Malownicza trasa z Nowego Sącza do „serowej doliny" prowadzi obok podbeskidzkich kościółków i łemkowskich cerkiewek, mijamy jednak również kolejne budynki koncernu Optimus SA, który Roman Kluska tworzył od zera, by go nagle stracić. W końcu trafiamy do podkrynickiej wsi założonej jeszcze przez Kazimierza Wielkiego, a w wieku XVII należącej do wielkiego poety Wacława Potockiego. Tego samego, który strofy: „Sieją uprawne role, sady, ludzie szczepią/ (...) ptacy gniazda lepią/ Trawa roście po górach, łąki ślicznie kwitną/ Kędy barwą purpurę przetyka błękitną", umieścił w „Nowym zaciągu pod chorągiew starą tryumfującego Jezusa, Syna Bożego, nad światem, śmiercią i piekłem...".
Dom Kluski obszerny, częścią przytulony do stromego zbocza. Brama wjazdowa na podczerwień, ale klimat tradycji – sporo naturalnego drewna, kamienia. Solidność raczej niż pieczęć dużych pieniędzy.
– Zna się pan trochę na serach? – od razu pyta Roman Kluska. I uśmiecha się szeroko na odpowiedź. – Nie bardzo? To znaczy, że wie pan o nich dokładnie tyle, ile ja 15 lat temu, gdy kupowałem pierwsze owce.
Zaklinacz nuty i smaku
Siedzimy przy stole w przestronnym, ale bezpretensjonalnie urządzonym salonie, w którym tylko wygaszony wielki ekran LCD dowodzi drugiej, high-tech, twarzy Kluski. – Gdybym wiedział, w co się pakuję, to na 99 procent bym się do serów nie brał – mówi nagle gospodarz.
Chyba przekornie, bo pewnie sam w to nie wierzy. Dowodem bundz – albo, jak wolą górale, bunc – który pojawia się na stole. Skupiona dotąd twarz Kluski jaśnieje. A pierwszy kęs jakby przenosił go w inny wymiar. – Myślę, że jest niewiele miejsc na świecie, w których można skosztować czegoś takiego – mówi, mrużąc oczy.
Bunc to rodzaj twarogu z mleka owczego – zlane do tak zwanej puciery mleko „klaguje" się, ścinając zawarte w białko zawarte w mleku. Podgrzewa się je przy tym do temperatury 32–35 stopni Celsjusza, odcedza na płótnie i zjada od razu. Ten z wczorajszego wieczoru jemy bez dodatków, by wychwycić jego pierwotną nutę. Pierwsze wrażenie: neutralna delikatność, świeżomleczna warstwa na podniebieniu i mgiełka słodyczy. – Bunc to baza, początek każdego sera na całym świecie – wskazuje Kluska. – I w tym początku drzemie smak serów, które potem dojrzeją.
Kilkudniowy ma już kolor écru i lekko zwartą skórkę. Kluska nacina ją lekko nożem, polewa oliwą. Do tego pachnący drożdżami własny chleb, z własnej pszenicy uprawianej na oborniku, nie chemii. I z mąki mielonej w tradycyjnych kamiennych żarnach, które Kluska kupił w Austrii, dla wygody wyposażając je jedynie w napęd elektryczny. – Od 15 lat bunc, chleb i oliwa to mój podstawowy codzienny posiłek – podkreśla.