Procedowanie ustawy w parlamencie pokazało brutalnie, jak niektórzy politycy koniunkturalnie traktują zmiany ustrojowe zachodzące w Polsce. Niektóre wypowiedzi mieściły się w najgorszej retoryce uprawianej przez ideologów z okresu lat 50.
W końcu po 12 latach od odzyskania wolności 11 stycznia 2001 r. Sejm RP uchwalił ustawę reprywatyzacyjną wniesioną z inicjatywy rządu J. Buzka.
Ustawę tę Rada Legislacyjna uznała za jeden z najlepszych aktów prawnych przygotowanych w III RP. Opinię tę wyraził publicznie jej przedstawiciel podczas posiedzenia w Senacie.
Wydawało się, że w końcu Polska ureguluje stosunki własnościowe.
Niestety, na przeszkodzie stanęło weto zgłoszone przez prezydenta A. Kwaśniewskiego. Szansa na załatwienie problemu reprywatyzacji przepadła.
Weto i jego skutki
W świetle wspomnianej wcześniej opinii Rady Legislacyjnej dziwić musiało uzasadnienie do weta prezydenta twierdzące, iż był to akt pod względem prawnym zły. Raczej twierdzenie to należy przyjąć za socjotechniczny zabieg o podłożu politycznym, zastosowany na użytek chwili.
Uzasadnienie weta było nieporadne. Prezydent np. podważył wyliczenia przeprowadzone przez rząd. Jednocześnie własnych wyliczeń nie przeprowadził. W uzasadnieniu uznał, iż naruszeniem porządku prawnego jest partycypacja gmin w reprywatyzacji, co kłóciło się z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził w kwietniu 2000 r. dokładnie coś odwrotnego. Również podważono formułę renty leśnej, twierdząc, iż leśnicy są jej przeciwni w sytuacji, gdy pomysł renty leśnej wyszedł właśnie od tego środowiska.
Warto zauważyć, iż zgłaszając weto do ustawy, A. Kwaśniewski odesłał poszkodowanych właścicieli do sądów.
Było to bardzo ryzykowne posunięcie. Tym stwierdzeniem odebrał poszkodowanym nadzieję. Zniecierpliwieni, nie licząc już na ustawowe rozwiązanie, zaczęli coraz częściej korzystać z tej rady.
Komunistyczne władze, stanowiąc nacjonalizacyjne prawo, w celu zachowania pozorów legalności swego istnienia, dopuściły możliwość dochodzenia swych praw przez część wywłaszczonych. Polskie sądy, dostosowując orzecznictwo do ogólnie uznanych zasad będących atrybutem demokratycznych państw prawnych, możliwości dochodzenia roszczeń we wspomnianym trybie coraz bardziej poszerzają. Dziś orzecznictwo dopuszcza np. zwrot nieruchomości przeznaczonej w planie zagospodarowania na cele publiczne.
Jedną z naczelnych zasad przyjętych w ustawie była ochrona budżetu. Weto spowodowało sytuację dokładnie odwrotną.
Wygrane postępowania skutkują zasądzanymi wysokimi odszkodowaniami pieniężnymi. To obciąża bezpośrednio budżet. Skala tych wypłat jest coraz większa. Tego właśnie można było uniknąć, gdyby ustawa stała się obowiązującym prawem. Brak w budżecie środków na ten cel powoduje eskalację łamania praw obywatela. Z tego powodu zaistniały niekorzystne dla Polski precedensy w postaci orzeczeń Trybunału w Strasburgu.
Nie bez znaczenia jest też fakt, iż sądy orzekają o pełnym odszkodowaniu, podczas gdy zawetowana ustawa je ograniczyła, co było wynikiem zawartego kompromisu między stowarzyszeniami dawnych właścicieli a rządem.
W którym miejscu jesteśmy
Ustawa ujednolicała kryteria zwrotu mienia w naturze. Brak takich jednoznacznych ustawowych zasad rodzi negatywne skutki. Gdzie jest bałagan własnościowy, tam jest okazja do podejmowania różnych podejrzanych działań, które łatwo mogą przybrać charakter patologii.
Nie można też pominąć faktu, iż po roku 1989 uchwalono ustawy dotyczące zwrotu mienia poszczególnym kościołom funkcjonującym w Polsce. Nastąpiła więc sytuacja, w której III RP rekompensuje osoby prawne, a nie dopuszcza do tego procesu w przypadku osób fizycznych.
Wcześniej zróżnicowanie zrobiły rządy komunistyczne w przypadkach przejęcia mienia znajdującego się na terytorium Polski należącego do cudzoziemców. Władze PRL w latach 1950–1975 podpisały kilkanaście umów indemnizacyjnych z określonymi państwami, przekazując środki pieniężne w ustalonej wysokości na zaspokojenie roszczeń majątkowych obywateli owych państw. Władze potraktowały więc obywateli obcych państw korzystniej niż własnych.
Najłatwiej i najprościej proces reprywatyzacji można było przeprowadzić na początku transformacji ustrojowej. Tego nie zrobiono i Polska dziś jest jedynym państwem Europy Środkowo-Wschodniej, która nie uporządkowała stosunków własnościowych.
Komunizm w sposób doktrynalny niszczył i likwidował własność prywatną. W sytuacji gdy został on potępiony i odrzucony, naturalna stała się konieczność przywrócenia obywatelom własności, której pozbawiły ich totalitarne władze. W nowej rzeczywistości, po obaleniu komunizmu, reprywatyzacja winna być istotnym elementem transformacji ustrojowej.
Przeobrażeń w życiu publicznym nie można przeprowadzać z pominięciem podstawowych zasad, które są fundamentem demokracji. Transformacja ustrojowa wymaga zmian, które mają służyć realnemu upodmiotowieniu obywatela. Afirmacją tego winno być stworzenie systemu prawnego opartego na nienaruszalnych i niezbywalnych prawach przysługujących człowiekowi. W przeciwnym razie następuje ograniczanie praw obywateli i umacnianie omnipotencji państwa. Negując system totalitarny, odcinano się od takiej relacji między państwem a obywatelem. Dlatego też problem reprywatyzacji wykracza poza literalną formułę własności. Transformacja ustrojowa bez rozwiązania tej kwestii będzie procesem ułomnym. Negatywne konsekwencje tego stanowią poważny balast.
Autor był ministrem do spraw reprywatyzacji w gabinecie Jerzego Buzka.