Rysują się dwa scenariusze: negatywny, coraz bardzo realny, oraz pozytywny, wciąż możliwy. Pierwszy zakłada, że Trybunał Sprawiedliwości UE na początku 2022 roku podzieli zdanie rzecznika generalnego. Czyni tak w 90 proc. spraw. Wtedy przed Komisją Europejską i Radą nie będzie już żadnych przeszkód, aby fundusze zablokować.
Determinacja jest duża. Bruksela wysłała do Warszawy i Budapesztu listy administracyjne i te kraje będą musiały odpowiedzieć na pytania w sprawie praworządności. Jest to procedura poprzedzająca uruchomienie rozporządzenia. Bruksela postanowiła nie czekać na werdykt TSUE i wszelkie formalizmy załatwić od razu, tak aby jak najszybciej po orzeczeniu wprowadzić sankcje.
Czytaj więcej
Należy oddalić skargi Węgier i Polski na mechanizm warunkowości wprowadzony w celu ochrony budżet...
W tym wariancie konsekwencje mogą być bardzo dotkliwe. Blokada nie musi objąć jedynie środków z Krajowego Planu Odbudowy, ale też regularne fundusze strukturalne z nowej perspektywy budżetowej (2021–2027) i starej (2014–2020), która zakończyła się w 2020 r., a Polska ma dwa lata na rozliczenie i refundację części tych pieniędzy.
Tak szeroka blokada może oznaczać dla Polski finansową katastrofę, gdyż unijne pieniądze są od lat ważnym elementem naszej gospodarki. Niemal pewny jest konflikt polityczny Warszawa–Bruksela i kroki odwetowe polegające m.in. na wstrzymaniu finansowania przez rząd PiS unijnego budżetu. A to już większy kaliber broni, pierwszy krok ku dezintegracji. W kryzysie znajdzie się rząd Mateusza Morawieckiego, który zgodził się na rozporządzenie, zapewniając, że nie zostanie ono użyte. Dziś jego największy oponent, Zbigniew Ziobro, trzyma go w klinczu, blokując ustępstwa wobec Brukseli w sprawie sądów, które mogłyby rozładować obecny kryzys. Na szali jest trwanie koalicji.