Znów będziemy świadkami awantury o powołanie sędziego. Czyżby miało dojść do łamania konstytucji i uzurpowania władzy? Od ubiegłej soboty narasta napięcie na linii władza wykonawcza – sądownicza – parlament. Przyczyną jest niespodziewana śmierć 79-letniego sędziego Sądu Najwyższego USA. W dziewięcioosobowym składzie najwyższego organu władzy sądowniczej, podzielonym zazwyczaj stosunkiem głosów 5–4, gwarantował on ostatnio stabilną republikańską większość.
Opóźniać, opóźniać, opóźniać
Sędzia Antonin Scalia zmarł z przyczyn naturalnych około godz. 16.30 czasu teksańskiego 13 lutego w ośrodku, do którego udał się na weekendowy odpoczynek. Sędziowie Sądu Najwyższego USA, jak wszyscy sędziowie federalni, mianowani są przez prezydenta USA dożywotnio. Zatwierdzeni przez Senat kwalifikowaną większością 60 głosów na 100 senatorów, sprawują urząd do swych ostatnich chwil, chyba że dobrowolnie zrezygnują, zechcą odejść na emeryturę. W nadzwyczajnych sytuacjach może także dojść do usunięcia sędziego z urzędu na drodze odpowiedzialności konstytucyjnej, czyli przez impeachment.
Smutną wiadomość ogłosił światu gubernator Teksasu, składając przy tym polityczną deklarację o niespodziewanej sile: „opłakujemy jego śmierć i modlimy się, aby jego następca w Sądzie Najwyższym zajął jego miejsce obrońcy konstytucji i rządów prawa".
Tego dnia wieczorem Barack Obama wystąpił z nadzwyczajnym przemówieniem, w którym z uznaniem wspominał zmarłego, ale zapowiedział też, iż bez zwłoki skorzysta z prawa do mianowania następcy. Wszystko – jak mówił – w duchu służby publicznej, którego uosobieniem był Antonin Scalia, i z troską o demokrację ponad partyjnymi podziałami. Prezydent wyraził oczekiwanie, że podobnie odpowiedzialnie zachowa się Senat w procesie zatwierdzenia kandydata (do momentu przegłosowania przez wyższą izbę parlamentu osoba wskazana przez prezydenta nie jest jeszcze sędzią).
Republikanie walczący o fotel prezydenta, którzy byli akurat na wspólnej konwencji, od razu wezwali Obamę, aby powstrzymał się od mianowania następcy. Nie mieli wprawdzie nadziei, że prezydent ich usłucha, ale ich deklaracje oznaczają stanowcze wezwanie republikańskiej większości w Senacie do odrzucenia w tym roku każdego ewentualnego kandydata demokratów.Lider tejże większości w Senacie wtórował kandydatom na Facebooku: „Naród Amerykański powinien mieć prawo głosu w sprawie wyboru następnego sędziego Sądu Najwyższego. Zatem powstały wakat nie powinien zostać zapełniony zanim nie będziemy mieli nowego prezydenta".