Tragiczne wypadki, jak ubiegłoroczny na autostradzie A1 czy tegoroczny na stołecznej Trasie Łazienkowskiej, powodują, jak zawsze w takich przypadkach, że odżywa chór zwolenników zaostrzania prawa. Coraz bardziej popularny i nośny społecznie jest też pomysł wprowadzenia do naszego porządku prawnego koncepcji tzw. zabójstwa drogowego. Na tę falę postanowili wskoczyć posłowie PiS-u Andrzej Adamczyk i Rafał Weber, którzy 30 października wnieśli do Sejmu projekt nowelizacji kodeksu karnego wprowadzający zabójstwo drogowe.
Czytaj więcej
Spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym przez pijanego albo będącego pod wpływem narkotyków kierowcę byłoby zagrożone karą dożywotniego pozbawienia wolności. Taka sama kara miałaby grozić jeśli sprawca nie miał uprawnień. Posłowie PiS chcą też konfiskaty aut sprawców wypadków bez prawa jazdy.
Przedstawiciele prawej strony sceny politycznej znani są z raczej negatywnego stosunku do obchodzenia Halloween, a tymczasem postanowili zafundować nam prawdziwy legislacyjny koszmar. Owszem, z pewnym umiarem, bo nie proponują by sprawcy zabójstwa drogowego podlegali ścięciu na gilotynie, a tylko karze od 12 lat więzienia do dożywotniego pozbawienia wolności. Jednak na takim poziomie kodeks karny przewiduje kary za zamach na życie prezydenta, zbrodnie przeciwko ludzkości, czystki etniczne czy ludobójstwo. Ba, niższe kary grożą za takie „drobnostki” jak użycie broni masowego rażenia lub zamach stanu, o „zwykłym” zabójstwie nie wspominając (dolna granica wynosi 10 lat).
Jazda bez uprawnień jako okoliczność „superobostrzająca”
Można by próbować w jakiś sposób usprawiedliwiać (od czego jestem daleki) tak wysokie sankcje, gdyby posłowie ograniczyli znamiona „zabójstwa drogowego” do jazdy w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego. Jednak w trosce o poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego autorzy projektu z jakichś powodów uznali, że za zabójstwo drogowe zagrożone karą od 12 lat do dożywotniego pozbawienia wolności będą odpowiadać również ci sprawcy śmiertelnych wypadków, którzy spowodowali go „w wyniku prowadzenia pojazdu bez uprawnień albo pomimo cofnięcia uprawnień do kierowania pojazdem”.
Andrzej Adamczyk, „przez ostatnie osiem lat” minister infrastruktury i Rafał Weber, jego ówczesny zastępca, który odpowiadał za prawo o ruchu drogowym, muszą sobie chyba zdawać sprawę, że jednak jest różnica pomiędzy nieposiadaniem uprawnień, a np. łamaniem środka karnego w postaci sądowego zakazu prowadzenia pojazdu (np. za jazdę w stanie nietrzeźwości) czy też administracyjnego zakazu prowadzenia pojazdów (np. za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h w obszarze zabudowanym).