Zrobić da się wiele, jeśli władze ze sobą lojalnie współpracują. O tym mówi art. 10 Konstytucji RP. Ale gdy władzę przejmie obecna opozycja, będziemy żyć w warunkach kohabitacji i można być pewnym, że będzie ona polegać na wzajemnym blokowaniu swych poczynań. Aby coś ugrać, trzeba się porozumieć lub zdobyć większość zdolną przełamać opór drugiej strony. Ale tylko praworządnymi metodami – to jest kluczowe, gdy się chce praworządność przywracać.
Opozycja zapowiada: wygasimy niekonstytucyjną Krajową Radę Sądownictwa, bo to nie politycy mają wskazywać, który sędzia w niej zasiądzie. Mają o tym decydować sami sędziowie i prawnicze gremia. A awansowani z poręki neo-KRS mają wrócić na dawne stanowiska.
Takim pomysłom wypada przyklasnąć, bo głównym źródłem problemów z sądami jest obecny status KRS, obsadzonej przez polityków sędziami, którzy bojkot nowej Rady wykorzystali jako szansę dla własnych karier. Choć od początku widać było, że w skali całej grupy prawie 10 tys. sędziów poparcie mieli znikome, stanęli do sejmowego „konkursu” i – prawie wszyscy – zdobyli potrzebne do tego podpisy poparcia od 25 sędziów. Kadencja KRS minęła i w marcu zaczęła się nowa – członkowie Rady, w większości ci sami, mieli łatwiej z poparciem, bo awansowali tak wielu, że ci chętnie odpłacili się podpisem. I tak to się kręci.
KRS I i II kadencji nominowała już około 3 tys. kolejnych sędziów. Większość to asesorzy, absolwenci Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Trudno mieć do nich pretensje, że stanęli przed KRS – to ich jedyna ścieżka kariery. Co innego ci, którzy z udziałem Rady awansowali. Powinni móc poddać weryfikacji swe awanse. Zapewne nie wszyscy by ją przeszli, a niektórych czekać powinno postępowanie dyscyplinarne. By zapobiec powtórkom w przyszłości, powinno się ono zdarzyć.
Tymczasem prezydent Andrzej Duda wysyła sygnał, że nie ustępuje. W zeszłym tygodniu odebrał ślubowanie od kolejnych sędziów wskazanych przez obecną KRS. W tej grupie jest także sędziowski rzecznik dyscyplinarny Michał Lasota, który awansował już dwa razy – z sądu rejonowego do apelacyjnego. Czy prezydent jeszcze o coś gra, czy będzie już tylko bronił racji partii, której zawdzięcza swój urząd?