Rz: Jerzy Kosiński to kontrowersyjna postać. Jak wielokrotnie udowadniano, jego książki nie były oparte na faktach...
Joanna Siedlecka
: Kosiński był twórcą bestsellerów. Dobrze wyczuwał, co się sprzedaje: seks, przemoc, dewiacje. On konstruował swoje książki. Reporterzy z „Village Voice" czy James Sloan, który napisał jego biografię, wykazali, że zatrudniał ludzi do pisania i kompilował teksty. To wszystko było konstruowane, on był zręcznym prestidigitatorem, a nie pisarzem. Kosiński na przyjęciach zdejmował koszulę i pokazywał rany, które rzekomo zadali mu polscy chłopi, co miało uwiarygodnić jego powieść, ale w tej chwili tylko obciąża autora.
Istnieje problem z demaskowaniem autorytetów?
Do tej pory wiele osób broni Kosińskiego, bo to „nasz" chłopak, który zrobił karierę w Ameryce. U nas demaskowanie kłamców kończy się fatalnie dla osób, które taki temat podejmują. Autorytety są żelazne, każdy zamach na wielkie postacie źle się kończy. W książce Jacka Trznadla „Hańba domowa" sam Zbigniew Herbert powiedział wiele gorzkich słów o pisarzach ubabranych w socrealizm. A mówił przecież o swoich kolegach rzeczy straszne, ale prawdziwe. W wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność", którego udzielił pod koniec życia, straszliwie ocenił polskie elity, mówiono, że jest chory psychicznie, bo zdrowy człowiek nie może mówić źle o starych kolegach z opozycji.