wojskowy, także założony przez działaczy wywodzących się z „Bejtaru". Wyprzedził o dwa lata powstanie lewicowej Żydowskiej Organizacji Bojowej. Żołnierze ŻZW byli dobrze wyszkoleni i zdecydowanie lepiej uzbrojeni niż ŻOB-owcy, co niejako przesądziło, kto mógł odegrać większą rolę w trakcie powstania w getcie. Warto pamiętać, że to właśnie członkowie ŻZW zrobili ważny gest: w czasie walki wywiesili dwa – polski i żydowski – sztandary.

Ale ŻOB była lepiej znana ze względu na intensywną akcję propagandową, głośniejszą działalność przed powstaniem i lepsze kontakty poza gettem. Istotny dla powojennej percepcji układu sił w getcie był fakt, że przywódcy ŻZW w zasadzie zginęli, a niektórzy członkowie kierownictwa ŻOB (jak Marek Edelman) przeżyli i mogli po wojnie przedstawić swoją wersję wydarzeń. Relacje te z kilku względów – tak specyfiki walk, jak i motywowanych ideologiczną niechęcią – pomniejszały lub wręcz pomijały ŻZW. To wpisywało się w realia PRL, gdzie z punktu widzenia komunistów istotne było podkreślanie wyłącznie bohaterstwa lewicy. Rewizjonistyczny ŻZW, podobnie jak „faszystowski" i – o zgrozo – antykomunistyczny i antysowiecki „Bejtar" nie były mile widziane.

Inny pakiet problemów dotyczy konfliktów pomiędzy lewicą i rewizjonistami w początkach Państwa Izrael. Tu także ideologiczne różnice z lat 30. były główną osią sporu politycznego. Co więcej, w wielu rozmaitych środowiskach politycznych radykalne fascynacje rewizjonistów uważano za coś zgoła kompromitującego. Ważna była też ideologia: zresetowanie pamięci o „Bejtarze" ułatwiało klasyfikowanie wszystkich radykalnych ruchów narodowych tamtej epoki do zwolenników budowy komór gazowych. Innym pozycja „Bejtaru" w przedwojennej Polsce i charakter jego kontaktów z polskimi władzami utrudniało opisywanie II  Rzeczypospolitej jako kraju, w którym przez 20 lat głównym zajęciem obywateli było ganianie z pałką za Żydami. Te ostatnie „kolce" wielu mainstreamowych historyków uwierają i dziś.

Ostatnio ukazały się publikacje o Żydowskim Związku Wojskowym i organizacja powoli znajduje należne miejsce w historii. Ale próby przemilczania czy wręcz fałszowania obrazu ŻZW trwają i dziś. Prócz starych metod (byli nieliczni, nie mieli broni itp.) doszły nowe, na przykład w postaci prób jego „odradykalniania". W dodatku historycznym jednego z popularnych tygodników ostatnio przekonywano, że Żabotyński chciał w Izraelu wybudować państwo „demokratyczne". Zapomniał wyjaśnić, że była to „nowa demokracja", podobna do Włoch Mussoliniego. Innym zabiegiem, znanym z komedii „Poszukiwany, poszukiwana", jest stawianie problemu „zawartości cukru w cukrze", czyli rozważania kwestii, ilu było rewizjonistów w ŻZW.

Widać, że historia i dziś z trudem ucieka od presji ideologii. Ciekawą wizytówką problemu będą uroczystości 70. rocznicy powstania w getcie i związane z nią imprezy. Ich program zapowiada się jako akademia ku czci ŻOB co najmniej na miarę estetyki lat 60., przy wykluczaniu innych organizacji i środowisk, z Żydowskim Związkiem Wojskowym na czele. W ten smutny obraz wpisze się ważna konferencja naukowa, organizowana 22 i 23 kwietnia w Warszawie między innymi przez Żydowski Instytut Historyczny i, niestety, IPN. Wystąpi na niej znany producent naukowej tandety Jan Tomasz Gross i przedstawiciele osobliwego Centrum Badania nad Zagładą Żydów, ostatnio znanego z kuriozalnego protestu przeciwko postawieniu na terenie dawnego getta pomnika upamiętniającego Polaków ratujących Żydów.

Kogo obchodzi ŻZW?

Wykład o stosunku Kościoła katolickiego do Zagłady ma wygłosić znany sympatyk tej instytucji, były zakonnik Stanisław Obirek. Nikogo, kto ma wiedzę na ten temat z drugiej strony (jak choćby prof. Jana Żaryna z IPN), choćby w imię pozorów obiektywizmu, ani tu, ani w innych dyskusyjnych sprawach, nie zaproszono. Impreza nosi tytuł „Być świadkiem Zagłady. W 70. rocznicę powstania w warszawskim getcie", co wskazuje, że zgodnie z najnowszymi ideologicznymi trendami, na drugim planie pozostaną ci, którzy walczyli w getcie: mordercy (Niemcy) i ich ofiary (Żydzi). Bodaj żaden uczestnik kluczowej dyskusji panelowej kończącej konferencję nie ma na koncie publikacji o getcie.

Wydawało się, że to powinna być okazja do przypomnienia woli czynu i hartu ducha żołnierzy ŻOB i ŻZW, którzy w tak beznadziejnej sytuacji zdecydowali się na walkę. Ale jak widać, są ważniejsze problemy. Kogo obchodzi ŻZW, skoro znów – tym razem rocznicowo – można będzie zająć się niedobrymi Polakami?

Autor jest historykiem i publicystą. Jego praca doktorska na temat Polskiej Partii Robotniczej została wyróżniona nagrodą im. Jerzego Łojka w roku 2004. Pełnił znaczące funkcje w Instytucie Pamięci Narodowej. Jego najbardziej znana książka (napisana wspólnie ze Sławomirem Cenckiewiczem) to „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" (2008).

Nowoczesny żydowski ruch narodowy (syjonizm) powstał pod koniec XIX wieku, ale swoje działania ukierunkowane na odbudowę Państwa Izrael znacząco nasilił po I wojnie  światowej. Sytuacja wydawała się obiecująca: po rozczłonkowaniu Imperium Osmańskiego władzę nad Palestyną objęli Anglicy, którzy mieli zobowiązania wobec Żydów. Jeszcze w 1917 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii lord Artur Balfour zadeklarował, że „rząd Jego Królewskiej Mości przychylnie zapatruje się na ustanowienie w Palestynie domu dla narodu żydowskiego i dołoży wszelkich starań, aby umożliwić osiągnięcie tego celu". Była to typowa obietnica obliczona na pozyskanie poparcia społeczności żydowskiej w toczącej się wojnie, ale teraz stała się podstawą presji ruchu syjonistycznego ukierunkowanego na realizację swoich postulatów.

Przez następne lata Światowa Organizacja Syjonistyczna prowadziła akcję emigracji żydowskiej do Palestyny i wspierała rozwój gospodarczy osadników zmierzając do budowy Izraela metodą faktów dokonanych i politycznych negocjacji.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich
Materiał Promocyjny
Europejczycy chcą ochrony klimatu, ale mają obawy o koszty
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Jędrzej Pasierski: Dobre kino dla 6 widzów