Husarz to był czołg

Czemu husaria? Bo była najlepsza! W polskiej historii nie było słynniejszej formacji. A Orsza była matką wszystkich bitew z udziałem jazdy władającej kopią.

Publikacja: 05.09.2014 17:45

Vivat Vasa to największa europejska rekonstrukcja z udziałem husarii. Ziemia grzmi pod szarżą chorąg

Vivat Vasa to największa europejska rekonstrukcja z udziałem husarii. Ziemia grzmi pod szarżą chorągwi pomorskiej

Foto: Plus Minus, Marcin Lipiński Marcin Lipiński

Ilu husarzy mogłaby dziś wystawić Polska?

Krzysztof Urban, chorąży Chorągwi Marszałka Województwa Pomorskiego:

Ciężko na to pytanie odpowiedzieć, bo pasjonaci, którzy bawią się w odtwarzanie husarii, są na różnym poziomie. Niektórzy robią to wiernie, inni trochę mniej, bo nie stać ich na ortodoksyjnie wierny rynsztunek. Wystawienie towarzysza husarskiego kosztuje ok. 20 tys. złotych. Niektórzy chętni są dopiero w nowicjacie. Razem wziąwszy, będzie nas w Polsce ze 200.



To jest zabawa? Myślałem, że podchodzicie do tego bardzo poważnie?



Wszyscy, którzy zajmują się odtwarzaniem husarii, są pasjonatami historii i tradycji Rzeczypospolitej, ale to też jest forma spędzania wolnego czasu. Większość z nas robi to hobbystycznie. Kilku towarzyszy z naszej chorągwi pracuje na zamku w Gniewie.

Znam kilka prostszych sposobów na spędzenie wolnego czasu...

Oczywiście łatwe to nie jest. Przede wszystkim trzeba umieć jeździć konno. Do tego dochodzi zamiłowanie do historii i rekonstrukcji, bo przecież na tym polega nasza działalność. O pieniądzach już wspominałem. Jasne, można iść pograć w piłkę, na grzyby czy na ryby, ale jak się jest towarzyszem husarskim, to można się też dowartościować. Obracasz się w dobrym towarzystwie ludzi kulturalnych, bywałych.

Kiedyś husarze to była elita finansowa, dzisiaj też tak musi być. Chorągiew nie pomaga w skompletowaniu wyposażenia. Trzeba się samemu postarać?

Z tego, co wiem, większość chorągwi na pewno wymaga, żeby mieć własnego konia, zbroję, żupan. Zachował się obyczaj XVII-wieczny: wtedy też towarzysze husarscy mieli swoje wyposażenie. Każdy musi też wziąć pod uwagę, że raz w miesiącu musi się stawić z koniem na ćwiczenia chorągwi. Trenujemy przede wszystkim władanie białą bronią z konia, ale najważniejsze to umieć opanować rumaka podczas parady.

To wszystko jeszcze nie tłumaczy, dlaczego akurat husaria, a nie choćby rycerstwo XIV wieku?

Nie trzeba być tylko husarzem, rycerzem też można być. Jest spora grupa kolegów multiepokowych, którzy jeżdżą odtwarzać z jednej strony Grunwald, a z drugiej XX-wieczną bitwę pod Krojantami. To jest miłość do koni, do kawalerii i odtwarzania dziejów kawaleryjskich. A czemu husaria? Bo była najlepsza! W polskiej historii nie było słynniejszej formacji.

A jak z profilem ideowym husarza? Patriota przywiązany do tradycyjnych wartości?

Tak, właśnie tak. Co miesiąc, kiedy się spotykamy, mamy mszę świętą. I w tym wypadku nie jest to inscenizacja. Husaria jest zarazem nośnikiem naszej dumy narodowej. Spójrzmy, jak często widać skrzydła husarskie, nawet u kibiców piłkarskich czy siatkarskich. To jest bardzo silna marka i warto, żeby ocalić ją od zepsucia. Nie bez powodu, kiedy Henryk Sienkiewicz szukał czegoś, co podniesie na duchu, to często sięgał po obrazy husarii.

Czyli lekturą obowiązkową jest „Trylogia"?

Henryk Sienkiewicz to wcale nie najbardziej „historyczny" z pisarzy. Pisał znakomite powieści, ale nie zawsze i nie we wszystkim był wierny temu, jak wszystko wyglądało naprawdę. Najlepiej dobrze znać Jędrzeja Kitowicza. Sięgamy też do pamiętników z XVII wieku. Mamy w towarzystwie dr. Radosława Sikorę, który jest wielkim znawcą husarii. Jeśli mamy jakieś wątpliwości, on potrafi je rozwiać.

Czy któreś z tych zwycięstw czcicie w sposób szczególny?

Nie da się ich porównać, chociaż z drugiej strony szczególnie ważny jest dla nas Kłuszyn. Może dlatego, że husaria pobiła Rosjan, którzy mieli olbrzymią przewagę liczebną. Za czasów słusznie minionych była to bitwa politycznie zapomniana, bo przecież pobiliśmy Rosjan. Tamto starcie otworzyło nam drogę do Moskwy. Polacy jako jedyni potrafili się tam utrzymać przez dwa lata.

Bitwę pod Kliszowem, czyli ostatnią z udziałem husarii, też przypominacie?

Oczywiście, że tak. Co roku robimy też rekonstrukcję bitwy pod Gniewem, bitwy dwóch Wazów. Uważa się, że to starcie było nierozstrzygnięte, ale niektórzy twierdzą, że była to pierwsza porażka husarii. Trzeba przypominać całość tradycji.

Mija właśnie 500 lat od wygranej pod Orszą. Tej bitwy nie wymienia się wśród najważniejszych zwycięstw husarii. Czy to ważne starcie w historii tej formacji?

Tak, Orsza jest ważną bitwą, ale była raczej fundamentem, od którego się zaczęła historia polskiej husarii, i trudno ją zaliczyć do kanonu. W bitwie pod Orszą trudno wręcz mówić o polskiej husarii. To formacja, która przybyła z Serbii po klęsce na Kosowym Polu. Ci konni wyglądali zupełnie inaczej niż polscy husarze w XVII wieku. Mieli lekkie uzbrojenie, jeździli z tarczami.

Skoro byli tak lekko uzbrojeni, to co ich wyróżniało spośród innych kawalerzystów?

Jako pierwsi opanowali sztukę władania długą kopią, która była potem przez 300 lat używana przez husarzy i stanowiła o ich sile. W czasie, gdy na wschodzie Europy toczy się bitwa pod Orszą, rycerstwo zachodnie kopie odrzuca. Później, w XVII–XVIII w., kopia wyróżniała husarię spośród innych kawalerii. To właśnie ta broń oraz technika jazdy „w kolano", w bardzo zwartym szyku spowodowały, że Polakom spodobała się nowa formacja. Gdyby nie husaria, to pewnie byśmy tak wielkiego zwycięstwa pod Orszą nie odnieśli, a gdyby nie to zwycięstwo, to pewnie husaria nie przyjęłaby się tak łatwo.

Czy do tradycji husarskiej należy też słownictwo? Jakie zawołania mieli husarze?

„Jezus! Maria!" To jedyny okrzyk, kiedy husaria rusza do szarży, tuż przed złożeniem kopii. Aż ciarki idą przez kark. Wtedy też konie ponosi i ciężko je utrzymać w szyku. W przeszłości husarze też mieli takie problemy. Ta formacja była silna, kiedy szyk był zwarty, nie na darmo nazywał się szykiem „w kolano". Jeśli jakiś koń się wyłamał i pędził do przodu, to na pewną śmierć.

Dobry rumak był w XVII wieku wart fortunę. Ile teraz kosztuje koń husarski?

Teraz rumak husarski nie musi być z górnej półki. Za sześć tysięcy złotych można kupić naprawdę dobrego konia. Niestety nie ma zbyt wielu szkół, które przygotowywałyby rumaki. Dla nas podstawą przy wyborze konia jest ocena jego odwagi. Wiele koni odpada już po teście, jakim jest założenie ozdób husarskich. A jeśli przejdzie tę próbę? Wyszkolenie konia zajmuje dzisiaj pół roku regularnej pracy, w XVII wieku trwało to około roku.

Konia jeszcze da się znaleźć, ale kto dzisiaj zajmuje się wyrobem zbroi albo pistoletów?

W Gniewie mamy trzech płatnerzy, którzy robią dla nas zbroje. W całej Polsce takich mistrzów jest około 20. Popularniejsze są zbroje średniowieczne, ale jeśli ktoś potrafi wykonać taką, to poradzi sobie i z husarską. Są nawet rusznikarze, którzy potrafią wykonać dokładną replikę pistoletów XVII-wiecznych. To są pistolety, które mogą normalnie strzelać, nie trzeba na nie pozwolenia. Kul nie używamy, tylko proch i przybitki, ale musimy to ćwiczyć. Siła ognia była ważna. Husarz to był w tamtych czasach czołg.

Czy husaria stanie kiedyś przed Pałacem Prezydenckim?

Mam nadzieję, że zbliżamy się do tego. Oczywiście wiemy, jakie są ograniczenia: nie może tam być koni i husarze mogą stanąć tylko w wersji „dyplomatycznej", czyli pieszo. W XVII wieku piesze warty też się zdarzały, więc byłoby to zgodne z historią. Trzeba tylko przekonać polityków do tego pomysłu, bo sponsorzy by się znaleźli. Na razie jest tak jak zawsze w polityce: chcemy, chcemy, a potem nikt nie wysyła zaproszenia.

Ilu husarzy mogłaby dziś wystawić Polska?

Krzysztof Urban, chorąży Chorągwi Marszałka Województwa Pomorskiego:

Ciężko na to pytanie odpowiedzieć, bo pasjonaci, którzy bawią się w odtwarzanie husarii, są na różnym poziomie. Niektórzy robią to wiernie, inni trochę mniej, bo nie stać ich na ortodoksyjnie wierny rynsztunek. Wystawienie towarzysza husarskiego kosztuje ok. 20 tys. złotych. Niektórzy chętni są dopiero w nowicjacie. Razem wziąwszy, będzie nas w Polsce ze 200.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Złoty szklany liść
Materiał Promocyjny
Sieci, czyli wąskie gardło transformacji energetycznej
Plus Minus
„Historia sztuki bez mężczyzn”: Więcej niż parę procent sztuki
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Krzysztof Bochus: Mam swoją ziemię obiecaną
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Od nadużyć do uzdrowienia Kościoła
Plus Minus
Denna wiadomość dla poszukiwaczy życia
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kultura w kraju zimnej wojny domowej