Przejście graniczne w Bobrownikach zostało zamknięte 9 lutego. Miało to pokazać determinację naszego rządu. I w sumie wydawało się oczywiste, że pewne kroki trzeba będzie w końcu podjąć w stosunku do rządzonej przez dyktatora Białorusi, sojusznika Rosji i państwa dopuszczającego się politycznych prześladowań. Było też jednak trochę czasu, aby całą operację przemyśleć. Tymczasem zapomniano albo nie chciano pamiętać, że zamknięcie ruchu na tym przejściu i drodze nr 65 to cios dla wielu przedsiębiorców żyjących dotychczas z klientów poruszających się na tej trasie. Z dnia na dzień pozbawiono ich możliwości zarobkowania.

Rząd traktuje po macoszemu nie tylko tych, ale wszystkich przedsiębiorców. Często możemy usłyszeć, że los biznesu jest niezwykle drogi polskim władzom. Po wybuchu pandemii hojnie obdarowywał wszystkich przedsiębiorców sumą 5 tys. zł, niezależnie od tego, czy ponieśli straty związane z lockdownem czy nie. Potem nastała era kolejnych tarcz dla biznesu – to był w końcu rok wyborczy i trzeba było się pokazać. Jednak gdy zabrakło takich „dopalaczy”, to z pomocą dla firm, które jej naprawdę potrzebowały, było już różnie. Jeśli rządowi się nie pokazało czarno na białym w sondażach, że takie wsparcie jest potrzebne elektoratowi, to zachowywał się, jakby go to nic nie obchodziło. Tak było chociażby w przypadku katastrofy ekologicznej na Odrze oraz w trakcie kryzysu migracyjnego na wschodniej granicy. No bo po co wydawać pieniądze na wsparcie dla nielicznej grupy przedsiębiorców, skoro nie można na tym zbić odpowiedniego politycznego kapitału? Potencjalna grupa niezadowolonych wyborców jest na tyle mała, że nie warto się nad nią pochylać.

Niestety, to już nie pierwszy raz, kiedy działania rządu mogą skłonić do takich przemyśleń. Nasze państwo często zapomina, że nie liczy się tylko spektakularna pomoc jak w czasie pandemii. Polscy przedsiębiorcy oczekują, że będzie się o nich pamiętać również przy okazji innych decyzji, może nie zawsze tak spektakularnych i medialnych jak antycovidowe tarcze.