Reforma prawa autorskiego leży przede wszystkim w interesie twórców. Powstaje jednak pytanie, dlaczego o jej kształcie mają decydować ci, których prawo zobowiązuje do świadczeń na rzecz twórców i kultury? Oczywiście dobrze przyswojone zasady erystyki Schopenhauera pozwolą z wilka zrobić owcę. Gratuluję panu prezesowi Kanownikowi ze Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego ZIPSEE perfekcyjnego wykorzystania tych zasad w artykule „Prawo autorskie potrzebuje reformy". Wyjaśnijmy więc pewne sprawy i przedstawmy, jakie są rzeczywiście.
Przede wszystkim nie ma w Polsce czegoś takiego jak „system finansowania artystów". Autorzy i artyści wykonawcy mogą otrzymać pieniądze albo w postaci wynagrodzenia za stworzenie utworu lub artystycznego wykonania, albo za wtórny akt jego eksploatacji (tzw. tantiemy). W grę mogą wchodzić jeszcze zaliczki na poczet stworzenia dzieła czy wykonania. Mogą też później pojawić się pieniądze za przeniesienie praw lub udzielenie licencji, np. do reklamy. Twórcy dzieł plastycznych, fotograficznych mogą też otrzymać wynagrodzenie za sprzedaż oryginałów. Zdarzają się także różnego rodzaju stypendia twórcze, granty, sponsoring.
Na czym zarabiają
Pierwotne źródła zarobku twórców to zamówienia płynące od różnych podmiotów prywatnych, przedsiębiorstw, instytucji kultury, np. filharmonii, teatrów, domów kultury itp., urzędów różnych szczebli. Wśród tych ostatnich można wymienić „Zamówienia kompozytorskie", realizowane przez Instytut Muzyki i Tańca z pieniędzy Ministerstwa Kultury, dofinansowanie z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej czy z Funduszu Promocji Kultury. Na stworzenie dzieł płyną też środki z organizacji pozarządowych, różnych stowarzyszeń i fundacji mających ambicje prezentacji premierowych dzieł. Wysokość tego finansowania zależna jest od reguł obowiązujących u konkretnego zamawiającego, a także od rynku. W przypadku artystów wykonawców dochodzą też wynagrodzenia za próby i wykonania na żywo koncertów, ról w teatrach itp.
Drugie źródło zarobku pojawia się wtedy, gdy utwór lub artystyczne wykonanie już istnieje, zostało utrwalone i jest wykorzystywane, rozpowszechniane na różnych polach eksploatacji. To „wtórne" wykorzystanie dzieła dokonywane jest jednocześnie przez tysiące użytkowników – właścicieli kin, telewizji i radia na całym świecie, dostawców treści w internecie, właścicieli dyskotek, organizatorów publicznych koncertów i festiwali. Wysokość tego wynagrodzenia zależy wyłącznie od popularności utworu lub wykonawcy i jest do niego proporcjonalna, przeważnie określona procentowo od wpływów finansowych użytkownika. Na to wtórne wykorzystanie składają się także miliony prywatnych utrwaleń i zwielokrotnień na różnych urządzeniach mobilnych, od których opłaty wnoszą producenci i importerzy tych urządzeń. Właśnie te wszystkie „wtórne" wynagrodzenia w imieniu autorów i artystów pobierają i wypłacają organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub pokrewnymi, m.in. takie jak ZAiKS, SFP, STOART, ZASP, SAWP. Nie można więc powiedzieć, że organizacje te „finansują" słabo młodych, a dobrze starych twórców, źle niszowych, a dobrze popowych, gdyż wysokość tzw. tantiem jest wynikiem akceptacji konsumentów kultury i rynkowej popularności. A ta nie zważa na wiek ani styl.
Tezie prezesa Kanownika o wypłacaniu tantiem tylko znanym twórcom przeczą liczby uprawnionych, którzy je za pośrednictwem ZAiKS otrzymali – w 2016 r. było to 189 134 autorów i ich następców prawnych z Polski i świata. System podziału wynagrodzeń jest też prosty i logiczny – im więcej nadań, odtworzeń, powieleń itd., tym wyższe wynagrodzenie.