Na razie tylko na pewien czas, ale pogroził paluszkiem, że jak się nie poprawię, to mnie wykluczy na zawsze: „Tymczasowo zablokowano Ci możliwość publikowania postów. Ta tymczasowa blokada będzie trwała 24 godziny, w międzyczasie nie będziesz w stanie zamieszczać postów na Facebooku. Pamiętaj, że konta osób, które stale zamieszczają niedozwolone treści na Facebooku, mogą zostać wyłączone na stałe".
Czym naraziłem się tej sympatycznej ośmiorniczce, z której usług od paru lat korzystam? Jakież to treści Facebook uważa za niedozwolone? Otóż wystąpiłem w obronie wolności słowa. Wrzuciłem link do informacji ze strony internetowej „Rzeczpospolitej" o tym, że sąd zakazał symbolu „zakaz pedałowania", bo uznał, że jest nieprzyzwoity.
To prawda – znak „zakaz pedałowania" jest nieco nieobyczajny. Jednak podtekstem sądowego zakazu nie jest dbałość o publiczne obyczaje (ileż nieobyczajnych reklam i symboli zaśmieca przestrzeń publiczną...), ale cenzura w imię politycznej poprawności. Dlatego na swoim profilu wystąpiłem przeciw owej cenzurze – i zaraz dostałem po uszach. Rewolucjoniści spod tęczowego sztandaru wytropili mnie i postanowili pogonić kobyłę historii za pomocą towarzysza Facebooka, który chętnie wcielił się w rolę pastucha.
Jednak nie samym Facebookiem chciałbym się tu zajmować – wciąż mam nadzieję, że administratorami są tam tylko pożyteczni idioci. Bardziej interesują mnie prawdziwi bojownicy o postęp. Otóż o poganianiu kobyły historii wspomniałem nieprzypadkowo – różnej maści lewackie organizacje działające w Polsce coraz bardziej przypominają mi bowiem radykalne ruchy, które rodziły się w Europie po I wojnie światowej. I nie mam na myśli tylko komunistów. Te grupy i grupki nie są dziś w stanie zdobyć władzy drogą demokratyczną, bo ich skrajne poglądy – przynajmniej na razie – śmieszą lub brzydzą większość Polaków. Usiłują więc wymuszać „szacunek" dla swoich poglądów innymi środkami.
Ja tylko wymienię parę z nich, a państwo niech sami poszukają analogii do lat 20. ubiegłego stulecia. A więc: masowe parady przechodzące przez polskie miasta z tęczowymi flagami. Anarchistyczne bojówki rozbijające marsze niepodległości. Ataki na katolików, próby wypchnięcia religii z przestrzeni publicznej i niesmaczne antyklerykalne dowcipy w gazetach popierających skrajnie lewicowe ideologie. Spisywanie czarnych list prawicowców i homofobów. Wreszcie drobne szykany wobec tych, którzy nie chcą się dostosować do wyznaczonej przez lewaków poprawności – takie jak choćby blokowanie krytyków na Facebooku.
I jeszcze jedno podobieństwo: radykalne ruchy z czasów międzywojnia budowały swoją tożsamość nie na poglądach politycznych swoich działaczy, ale na wspólnocie rasowej bądź klasowej. Zakładały, że biały Aryjczyk z natury rzeczy powinien być wyznawcą nazizmu, a robotnik – komunistą. I walczyły – przynajmniej w teorii – o przywileje dla tych właśnie grup.