Pojawiły się opinie, że w obecnym sporze o koniec kadencji prezes TK, jest drugie dno. A jej odejście teraz miałoby ułatwić wybór nowego prezesa, po myśli PiS. Teoria dość karkołomna z kilku powodów.
PiS, podobnie jak żadna inna partia polityczna, nie ma bezpośredniego wpływu na wybór prezesa TK (ani przez rząd, ani przez parlament). Mają ją sędziowie, którzy na Zgromadzeniu Ogólnym wybierają kandydatów, którzy następnie są przedstawieni prezydentowi. Może ich być maksymalnie trzech. To od siły możliwości budowania poparcia wewnątrz TK będzie zależało, kto zostanie wskazany, a nie od zewnętrznych wpływów politycznych. Zwłaszcza że TK już dawno przestał być monolitem, a powiązania części sędziów z obecną władzą okazały się bardzo wątłe. Oczywiście są też sędziowie, jednoznacznie politycznie ustosunkowani, jak prof. Krystyna Pawłowicz, czy Stanisław Piotrowicz, którzy trafili do sądu konstytucyjnego prosto z ław poselskich.