W artykule naszego autorstwa „Kto jest obrońcą konstytucji?" („Rz" z 12 grudnia 2015 r.) dotyczącym sporu wokół obsady personalnej i pozycji ustrojowej Trybunału Konstytucyjnego, zadaliśmy pytanie: „Czy mamy dzisiaj do czynienia tylko z naruszeniem zasad starego porządku prawno-politycznego czy aż z narodzinami porządku, w którym prezydent będzie odgrywał nową rolę?". Zamieszanie wokół TK dowodzi, że spory ustrojowe, o których pisaliśmy, nie tylko nie straciły na aktualności, lecz coraz pilniej wymagają rozstrzygnięcia.
Pisząc tamten artykuł, nie wiedzieliśmy, czy opisywany spór był jedynie zwykłym „kryzysem konstytucyjnym", jaki od czasu do czasu zdarza się w każdym państwie, czy też początkiem konstytuowania się nowego porządku prawnego. Dzisiaj jesteśmy nieco bliżsi odpowiedzi na to pytanie. Trybunał Konstytucyjny orzekł 9 marca 2015 r. (K 47/15) o niekonstytucyjności ustawy o zmianie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym i wielu jej postanowień. Niezwłocznie po ogłoszeniu sentencji orzeczenia przedstawiciele Rady Ministrów zapowiedzieli, że nie zaistniały przesłanki jego publikacji, gdyż zostało wydane w trybie sprzecznym z obowiązującą ustawą, korzystającą z tzw. domniemania konstytucyjności, a ogłoszenie wyroku (komunikatu?) zostało dokonane w ramach „spotkania sędziów" TK. Widać, że formalnie obowiązująca ustawa zasadnicza („konstytucja pisana") nie przystaje do dynamiki życia zbiorowego, tj. do nowego faktycznego porządku politycznego („konstytucji rzeczywistej").
Między Schmittem a Kelsenem
Ujmując problem „wojny o Trybunał", w aspekcie socjologicznym, którego nie możemy nie dostrzec w analizie stosowania prawa, odwołujemy się ponownie do nauk Carla Schmitta, którego teorie sformułowane w czasie kryzysu tzw. republiki weimarskiej wydają się prawidłowo tłumaczyć sytuację: zgodnie z koncepcją Schmitta „polityczne" było to, co wywoływało podział na „my" i „oni", tworząc przy tym dynamikę najwyższego napięcia i przeciwieństwa. „My" to walcząca i zorganizowana grupa ludzi, która stoi na drodze innej, podobnie zorganizowanej grupy („oni"). Grupy te konkurują o zdobycie władzy nad państwem, tak by móc wykorzystać jego aparat do realizacji własnych celów, także marginalizacji przeciwnego stronnictwa. Czyż ten opis nie jest trafną charakterystyką dzisiejszej radykalnej „polityzacji" społeczeństwa i genezy kryzysu konstytucyjnego Rzeczypospolitej Polskiej?
W wyniku ostatnich wyborów prezydenckich i parlamentarnych do władzy doszedł opozycyjny obóz polityczny, zapowiadający gruntowną przebudowę państwa. Dysponuje on poparciem na tyle licznej części narodu, że przejął całkowitą kontrolę nad aparatem państwa. Wyjątkiem jest TK, którego członkowie zostali desygnowani przez siły dotychczas rządzące i który – nie ukrywajmy tego podtekstu – jest podejrzewany o chęć zahamowania zmian poprzez uznawanie kolejnych aktów prawnych za niekonstytucyjne.
W 2016 r. skonfrontowały się dwa obozy polityczne i dwie zasady konstytuujące liberalną demokrację. Z jednej strony dostrzegamy numeryczną większość suwerennego Narodu, która opowiedziała się za zaproponowanymi zmianami (zasada demokratyczna), z drugiej przeciwną tym zmianom mniejszość, która chce je zablokować, odwołując się do czegoś, co Jürgen Habermas określił mianem „patriotyzmu konstytucyjnego", czyli do ponadczasowych zasad konstytuujących liberalne państwo prawa. Mniejszość ta postrzega TK jako gwaranta stłumienia spodziewanej rewolucji prawnej.