Rozmawiamy przecież o polityce... Ale za rywalizacją elit politycznych idzie przecież rywalizacja merytoryczna fachowców i ekspertów, ważne staje się ich wykształcenie, dorobek, uczciwość, rzetelność. To dlatego każdej elicie politycznej opłaca się poprawiać jakość swojego zaplecza. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak bardzo te dwa mechanizmy ze sobą współgrają. Jeżeli reguły życia społecznego zakładają to, co w gospodarce nazywamy wolnym rynkiem, a w polityce demokracją, w której rywalizują idee, programy, ludzie i elity, to w naturalny sposób o przydziale stanowisk muszą decydować kryteria merytoryczne. Duże znaczenie ma także wymiar instytucjonalny selekcji elit. III RP z dużym opóźnieniem i z wielkimi problemami powołała dwie istotne dla tej selekcji instytucje. Nie przypadkiem opór przeciwko ich powołaniu był kolosalny, bo obie powstały po to, by kontrolować jakość naszych elit.
Domyślam się, że jedna z nich to Centralne Biuro Antykorupcyjne, a druga?
Z CBA jest sytuacja oczywista. Powołano je, by kontrolować jakość elit społecznych, politycznych i gospodarczych, a dokładniej ich podatność na korupcję. Jeśli CBA jest odporne na naciski, to stwarza szansę na zmniejszenie skali korupcji, klientelizmu czy innych pozamerytorycznych mechanizmów awansu. Drugą instytucją jest Instytut Pamięci Narodowej. Proszę zwrócić uwagę, że po 1989 roku, gdy elity dzieliły się na „komuchów" i „solidaruchów", awans do elity postsolidarnościowej zależał od zasług i prestiżu zdobytego w walce z systemem. Tylko że można było uchodzić za superopozycjonistę i mieć udział w postsolidarnościowej elicie, będąc zarazem tajnym współpracownikiem SB. Monopol na dystrybucje prestiżu opozycyjnego miało kilka osób, z Adamem Michnikiem na czele, więc szanse Krzysztofa Wyszkowskiego i Anny Walentynowicz były mniejsze. Mam nadzieję, że dla czytelników „Plusa Minusa" to są rzeczy oczywiste... Dzięki otwarciu archiwów i procesowi lustracji można było testować wiarygodność nowej, solidarnościowej elity. Tym samym malało znaczenie odgórnych nominacji na bycie opozycjonistą. Inną ważną instytucją wpływającą na jakość elit są związki zawodowe, które wyrównują asymetrię między pracodawcą a pracownikiem, tak jak wolne wybory wyrównują ją między tymi, którzy rządzą, a tymi, którzy są rządzeni. Pan się pewnie ze mną nie zgodzi, bo jako dziennikarz „Rzeczpospolitej" ma pan zapewne jak najgorsze zdanie o związkach zawodowych, że to relikt komuny itp. Nonsens! Pewne mechanizmy negocjacji czy nawet groźba strajku mogą pozytywnie wpływać na relacje pracodawca – pracownik, na styl zarządzania, a nawet skłaniać szefostwo do podejmowania bardziej efektywnych decyzji.
Skoro mówimy o instytucjach kontrolujących elity, to co z mediami?
Nie chciałam w rozmowie z dziennikarzem ryzykować poruszania tak drażliwego tematu. (śmiech) Ale udział w dyskursie publicznym, kształtowanie opinii społecznej rzeczywiście jest jednym z rzadkich i bardzo istotnych dóbr. Ci, którzy mają do niego łatwy dostęp, także są elitą – elitą opiniotwórczą. Bez pluralizmu mediów, bez obecności w mediach wszystkich liczących się środowisk, bez merytorycznych debat trudno nam będzie mówić o konkurencji elit. W każdym razie nie będzie ona należycie funkcjonowała. Instytucje społeczne są szalenie ważne, bo nikt nie rodzi się z gwarancją bycia uczciwym do końca swych dni. Nie wszystko zależy od wychowania w rodzinie, o czym z naiwną wiarą mówi prawica. Bardzo dużo decyduje się w rodzinie, ale są inne ważne instytucje, takie jak szkoła, Kościół, harcerstwo, oraz różne mechanizmy społeczne (awans, ocenianie, zarządzanie), które mogą powodować, że człowiek wychowany na uczciwego i pracowitego obywatela gdzieś z tej drogi zbacza. Wystarczy, że trafi do instytucji, która go zdeprawuje. Ale równocześnie człowiek z rodziny, która nie ukształtowała go najlepiej, może trafić do instytucji, która przymusi go do uczciwej pracy i należytego wykorzystania swych zdolności. Te mechanizmy są równie ważne jak wychowanie w rodzinie.