Uwielbiam wyżową, słoneczną pogodę, najlepiej taką, jaką kształtuje wyż wschodnioeuropejski, nie cierpię pogody, którą dyktuje głęboki niż północnoatlantycki, albo i skandynawski. Być może tak ma większość, ale u mnie to uwielbienie spowodowane jest szczególnymi objawami. Czym zatem ta meteoropatia u mnie objawia się? W czasie zalegania głębokiego niżu i deszczowej trzydniówki jestem nie do życia. Prócz senności, ospałości, rwania w kolanie, lekkiej migreny "z tyłu głowy", tudzież po skroniach ta zmora objawia się jeszcze czymś. Bywa, że przed oczyma latają mi jakieś kleksy na zmianę z gwiazdkami... Bywa, że i czwarta kawa nie pomaga... Podobno każda "baba" w przedziale wiekowym 12 - 50 ma to co cztery tygodnie, co ja mam z racji meteoropatii trochę rzadziej, bo kiedy jest niż i leje deszcz albo sypie śnieg. I co z tego? Ha, niech no trafię kiedyś do specjalisty w kitlu i on mi doradzi: - daj pan sobie obciąć to i owo i już na wciąż będziesz pan się czuł jak kobieta...
Dlaczego ja takie głupoty wypisuję, zada ktoś czytający ten tekst pytanie i co mi oprócz meteoropatii dolega? Czy także uderzenia gorąca znad zwrotnika? Otóż nie, dobiegają natomiast końca prace nad ustawą o tzw uzgodnieniu płci. Czytając projekt i jego uzasadnienie nasuwa mi się zawarte w tytule pytanie: "co uzgodnić z czym?", "dół" z "górą", czy "górę z dołem"?
Rzut oka na moją ulubioną część aktu prawnego, czyli preambułę i już stwierdzam konglomerat bzdur. Rzekomo ma istnieć "prawo do samostanowienia o własnej tożsamości" ale nie jak dyktuje powszechne przekonanie, przysługujące narodom, ludom, grupom etnicznym. "Po włosku" i po "zachodnioeuropejsku", "strasbursku" podobno takie prawo istnieje, i jeżeli uwzględnić podręcznik praw człowieka Rady Europy Ivany Roagna ma też przysługiwać człowiekowi. Pisząc o istnieniu tego prawa, uwypukla on stanowisko strasburskiego Trybunału, że rzecz dotyczy marginesu społeczeństwa, więc bez paniki. Trochę racji w tym jest, ale ja alarmuję i nie jestem w tym odosobniony, z racji zjawiska, a może raczej choroby kreacji nowych praw człowieka, które tak na prawdę są antyprawami gwałcącymi naturę i godność człowieka. Niosą tez poważne, totalitarne zagrożenia. Niestety, tzw "międzynarodowe standardy" pchają ludzkość w ślepą uliczkę kreowania takich antypraw. Prócz uwzględniania tego pchania, uwzględniać należy także współczesny stan wiedzy na temat tożsamości płciowej. I tu masakra. Według tego stanu wiedzy, tożsamością płciową ma być utrwalone, intensywnie odczuwane doświadczanie i przeżywanie własnej płciowości, która odpowiada lub nie płci metrykalnej. A zatem, nie natura, nie biologia ale "intensywnie odczuwane doświadczanie i przeżywanie" ma określać płciowości kogokolwiek. Wracam do moich odczuwanych doświadczeń, podanych na wstępie. Być może i ja, pod wpływem osiągnięć "nauki" powinienem zacząć deliberować nad moją tożsamością płciową. Póki co piję kawę /ewentualnie zakroploną.../ i na tym poprzestaję...
Ustawę ma się stosować do osób, których płeć metrykalna różni się od ich tożsamości płciowej. Urodzeniu dziecka towarzyszy radość. Ojciec bardziej cieszy się, że spłodził syna, matka, że powiła córkę... Teraz te pociechy ich radość mają za nic. Pogarda dla rodziców, dla ich niegdysiejszej radości to kamień węgielny tak zwanego "uzgadniania płci".
Cała zaś rzecz sprowadza się do wprowadzenia depenalizacji zadawania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, powodującego pozbawienie człowieka zdolności płodzenia. Projekt ustawy sprowadzić bowiem można do wprowadzenia do kk kontratypu dokonywania nieodwracalnych interwencji medycznych mających na celu korektę zewnętrznych lub wewnętrznych cech płciowych w stosunku do osoby, która ukończyła 13 rok życia i wyraziła zgodę na ich przeprowadzenie, czyli na zadanie jej trwałego uszczerbku, trwałego okaleczenia. Czasy zmieniają się... To co kiedyś było przestępstwem, dziś ma być czynem chwalebnym...