Mówiąc o sytuacji polskiego wymiaru sprawiedliwości, autor stracił w pola widzenia, że do naszych sądów wpływa kilkanaście milionów nowych spraw rocznie (podobno ok. 15 mln). Czy w takiej sytuacji ma sens dokonywanie oceny poziomu orzecznictwa przez pryzmat kilku, a nawet kilkudziesięciu spraw, które zapewne zostały osądzone nieprawidłowo? Moim zdaniem nie. Jest to zabieg wysoce niefortunny, wręcz szkodliwy. Zastanawiam się wreszcie, czy autor, który od wielu lat nie praktykuje jako prawnik, zna opisywane przez siebie sprawy z przekazów medialnych lub opowieści znajomych. Wierzę jednak, że wypowiada się na podstawie akt sądowych, które przeczytał. Musi tak być, bo doświadczony i dobry prawnik, jakim jest adwokat Andrzej Litwak, powinien wiedzieć, że wypowiadanie się na podstawie tajemnicy poliszynela, deprecjonuje wartość argumentów.
Zdaniem Autora niektórzy polscy sędziowie wierzą, iż posiadają boskie przymioty. Zarzut brzmi mocno, ale jego weryfikacja jest niemożliwa, bo autor nie podaje konkretnych przykładów. A plotka bez nazwiska nie jest atrakcyjna.
Z kim ich porównać?
Między sędziowską omnipotencją a wszechmocą różnica niewielka. Sprzed lat pamiętam, że moim głównym problem, z którym musiałem sobie poradzić jako sędzia (w latach 1974–1983), była umiejętność korzystania z władzy, która została mi dana. Nagle, w wieku 27 lat, zorientowałem się, że mogę decydować o losach ludzi. Nie mnie oceniać, jak sobie poradziłem. Nie przypominam sobie jednak, bym kiedyś, a mam za sobą 45 lat praktyki sądowej, dostrzegł lub odczuł skutki sędziowskiej omnipotencji lub nieomylności. Przyznaję, że nie raz wychodziłem z sali sądowej zdruzgotany. Jednak od adwokackiego niezadowolenia do sędziowskiej omnipotencji droga daleka.
Akapit poświęcony zarobkom sędziów służy jedynie pogłębieniu animozji między sędziami i obywatelami wykonującymi inne zawody, bo wielu zada pytanie, dlaczego ustawa ma akurat określać zasady wynagradzania sędziów, a nie lekarzy, skoro zgodnie z konstytucją jedni i drudzy mają takie same prawa? Dla mnie odpowiedź jest prosta: wszyscy powinni być godziwie wynagradzani, ale zawód sędziego jest inny niż pozostałe. Lekarz idzie do szpitala leczyć ludzi, a jego praca jest ciężka i odpowiedzialna. Górnik zjeżdża pod ziemię i pracuje w wyjątkowo ciężkich warunkach, często narażony na utratę zdrowia lub życia. A sędzia idzie zaledwie oceniać zachowania innych. Czy jednak to zadanie da się z czymkolwiek porównać? Moim zdaniem nie.
Czas pupilów
Pomysł zwolnienia wszystkich sędziów i przystąpienia do nowych powołań, jest niestety równie groźny jak nietrafny. Autor nie zauważa, że przy okazji czystki zarządzonej przez przedstawicieli suwerena, którzy wierzą w ludową sprawiedliwość (vide pomysł na izbę wyższą w Sądzie Najwyższym), zostanie podważona niezależność władzy sądowniczej, a niezawisłość sędziowska stanie się fikcją. Podobnie groźnie brzmi dorozumiane założenie, że w interesie demokratycznego państwa jest, by ograniczyć wpływ sędziów na nowe nominacje. Czyżby Autor uważał, że sędziów powinni wybierać politycy? Jeśli do tego dojdzie, w naszych warunkach będzie to sprint ku patologii.
Autor, który chwali opcję zerową (?) nie dostrzega, że już za chwilę do sądów, w których jest ok. 500 wakatów, wkroczą asesorzy mianowani przez prokuratora generalnego (sic!). Komuna wraca, wieje grozą, a Autor nie chce, by sędziów wybierali sędziowie, bo jego zdaniem jest to sprzeczne z istotą państwa demokratycznego.