Władza wciąż pomija konstytucyjną ścieżkę rozwiązania problemu w jakim się znaleźliśmy – czyli niemożliwości przeprowadzenia wyborów w okresie epidemii. Zamiast ogłosić stan klęski żywiołowej, co automatycznie wydłużyłoby kadencję prezydenta (a także – w razie potrzeby parlamentu i samorządów), szuka innych rozwiązań. Marszałek Sejmu, po informacji z Państwowej Komisji Wyborczej, że głosowania 10 maja nie da się przeprowadzić, zapytała Trybunał Konstytucyjny czy art. 289 Kodeksu Wyborczego daje jej prawo przesunięcia terminu wyborów np. na 23 maja. Trybunał działa w ekspresowym tempie, już wszczął postępowanie i chyba tylko kilku chwil trzeba by ogłosił orzeczenie. To jednak nie rozwiązuje wszystkich dylematów, a uzgodnienia polityczne w coraz większym stopniu wypierają drogi prawne.
Co przyniosły uzgodnienia? Odwrócenie procesu wyborczego tyłem na przód: szefowie partii koalicji rządzącej uznali, że rozwiązaniem będzie użycie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego do stwierdzenia nieważności wyborów z 10 maja, po czym rozpisanie przez marszałka Sejmu nowych wyborów. Sam fakt, że Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin, dwóch szefów partii, szeregowych posłów, uzgadnia co zrobi nowa izba SN, jest co najmniej niestosowne, ale w tym miejscu to pomińmy.
Czytaj też: