W ubiegłym tygodniu resortem finansów i przedstawicielami najwyższych organów państwa wstrząsnęła afera. Okazało się, że ustawa o opodatkowaniu zagranicznych spółek kapitałowych, które dla oszczędności rozliczają się w rajach podatkowych, dziwnym trafem nie wejdzie w życie. A wszystko dlatego, że ktoś nie dopilnował, aby na czas została opublikowana w Dzienniku Ustaw. W efekcie budżet może stracić ponad 3 mld zł, które musiałyby zapłacić zaradne spółki.
Sprawa karygodna i w dobrze funkcjonującym systemie legislacyjnym nie miała prawa się wydarzyć, ale równie karygodna wydaje się postawa ludzi, którzy za całą sytuację powinni czuć się odpowiedzialni.
Wywołany do tablicy minister finansów i przewodniczący Rządowej Rady Legislacyjnej, owszem, podziękowali dziennikarzom „Rz" za zwrócenie uwagi na wpadkę i zobowiązali się błąd naprawić. Jak na wagę problemu byli jednak dość powściągliwi.
– Szacunki co do 3 mld zł budżetowych strat są przesadzone – przekonywał w piątek na konferencji prasowej minister Szczurek (sam nie był w stanie jednak podać precyzyjnej kwoty) – a wpływy z tego tytułu nawet nie były ujęte w przyszłorocznym budżecie. Nie ma więc co drzeć szat i robić afery.
Również kontrola w Rządowym Centrum Legislacji nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Inaczej mówiąc, wszystko było OK, nikt nie zawinił. Nie ma co roztrząsać, trzeba iść dalej. Nie ma winnych i odpowiedzialnych.